Выбрать главу

– Zaczekajcie chwilę – poprosiła Vesla. – Uważacie więc, że rycerz pokazał się tam, ponieważ Sigrid przypadkiem znalazła się w pobliżu dziennika Anne?

– Właśnie tak. Nie wiemy, czy rycerz wykonał jakiś ruch, czy dał znak. O tym Sigrid nie wspomina. Ale chodźcie, poszukamy! Każde z nas przyjrzy się fragmentowi muru. Sprawdźcie, czy nie ma w nim luźnych kamieni po zewnętrznej stronie.

Był to zaiste szalony pomysł. Ale co innego mogli zrobić?

Pamiętnik znalazła Vesla. Tkwił wetknięty w mur, schowany za kamieniem.

Wszyscy zebrali się dookoła dziewczyny.

Anne Hansen zmarła w roku 1933, w owym czasie nie było jeszcze plastiku. Kasetka z pamiętnikiem spoczywała owinięta w nasączone olejem płótno. Zaszczyt jej otwarcia przypadł Gudrun.

– Pismo da się odczytać – oznajmiła wzruszona. – Jeśli tylko zna się hiszpański.

– A tu się zna – oświadczył sucho Antonio.

18

Światło słońca zniknęło.

– Nadciąga mgła – powiedziała Gudrun z cieniem niepokoju w głosie. – Powinniśmy wrócić do domu, nim zanadto się zbliży. Czy możemy przejrzeć ten pamiętnik w domu? Bo… mamy chyba… jeszcze jedną sprawę tu do załatwienia, czyż nie tak?

– Owszem – odparł Jordi. – Ale w tym wypadku, jak mi się wydaje, mgła będzie przyjacielem. Staniemy się jeszcze bardziej niewidzialni dla otaczającego nas świata.

Pozostałym przeszły ciarki po plecach, jak gdyby mgła wdarła się pod ubrania i chłodną, wilgotną ręką dotknęła ich ciał.

– Może wrócimy w obręb ruin – podsunęła zatroskana Gudrun.

Ale Jordi rozejrzał się dokoła.

– Nie, wydaje mi się, że ten duży, otwarty cmentarz to dobre miejsce. Co robimy? Morten, Unni, Antonio i ja powinniśmy się z nimi spotkać, ponieważ jesteśmy ich potomkami. Przypuszczam, że oni również bardzo chętnie poznają Gudrun i Veslę, które tak wiele nam pomogły, ale jeśli ktokolwiek z was nie ma ochoty na to spotkanie, to od razu o tym mówcie.

To przecież szaleństwo, pomyślała Vesla gorączkowo. Kompletny obłęd! Zejdę do łodzi, nie chcę w tym uczestniczyć! Czy Jordi naprawdę sobie wyobraża, że ci rycerze zechcą tu przyjść? Czy on naprawdę wierzy w ich istnienie i próbuje nam to wmówić?

On twierdzi, że już widzieliśmy mnichów. To kłamstwo, ja żadnych mnichów nie widziałam. A ta zjawa w Widmowym Dworze? Ten szary upiór? Ja w każdym razie z nikim takim się nie zetknęłam. Trzymają się ich primaaprilisowe żarty. Do pierwszego kwietnia już niedaleko, tak więc…

No dobrze, ale czego właściwie się boję? Jeżeli nie widziałam żadnych szarych zjaw ani mnichów, to nie ujrzę również żadnych rycerzy, to przecież oczywiste. Jeśli sądzą, że pozwolę sobie wmówić obecność rycerzy, są w błędzie. Mogą sobie tutaj stać i udawać, ile tylko chcą, a ja i tak niczego nie zobaczę.

A to znaczy, że nie ma w tym absolutnie nic groźnego.

– Chętnie wezmę udział w spotkaniu z rycerzami – oznajmiła Gudrun. – Tyle jest pytań bez odpowiedzi, dotyczących losu moich najbliższych, i jeśli tylko mogę jakąś uzyskać, to będę zadowolona. Chcę dowiedzieć się czegoś o mojej teściowej, moim mężu, córce i wnuku.

– Spytam w twoim imieniu – obiecał Jordi. – Wy prawdopodobnie nie będziecie w stanie się z nimi komunikować, ale zadawajcie pytania, a ja „przetłumaczę” je na myśli.

Do diaska, pomyślała Vesla. Gudrun zostaje. W takim razie ja byłabym jedyną dezerterką. O, nie, to niemożliwe!

– Czy wolno mi będzie trzymać Antonia za rękę? – spytała cierpko.

Antonio z uśmiechem natychmiast ujął jej dłoń.

– Brakuje nam dwóch osób – zauważyła Unni.

Popatrzyli na nią pytająco.

– Flavii i Pedra – wyjaśniła. – Frekwencja byłaby stuprocentowa.

– Owszem – odparł Jordi. – Niestety, mało jest nas, osób, którym rycerze mogą zaufać. Ale oni znają Flavię i Pedra, zostali sobie przedstawieni już jakiś czas temu w Hiszpanii.

– I wszystko poszło dobrze? – spytała wciąż nieprzekonana Vesla.

– Bardzo dobrze. Możesz więc być całkiem spokojna. Tych pięciu rycerzy rozpaczliwie nas potrzebuje, choć oczywiście żaden z nich się do tego nie przyzna. Są dumni nawet po śmierci.

– To prawda – rzekł cierpko Antonio. – I to jeszcze długo, długo po śmierci.

Jordi ich opuścił. Mgła rzeczywiście nadciągała nad wyspę. Z początku pojawiły się delikatne białe obłoczki, które następnie zbiły się w lekką masę. Nie wiedzieli, co Jordi zrobił, aby przyzwać rycerzy, nagle jednak Vesla mocno szarpnęła ręką Antonia. Mortenowi, który usiadł oparty o mur, ktoś pomógł wstać. Zarówno Vesla, jak i on szepnęli: „Nie”.

Spośród mgły wyłoniły się wielkie cienie. Jordi prędko podszedł do przyjaciół, a Unni przysunęła się do niego o krok. Na wszelki wypadek. Serce mało nie wyskoczyło jej z piersi.

Poruszając się bezszelestnie, pojawiły się czarne wierzchowce. Jeźdźcy również byli cali w czerni. Kaptury opończy mieli zarzucone na głowy. Unni nie śmiała odetchnąć.

Wsłuchiwała się w drżący oddech Vesli, patrzyła, jak dłonie Gudrun zaciskają się nerwowo. W jednej chwili Unni zrobiło się okropnie żal Mortena. Ona mogła snuć marzenia o Jordim, Vesla i Antonio wydawali się bardzo bliskimi przyjaciółmi, Morten natomiast nie miał nikogo. Owszem, babcię, lecz to przecież nie to samo. A Morten był osobą, której naprawdę przydałby się w tej chwili przyjaciel. Unni złapała go więc za rękę, żeby pokazać, że jest przy nim. On jednak niezbyt dobrze ją zrozumiał, bo szepnął:

– Nie ma się czego bać, przecież wszyscy jesteśmy przy tobie!

Dziękuję, pomyślała z goryczą. Nie było czasu na to, by wyprowadzać chłopaka z błędu, ale prędko puściła jego dłoń.

Rycerze zatrzymali się przed nimi. Zsiedli z koni i podeszli bliżej. Stanęli jednak w pewnej odległości, jak gdyby nie chcieli bratać się zanadto z ludźmi stojącymi niżej od nich w hierarchii.

Z tego akurat Unni bardzo się cieszyła, bo bezpośredni kontakt z upiorami nie zaliczał się do najprzyjemniejszych. Rycerze zresztą wyglądali dość strasznie, na ich ciałach wyraźnie znać było ślady, pozostawione przez narzędzia tortur.

Jordi, jak należało, przedstawił najpierw tych niższego stanu. Mówił po hiszpańsku, Antonio zaś ściszonym głosem tłumaczył wszystko bardzo szybko.

– Szlachetni rycerze, pozwólcie, że przedstawię wam najpierw mego brata Antonia.

Antonio wystąpił naprzód i powitał ich uprzejmie.

Najwyraźniej pomiędzy rycerzami trwała jakaś rozmowa w myślach, bo Jordi tym razem odezwał się po norwesku.

– Mówią, że znają Antonia i że on się nadaje.

Następnie Jordi wyjaśnił, kim jest Morten. Okazało się, że rycerze jego również znali. Nie tracąc nic ze swego dostojeństwa, użalali się nad jego wypadkiem.

Nadeszła kolej Unni. Dziewczyna wystąpiła w przód o kilka kroków i ukłoniła się najładniej jak umiała.

Rycerze pokiwali głowami, lecz nic nie powiedzieli.

Następnie przedstawione zostały Vesla i Gudrun, a rycerze mieli kilka pytań na ich temat. Gudrun jako osoba wplątana w tragedię rodu wzbudziła widać ich zaufanie, co do Vesli natomiast okazywali większą niepewność. Jordi musiał ją bardzo chwalić, opowiadał o doskonałej opiece, jaką roztoczyła nad Mortenem, i o tym, jak bardzo pożyteczna jest dla nich osoba znająca się na pielęgnacji chorych.

„Czarownica?” – przesłali ostrą myśl prosto do mózgu Jordiego.

– Nie, nie – odparł. – W dzisiejszych czasach zajmowanie się chorymi i rannymi to wysoce poważane zajęcie.

Chociaż kiepsko płatne, dodał w duchu, lecz akurat tej myśli nie posłał dalej.