Выбрать главу

Rycerze sprawiali wrażenie nieco sceptycznych, zgodzili się jednak na obecność Vesli, przynajmniej na razie.

Miękkie kłębki mgły zbierały się wokół wieży, od czasu do czasu ją odsłaniając. Gudrun była niespokojna. Nie lubiła pływać motorówką, nie mając pewności, czy przypadkiem inne łodzie nie podążają tą samą drogą.

Teraz nadeszła kolej rycerzy na prezentację.

Tym razem wszystko odbyło się o wiele uroczyściej. Wyraźnie było widać, że ci panowie traktują siebie samych z wielką powagą.

Najpierw najstarszy.

Ten był naprawdę stary. Gdyby nie fakt, iż już nie żył, Unni gotowa byłaby przysiąc, że jego dni są policzone, a życie wisi na włosku, i to cienkim jak nitka pajęczyny. Rycerz ten miał najbardziej przerażającą twarz z nich wszystkich, gdyż poza śladami męczeństwa – przesłoniętymi bielmem oczami, przezroczystą szarobiałą skórą i ranami zadanymi podczas tortur – dodatkowe bezlitosne ślady pozostawiła na jego obliczu starość.

– Nie jestem do końca pewien ich tytułów szlacheckich – poinformował Jordi. – Niektórzy są wyżsi stanem od innych, lecz ustaliliśmy, że będę się do nich zwracał „don”, co z mojej strony będzie oznaką szacunku. Tyle wystarczy, w każdym razie na to się zgodzili. Drodzy przyjaciele, pozwólcie, że przedstawię wam pierwszego z rycerzy. Oto don Federico de Galicia.

Hiszpański arystokrata niezwykle wysokiego stanu był tak dostojny, że niemal padli przed nim na kolana. No, może nie dosłownie, lecz nigdy jeszcze nikogo nie witali z większym szacunkiem.

Jordi wyjaśnił:

– Jego potomkiem jest Pedro, który mieszka w Hiszpanii.

Teraz wystąpił jeden z rycerzy w średnim wieku, a Jordi oznajmił:

– Don Galindo de Asturias.

Przed nim również wykonali głęboki ukłon. Popatrzył na nich z ponurą miną, lecz w końcu zaakceptował niezgrabne i dość nowoczesne powitanie.

Następny:

– Don Garcias de Cantabria.

Każdy z rycerzy witany był z takim samym szacunkiem, co najwyraźniej sobie cenili, choć bardzo się starali, by tego nie okazać.

– Don Sebastian de Vasconia!

– Ach, my już się kiedyś spotkaliśmy! – wykrzyknęła Unni z zachwytem.

Rycerz uśmiechnął się pod nosem i zaraz Jordi znów musiał służyć za tłumacza.

– On mówi, że jesteś jego potomkinią, Unni.

– Naprawdę? To dla mnie wielki zaszczyt, senor.

Ojej! Może nie odezwała się do niego z dostatecznym szacunkiem? Gdy jednak Jordi przetłumaczył jej słowa, don Sebastian wyglądał na zadowolonego.

Jordi odwrócił się do Unni.

– On mówi, że pragnęli oszczędzić cię tak długo, jak się dało, i dlatego nie bardzo im się podobało, kiedy wciągnąłem cię w tę historię jako dziewczynę Mortena. Teraz są zdania, że dobrze się stało. Od dawna już są bardzo zadowoleni z twoich osiągnięć.

– Ojej! – westchnęła Unni, osłabła ze wzruszenia. – Dziękuję.

A potem znów się ukłoniła swemu przodkowi i wszystkim pozostałym.

– Vasconia? – zamyślił się Antonio. – To znaczy obecny Kraj Basków. Zgadza się. Właśnie Baskowie na dużą skalę emigrowali do Chile.

I znów chwilę potrwało tłumaczenie. Rycerz pokiwał głową, wyglądał na nieco zasmuconego losem swego ludu.

Jordi uśmiechnął się półgębkiem.

– Wiem, że jeszcze bardziej namieszam wam w głowach, ale muszę wam powiedzieć, że Unni pochodzi ze stolicy Chile, Santiago de Chile. Z ubogich dzielnic tego miasta.

– Ach, nie! – jęknął Morten. – Dość już tych Santiago!

Rycerze nie mówili nic podczas całego spotkania. Ich kroków na zeschłej Zeszłorocznej trawie nie było słychać. Konie niespokojnie rzucały łbami i uderzały kopytami o ziemię, ale robiły to w sposób bezgłośny. Tę niezwykłą, przerażającą ciszę ludzie zapamiętali na długo.

A więc jestem Baskijką, pomyślała Unni. Muszę się do tego przyzwyczaić.

Podoba mi się ta myśl. Przynajmniej dopóki nie będę się mieszać w politykę.

Nadeszła kolej na ostatniego rycerza. Najmłodszego.

– Don Ramiro de Navarra – obwieścił Jordi. – Jest to, moi przyjaciele, przodek Antonia, Mortena i mój.

– To znaczy, że Asturia i Kantabria nie mają już potomków?

– Niestety. A potomkowie Galicii wymrą wraz z Pedrem.

Nagle Unni się rozjaśniła.

– Zaczekajcie chwilę! Wydaje mi się, że mam rozwiązanie przynajmniej jednej z tych wielu zagadek! Te litery na herbie. G A C V N.

– Co z tymi literami? – spytał Morten.

– Galicia, Asturias, Cantabria, Vasconia i Navarra!

– Brawo, Unni! – pochwalił dziewczynę Antonio, w czasie gdy Jordi tłumaczył to rycerzom. – A teraz ja chciałbym coś dodać. To wszystko są stare hiszpańskie królestwa, obszary wokół Zatoki Biskajskiej. Zaraz narysuję wam to schematycznie. Przynajmniej tak, jak wyglądają dzisiaj. Asturia (dawniej Asturias) była w owych czasach o wiele większa.

Znalazł pustą kartkę w swoim kalendarzu i zaczął szkicować.

– Czy to są królowie? – szepnęła Vesla.

– Nie, rycerze. Niektórzy z nich mają jednak zapewne królewskich przodków. A jaki tytuł ma don Federico z Galicii, boję się nawet zgadywać. Mógł być nawet pretendentem do tronu, ale o tym porozmawiamy później.

– No tak, bo te królestwa nie istniały już chyba nawet w piętnastym wieku? – pytała Gudrun.

– Przynajmniej niektóre z nich. Oto mój szkic.

Na razie przelotnie spojrzeli na mapkę. Jordi zakończył już rozmowę z rycerzami i teraz wszyscy przysłuchiwali się jego tłumaczeniom.

– Proszą o wybaczenie wszelkich cierpień, jakie ściągnęli na swych potomnych.

– Przecież wiemy, że to nie była ich wina – pocieszyła Unni. – To czarnoksiężnik Wamba i mnisi odpowiedzialni są za tę tragedię, która, jak się wydaje, nigdy nie będzie miała końca.

– Uczynimy wszystko, by wreszcie położyć jej kres.

Jordi sprawiał wrażenie, jakby chciał coś jeszcze dodać, lecz uznał, iż najlepiej będzie jednak milczeć. I tylko przetłumaczył rycerzom to, co mówili jego przyjaciele.

On jest taki przystojny, taki spokojny i opanowany, nawet podczas tej niezwykłej sceny, stwierdziła Unni. Z każdym dniem, jaki dane im było spędzić razem, darzyła Jordiego coraz większą sympatią. Miała wrażenie, że miłość wypełnia jej serce, jednocześnie zaś piersi rozsadzał smutek i żal, bo jakże inaczej mogło się dziać w tej niezwykle trudnej, beznadziejnej wręcz sytuacji.

Jordi znów zwrócił się do przyjaciół:

– Rycerze dziękują za waszą wolę współdziałania. Szczególnie wdzięczni są dwóm osobom stojącym z boku, Vesli i Gudrun, za to, iż nie brak im odwagi, by się zaangażować w tę sprawę.

Vesla poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Wiedziała, że teraz, usłyszawszy takie słowa, już całkiem przepadła. Gotowa była uczynić dla nich wszystko, dla nich, a przede wszystkim dla Antonia.

– Zaraz, zaraz, czy rycerze się wycofują? – wykrzyknęła nagle Unni.

– Tak mi się wydaje – odpowiedział Jordi.

– Ale ja mam jeszcze kilka pytań!

– Słucham.

– Po pierwsze: gdzie się podziewali rycerze tej zimy, kiedy wyglądało na to, że zapadli się pod ziemię?

Niezbyt trafne wyrażenie, przecież właśnie tam, w ziemi, było ich miejsce.

Jordi przekazał pytanie, chociaż zdawało się, że sam byłby w stanie na nie odpowiedzieć.

Przez chwilę musieli czekać w milczeniu.

Wreszcie Jordi rzekł:

– Przebywali w Hiszpanii, gdzie, jak sądzili, są bardziej potrzebni, lecz tam, jak się okazało, nie było aż tak źle.

– A dlaczego mieli się przydać właśnie tam?

– Leon ma w Hiszpanii swoich pomocników, Pedro zaś przesłał rycerzom za moim pośrednictwem wiadomość o tym, że jego sprzymierzeńcy zanadto się zbliżyli do zapalnego punktu. Okazało się jednak, że znaleźli się w pobliżu jedynie za sprawą przypadku.