Mieli świadomość, że muszą się teraz spieszyć. Unni prawie zachłysnęła się słowami:
– Dlaczego dziadek Mortena umarł w takim przerażeniu? I kto wyrył znaki nad drzwiami pokoju zmarłych?
Jordi przekazał pytanie i wkrótce znów odwrócił się do Unni:
– Mnisi. Oni się pojawiają w momencie śmierci.
„A w jaki sposób tobie udało się od tego wywinąć?” – miała Unni na końcu języka, ale na to Jordi mógł przecież sam odpowiedzieć później.
– Ostatnie pytanie: Kilkakrotnie wspomniano o tym, że istnieje pewne miejsce… gdzie nikt nie chodzi.
Teraz jednak rycerze gwałtownie zawrócili i dosiedli koni. Wkrótce potem zniknęli we mgle.
Zapadła cisza.
– Chyba nie zadałaś zbyt mądrego pytania, Unni – powiedział Jordi cicho.
– Wiem, żałuję, że mi się wyrwało. Przepraszam. Ty też masz prawo czuć się dotknięty, ponieważ to ty zdradziłeś, że jeden z rycerzy omal się nie wygadał. Ale oni sami o tym wspomnieli, prawda? Mówili o jakimś punkcie zapalnym. Tak czy owak, bardzo mi przykro, że do tego doszło. Myślisz, że się rozgniewali?
– Raczej postanowili być bardziej ostrożni. No, ale zabierajmy się stąd, zanim mgła całkiem nas nie obezwładni.
Skierowali się ku brzegowi. Podczas spotkania z rycerzami nerwy mieli tak napięte, że dopiero teraz zrozumieli, co naprawdę przeżyli.
Unni i Vesla szły razem szeroką, wykładaną kamieniami ścieżką. Z początku wędrowały w milczeniu, ale po dłuższej chwili Vesla odezwała się drżącym głosem:
– To bardzo dziwne. Na początku Jordi wydawał mi się brzydki i przerażający, teraz natomiast uważam go za bardzo pociągającego. Podoba mi się zwłaszcza ten jego łagodny uśmiech. Jest wtedy taki… Wygląd właściwie znaczy tak niewiele, to charakter człowieka przydaje mu piękna.
Witaj w klubie, pomyślała Unni z pewną goryczą. Pokiwała jednak tylko głową, przyznając Vesli rację.
– Wiesz co, Unni? Kilka razy miałam wrażenie, że serce mi stanie. To było takie nierzeczywiste, nie przypuszczałam, że takie rzeczy mogą się zdarzać. Czułam się trochę tak, jakby ta mgła zamykała nas w innym, tajemniczym i zaklętym świecie, który tak naprawdę nie istnieje.
– Wyrażasz dokładnie to, co i ja odczuwałam, Veslo!
– Dzięki Bogu, że był z nami Jordi. On ma w sobie prawdziwą siłę. A jego brat jest taki… taki…
– Wiem, wiem, Veslo – uśmiechnęła się Unni. – Życzę ci powodzenia!
Vesla uśmiechnęła się nieco zażenowana.
– Z początku sądziłam, że coś cię z nim łączy, a potem nie mogłam pojąć, że wybrałaś Jordiego. Teraz rozumiem to znacznie lepiej i cieszę się, że i mnie dałaś szansę.
– Antonio to rzeczywiście nadzwyczajny chłopak.
– O, tak, to prawda – westchnęła Vesla. – Tylko dzięki obecności Antonia i Jordiego w ogóle zdołałam przeżyć. Wiesz, teraz mam takie wrażenie, jak gdyby to spotkanie nigdy się nie odbyło.
– Może rzeczywiście najlepiej tak myśleć – powiedziała Unni.
Sama natomiast wiedziała, że nigdy o tym nie zapomni.
19
Unni siedziała skulona na ławeczce nad silnikiem. Niewidzącymi oczyma wpatrywała się we mgłę, myślami błądziła gdzieś daleko. Łzy płynęły jej z oczu, a ona tego nie zauważała.
Gudrun bardzo powoli i ostrożnie sterowała motorówką. Łódka posuwała się z najmniejszą możliwą prędkością. Od czasu do czasu Gudrun włączała syrenę przeciwmgielną, choć może raczej należałoby powiedzieć: ochrypły gwizdek.
Poczuwszy nagły chłód, Unni zorientowała się, że Jordi usiadł koło niej. Zrobiła mu miejsce, ławeczka bowiem nie była przeznaczona dla dwóch osób.
Jordi patrzył na nią z boku.
– Nie było aż tak źle, droga Unni. Rycerze, zdaje się, bardzo cię lubią. Na pewno ci wybaczą.
– Ale czy wybaczą tobie? Muszą chyba zrozumieć, że wspomniałeś o tym tajemniczym miejscu.
– Jakoś się to ułoży. Popełniałem już gorsze błędy i popadałem w niełaskę, ale to prędko mija.
Unni pociągnęła nosem.
– Przykro mi nie tylko z powodu mojej gafy. Tyle smutnych rzeczy się wydarzyło. Z tobą, z nami wszystkimi. A ta kwestia adopcji i tego, że pochodzę z Chile, naprawdę zbiła mnie z nóg, Jordi. Przestałam być sobą.
Jordi delikatnie pogładził ją po włosach, a Unni wtuliła się w jego dłoń. Była tak zimna, że ten chłód aż zmroził jej skórę, ale to nie miało żadnego znaczenia.
Jordi wyznał teraz, że właśnie rycerze doprowadzili do tego, by Unni z Chile trafiła w pobliże Mortena. A więc wszystko zostało ułożone.
– Świat wydaje mi się teraz taki obcy – poskarżyła się Unni. – U rodziców czułam się bezpieczna. Często zajmowaliśmy się badaniem naszego drzewa genealogicznego, mój ojciec i ja. I zawsze tak bardzo się cieszyliśmy, kiedy udawało nam się dotrzeć do kolejnego pokolenia wstecz. Dlaczego on mi nic nie powiedział, Jordi?
– Zapewne uważał cię za swoje rodzone dziecko.
– Owszem, to bardzo pięknie z jego strony, ale niesłuszne. Chcę wiedzieć, kim jestem. I spróbuję dotrzeć do jakichś informacji o rodzinie mojej matki.
– To możesz zrobić. Ale ty nie musisz postępować tak jak my trzej, to znaczy cofać się przez kolejne pokolenia. Odnalazłaś już swego przodka, to don Sebastian z Vasconii.
– Wy też znaleźliście swojego. Tego z Nawarry.
– Tak, don Ramiro. Ale musimy się dowiedzieć, dlaczego to wszystko się dzieje. A po naszym drzewie genealogicznym łatwiej się wspinać niż po twoim.
Rzeczywiście, z tym musiała się zgodzić. Dotarcie do slumsów Santiago de Chile, a następnie powrót do Hiszpanii i tak dalej – to potrwałoby cale wieki, zwłaszcza że mogło chodzić o bardzo wiele pokoleń, zważywszy na to, iż liczące się osoby umierały w wieku dwudziestu pięciu lat. To dawało cztery pokolenia na każde stulecie, licząc od piętnastego wieku.
– Głowa do góry, Unni! I pamiętaj, masz swoich norweskich rodziców, którzy cię ubóstwiają. Antonio i ja straciliśmy niestety rodziców dawno temu, a na dodatek nie mamy żadnych krewnych.
No tak, ale Antonio miał ciebie, pomyślała z czułością. Dawno już zrozumiała, dlaczego Antonio tak pielęgnował wspomnienie starszego brata. Ach, cudowny Jordi!
Gdyby tylko był trochę cieplejszy! Trzęsła się z zimna, kiedy siedzieli tak blisko siebie.
– Zdaje mi się, że myślę wyłącznie o sobie – powiedziała z żalem. – Wam było oczywiście o wiele ciężej. Ale Morten ma przynajmniej Flavię, no i Gudrun, swoją babcię. Jordi… To pytanie miałam zamiar zadać rycerzom, ale się wycofałam…
– Tak?
– Powiedzieli, że to mnisi zbliżyli się w chwili śmierci do dziadka Mortena i śmiertelnie go przerazili. Z tego, co zrozumiałam, podobnie rzecz się miała i z innymi. Poza tym mnisi zadawali swoim ofiarom tuż przed śmiercią ulubione tortury. Jak to możliwe, że ciebie puścili wolno?
Gwizdek zawył ochryple. Łódź wolno sunęła naprzód.
Ręka Jordiego kurczowo zacisnęła się na ramieniu dziewczyny.
– Nie wiemy dokładnie, co oni robią. I właśnie to najbardziej mnie przeraża, Unni. Mnisi puścili mnie wolno, oni… uznali, że już nie żyję.
Chłód zmroził serce Unni.
– To znaczy, że ty… im zniknąłeś?
– Chyba tak, tak właśnie musiało się stać.
– A więc oni tam byli? Przy twoim łożu śmierci?
– Ja ich widziałem, z bliska są straszni, wręcz obrzydliwi. Ich nieskrywana nadzieja i radość, że mnie dopadną, była wprost odpychająca. Słyszałem już zgrzyt koła do łamania kości i ławy do rozciągania. Dochodziły mnie też krzyki z oddali. Ale mnie nie dosięgnęli. Od tej pory mnie szukają, no i teraz mnie odnaleźli.