Unni ujęła go za rękę i uścisnęła w niemal desperackim geście. Rozumiała jego lęki. Mnisi nie mogli go dosięgnąć, bo on już nie żył.
Czy to znaczy, że trafił do świata zmarłych?
Unni miała wrażenie, że cała aż kurczy się z żalu. Robiła się coraz mniejsza i mniejsza, jak gdyby chciała pozbyć się tej strasznej myśli.
Wyprostowała się i wciągnęła głęboki oddech, pragnąc zdławić płacz rozsadzający pierś.
– Jeszcze jedno, Jordi. Kiedy powiedziałam, że to nie rycerze ponoszą winę za cierpienie swoich potomków, lecz Wamba i mnisi, chciałeś coś dodać, ale to przemilczałeś. Co ci wtedy przyszło do głowy?
– Ach, o to chodzi? Uznałem, że nie warto irytować rycerzy, lecz moim zdaniem wina w dużym stopniu leży po ich stronie. Oni, łagodnie mówiąc, starli się z wyższymi mocami, zarówno ziemskimi, jak i kościelnymi, i kara, jaka ich za to spotkała, była nieludzko ciężka.
– Ale co oni zrobili?
– O tym właśnie nie mogą nam powiedzieć.
– Tak samo jak o tym miejscu, gdzie nikt nie chodzi. I o wielu innych rzeczach. Czy mamy zakładać, że popełnili przestępstwo na tle politycznym?
– Pewnie bardziej politycznym niż religijnym. Ale w tamtych czasach kościół był tak mocno spleciony z państwem, że być może nie da się tego rozgraniczyć.
– No tak, tyle jest tych zagadek… Och, ale co to?
Gudrun coś wołała. Łódź wykonała nagły skręt w bok, lecz za późno.
Z mgły wyłonił się wielki jacht, pędzący wprost na nich. Nie podejmując nawet próby zatrzymania się lub wyminięcia, uderzył prosto w bok niedużej motorówki.
Unni usłyszała jeszcze swój własny krzyk, wylatując za burtę razem z Jordim i Antoniem, który również znajdował się na pokładzie.
Ale Gudrun i Morten byli w kabinie, a Vesla akurat tam zmierzała, żeby zrobić chłopakowi zastrzyk. Szła właśnie po schodach, gdy uderzyła w nich wielka łódź.
Unni z wielkim trudem zdołała przedrzeć się na powierzchnię wody. Akurat w porę, by zobaczyć, jak jacht znika we mgle.
Z rufy wykrzywiła się do niej triumfująca twarz.
– To Leon! – usłyszała przesycony goryczą głos Antonia.
20
Lodowata woda paraliżowała, chociaż Unni powinna już być zahartowana, długo wszak siedziała w pobliżu Jordiego. Woda wdzierała się do gardła, tamowała oddech. I ta głębia, która wciągała, ubranie bardzo ciążyło…
A gdzie reszta?
– Uderzyłaś się, Unni? – zawołał Jordi gdzieś w pobliżu.
– Nie, dałam sobie radę. A ty? – Zakrztusiła się i zakaszlała.
– Ze mną w porządku, z Antoniem także.
– To dobrze, a co z łodzią? I tamtymi trojgiem?
Odwróciła się.
Rufa motorówki zniknęła, została oderwana. Część dziobowa unosiła się na wodzie stępką do góry.
Ale jak długo zdoła utrzymać się na powierzchni?
– Myślisz, że oni ciągle tam są?
– Musimy to sprawdzić.
Trzeba usunąć wodę z płuc i nie wolno zesztywnieć.
Jakie to trudne! Unni oparła się intensywnej pokusie wczepienia się w Jordiego. Usiłowała zachować spokój.
Antonio już nurkował koło łodzi i Jordi zaraz poszedł w jego ślady. Unni została sama na powierzchni wśród oślepiającej mgły. Widziała jedynie wrak łodzi. Próbowała wołać o pomoc, ale z gardła wydobyło jej się tylko charczenie.
Wszyscy najbardziej się bali o Mortena. Jak on sobie da radę?
Najważniejsze w tej chwili było odnalezienie przyjaciół.
Podczas zderzenia Vesla została rzucona z powrotem do kabiny. Poleciała na stół i mocno uderzyła się w bok. Łódź się obróciła i woda runęła do środka, jak wydawało się dziewczynie, ze wszystkich stron.
Tchu jej zabrakło, połknęła wodę, w końcu jednak zacisnęła wargi. Zdążyła jeszcze zobaczyć przerażone oblicze Gudrun, z którego woda obmywała krew, później zaś Vesla po omacku usiłowała odnaleźć Mortena.
Nie musiała wcale tego robić, bo on ciężko upadł na nią.
Boże, ratuj! Dopomóż nam, nie jestem w stanie dłużej wstrzymywać oddechu, nie mogę się stąd wydostać, zresztą nie wolno mi zostawić Mortena i rannej Gudrun. Sama chyba też jestem ranna. Toniemy…
Nie, wcale nie. Leżymy stępką do góry, ale utworzyła się poduszka powietrzna, w której możemy oddychać.
– Ratunku! – zawołała, wyciągając jednocześnie Gudrun, tak by przynajmniej jej głowa znalazła się nad powierzchnią wody. Postarała się też obrócić Mortena we właściwą stronę, ale on był ciężki, a ją piekielnie zakłuło w boku.
Złamane żebro, postawiła diagnozę pielęgniarka Vesla akurat w chwili, gdy zjawił się Antonio. I całe szczęście, wiedziała bowiem, że trzeba się spieszyć. Dziób nie zdoła długo utrzymać się na powierzchni.
– Bierz najpierw Mortena! – zawołała Gudrun. – Pociągnij go w górę po schodach… to znaczy raczej w dół. Ach, Boże!
Antonio już zdążył podnieść nieprzytomnego chłopaka i wycisnąć wodę z jego płuc. Potem przekazał go Jordiemu, który wpłynął pod łódź razem z nim, a następnie oddał pod opiekę Unni. Pokazał jej, jak powinna go trzymać.
– Musimy się spieszyć. Leon zaraz powróci. Widział nas w wodzie, a na pewno nie życzy sobie, by ktokolwiek z nas przeżył. Chwyć się mocno łodzi, tylko uważaj, żeby cię nie wciągnęła pod wodę!
– Ale co my ze sobą zrobimy? Gdzie jest ląd? – zawołała Unni ogarnięta paniką.
– Nie wiem. Pilnuj go, dopóki nie wrócimy!
Jordi znów zniknął. Unni z ogromnym wysiłkiem starała się utrzymać Mortena ponad powierzchnią wody, jednocześnie starając się nie puścić burty łodzi. Woda była wprost paraliżująco zimna. Organizm przeżywał wstrząs, Unni przez cały czas starała się poruszać nogami, lecz już była wycieńczona.
Jordi pojawił się zaraz znów razem z Gudrun, dość silnie zamroczoną po uderzeniu w skroń. Tym razem Jordi już został, by pomóc Gudrun, miał też ze sobą koło ratunkowe, którego Gudrun mogła się przytrzymywać, brakło jej bowiem sił na to, by przełożyć przez nie ręce i głowę. Zresztą czas nie pozwalał na zbędne próby, wszystko musiało odbywać się bardzo szybko.
Wkrótce potem na powierzchnię wypłynął Antonio razem z Veslą. Unni po twarzy przyjaciółki poznawała, że coś ją boli przy każdym ruchu.
Na szczęście jednak wszyscy znaleźli się na powierzchni.
– Gudrun, gdzie jest ląd? – powtórzyła Unni. Szczękała zębami tak mocno, że trudno jej było wymawiać słowa.
– Byliśmy już stosunkowo blisko brzegu – odparła Gudrun zdezorientowana. – Musi być…
Słuchali.
– Halo? Ratunku! – wołał Antonio.
– W pobliżu nie ma żadnych domów – powiedziała Gudrun. Pozostałym jednak wydało się, że usłyszeli jakby słabe echo, zaczęli więc płynąć w tamtym kierunku.
Było naprawdę ciężko. Jordi zastąpił Unni przy Mortenie i poprosił, by za niego zajęła się Veslą. Była to dla dziewczyny wielka ulga, gdyż Vesla przynajmniej nie straciła przytomności, choć odczuwała ból tak wielki, że nie dawała rady płynąć samodzielnie.
Antonio zajął się Gudrun, lecz starał się pomagać wszędzie tam, gdzie było to konieczne.
Jordi nie bez lęku patrzył na Unni, która oddychała z trudem. Była całkowicie wyczerpana, a na domiar złego miała na nogach ciężkie, sznurowane buty.
Nie zdążyli pokonać zbyt dużej odległości, kiedy usłyszeli głęboki ryk silnika.
– To jacht – stwierdził Antonio. – Nurkujcie!
Gudrun musiała puścić koło ratunkowe, Antonio pociągnął ją za sobą w głąb. Unni, która miała zanurkować wraz z Veslą, dopiero teraz spostrzegła, że przyjaciółka ciągnie coś za sobą w jednym ręku. Jakiś koszyk z pokrywą? Lodówkę turystyczną? Nic dziwnego, że tak ciężko z nią się poruszać.