Odwróciła się do niego. Znalazł się teraz tak blisko. Co zamierzał powiedzieć? Zgodziłaby się na wszystko.
Vesla patrzyła na Antonia z półuchylonymi wargami. Wprost płonęła z tęsknoty za nim.
Nagle Antonio zmarszczył czoło i odrobinę się odsunął.
– Ty palisz? Nie wiedziałem.
Och, do diabła! Vesla odwróciła głowę.
– Bardzo rzadko, właściwie rzucam – skłamała.
W głosie Antonia znów pojawiło się ciepło.
– Mogę ci dać bardzo dobry środek. To zupełnie nowa rzecz dla tych, którzy chcą rzucić palenie.
Czy ona tego chciała? Papierosy często stanowiły dobrą pociechę, sprawiały też przyjemność.
– Dziękuję – powiedziała. – To by mi bardzo pomogło. Na ogół nie… ale wczorajszy dzień był taki wstrząsający.
– Rzeczywiście, to prawda.
– Musiałam więc spróbować uspokoić nerwy. Wiem, wiem, to był krok w tył. Trochę mnie też boli w piersiach…
Czy ona naprawdę musi tu siedzieć i przemawiać w swojej obronie? Słowa jednak płynęły z jej ust same, nie mogła ich powstrzymać.
– To w wielkim stopniu zrozumiałe – stwierdził Antonio. – Nie oskarżam cię wcale o to, że palisz. Zważywszy jednak na tę alergię Unni…
– Właśnie dlatego wymknęłam się na dwór.
– Oczywiście. Ale od siedzenia tutaj zaczyna się robić chłodno. Wracamy do środka?
Antonio już wstał, Vesla też się podniosła. Prędko jeszcze spytała:
– Co chciałeś przed chwilą powiedzieć?
Antonio popatrzył na nią pytająco.
– Zacząłeś mówić: „Vesla”…
– Tak? Już nie pamiętam.
Do diabła, po raz kolejny! Vesla postanowiła naprawdę skończyć z paleniem. To się robiło zbyt uciążliwe w obecności wszystkich tych świętoszków (Nie, to niesprawiedliwe tak o nich mówić.) A teraz znów ten papieros wszystko jej popsuł.
Weszła za Antoniem do chaty. Przestań być dla mnie taki koleżeński, prosiła w myślach. Spróbuj dostrzec we mnie kobietę!
Ostatni raz rzuciła okiem na jeziorko. Teraz wiedziała już, że pomysł z zejściem na brzeg był idiotyczny.
Co ona sobie wyobrażała? Że będą się kochać za szopą na łodzie? Po tych kilku dniach znajomości? Przecież wtedy straciłby dla niej cały szacunek.
Do diabła, do diabła, do diabła!
25
Właściwie gotowi już byli do wyjazdu, lecz starali się odwlec ten moment najdalej, jak tylko się da. Zjedli nadzwyczaj skromne śniadanie i próbowali układać jakieś plany, lecz bez większych rezultatów. Gudrun wciąż nie mogła wrócić do siebie do domu, to było zbyt niebezpieczne, a dom żadnej z pozostałych osób również nie gwarantował bezpieczeństwa.
Nie chcieli się też rozstawać.
– Ach, wiecie, o czym zapomnieliśmy? – wykrzyknęła nagle Unni.
Popatrzyli na nią zdziwieni.
– O zapiskach Anne Hansen!
Wszyscy z wdzięcznością przyjęli odłożenie wyjazdu. Antonio wyciągnął zapomniany pamiętnik. Część z nich usiadła na łóżku, pozostali zsunęli krzesła, tworząc dzięki temu niewielki intymny krąg.
Zaszczyt czytania przypadł Jordiemu. Był zresztą tym z braci, który lepiej opanował hiszpański.
Usłyszeli krótką, lecz bardzo tragiczną historię, którą częściowo znali już z ust Gudrun.
Anne Navarro Hansen urodziła się w roku 1908 w Hiszpanii. Jej ojciec, Jon Hansen, marynarz, rzadko bywał w domu. W roku 1913 zmarła jej matka, Ana, i pięcioletnia dziewczynka pozostała pod opieką hiszpańskich krewnych. To wszystko jak na razie już wiedzieli.
Anne nie była zbyt pilną pamiętnikarką. Musiała jednak być nieźle wykształcona, nie robiła bowiem błędów i miała bardzo staranny charakter pisma. Tak przynajmniej twierdził Jordi.
Musiała też mieć temperament, sporadyczne zapiski wyrażały prawdziwą eksplozję uczuć. Na przykład taki jak ten:
„Tak mnie denerwuje Marieta! Chce być niby moją najlepszą przyjaciółką, tymczasem dzisiaj szeptała coś do tej nowej dziewczynki w klasie i zerkała na mnie, chichocząc. Dostanie za swoje!”
Pierwsze strony opowiadały o takich właśnie sprawach. Drobne dziewczęce intrygi, konflikty z najbliższą przyjaciółką, zazdrość i smutek. A potem szczęśliwe zbratanie.
Kolejna uwaga:
„Ojciec był tu dzisiaj. Prawie go nie pamiętam. Przywiózł mi wielką lalkę, która potrafi zamykać oczy. Mógł ją przywieźć osiem lat temu, a nie teraz, kiedy mam dwanaście lat! On nie ma tu czego szukać, przecież ja go nie znam”.
– Nie wygląda na to, żeby dręczyły ją jakieś sny czy wizje w dzieciństwie – stwierdził Jordi. – Ale teraz się zaczyna. Anne ma już trzynaście lat.
„Dzisiejszej nocy wydarzyło się coś okropnego, jestem pewna, że ktoś mnie śledzi, ale kto? Jakieś tajemnicze postaci w długich płaszczach przypatrują mi się złośliwie, skradają się, nigdy nie stają na tyle blisko, żebym mogła je zobaczyć, ale jestem pewna, że chcą mnie dopaść”.
Kolejny fragment:
„Taka jestem zła, przecież nic nie mogę poradzić na to, że rozwinęłam się wcześniej niż inne dziewczęta, ale one mi zazdroszczą i mówią, że się uganiam za chłopakami. A wcale tak nie jest. Przedwczoraj jakiś stary wieprz, miał co najmniej trzydzieści lat, próbował mnie obmacywać, kiedy go mijałam w drodze do domu z nabożeństwa. Uderzyłam go w rękę, a wtedy tak się rozgniewał, że musiałam uciekać. Nie chcę być taka. Próbuję sznurować piersi, ale to nie pomaga. Chłopcy chcą ich dotykać przez cały czas. To takie upokarzające”.
„Tak mi smutno dzisiaj, przepłakałam cały ranek. Mój kochany dziadek, Enrico, się przeprowadza… „
Jordi poderwał głowę znad lektury.
– Ojej! Enrico? Ojciec Elia?
– Oczywiście. Przecież Anne była jego wnuczką! – wykrzyknął Antonio. – I mieszkała u krewnych! Że też nie pomyśleliśmy o tym, że to mógł być Enrico!
– Chyba musiało ich być więcej – zauważyła Unni. – On chyba nie wyniósł się i nie zostawił dziewczynki samej.
– No tak, masz rację – stwierdził Jordi. – Ale tu możemy wpaść na jakiś ślad Elia. On się przecież urodził w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym. Rok po śmierci Anne.
– Gdzie mieszkała Anne? – spytał Morten.
– Nic tu nie ma na ten temat – odparł Jordi. – Czytam dalej.
Wszystkich ogarnął zapał.
– Teraz następuje duży przeskok w czasie – oznajmił Jordi. – Nieoczekiwanie mamy rok tysiąc dziewięćset trzydziesty pierwszy.
– To znaczy, że ona ma dwadzieścia trzy lata. Szybko poszło – skomentowała Vesla.
– To prawda, nie dbała o notatki. Posłuchajcie, co pisze: „Nie mogę tu dłużej mieszkać. Teraz, kiedy moje ciotki już nie żyją, nie pozostał mi nikt bliski. Próbują zmusić mnie do ślubu z Carlosem, którego nie chcę za żadne skarby. On prowadzi interesy takimi paskudnymi metodami. Dokąd mogę iść? Wrócić do domu mego ojca w Norwegii? Przecież to tak daleko! Ale nie mam innej rodziny i nie wiem, gdzie on sam może teraz być. Dziadek w swoim nowym domu nie ma dla mnie miejsca, ma też nową żonę”.
– Teraz ona przyjedzie tutaj – powiedziała Gudrun.
– Tak, chociaż najwyraźniej nie bezpośrednio – stwierdził Jordi, który ukradkiem przeczytał kawałek naprzód. – Popłynęła statkiem do Göteborga. Pisze o tym tak:
„Jestem taka szczęśliwa. Poznałam najwspanialszego człowieka na świecie. Jest marynarzem, tak samo jak mój ojciec. To Szwed, jasnowłosy i niebieskooki. Kocha mnie, tak mi powiedział, i znalazł mi pokój tutaj w Göteborgu. Obiecał, że się ze mną ożeni, nic więc złego nie zrobiliśmy. Po prostu kochamy się tak mocno, że dłużej już nie mogliśmy czekać. Muszę napisać do mojego dziadka Enrica i powiedzieć mu o tym. Dobrze, że jeszcze w Hiszpanii dał mi swój adres. Cieszę się, że go nie zgubiłam”.