Выбрать главу

Rozstali się przy najbliższym banku i obiecali się skontaktować najszybciej jak tylko się da. Antonio nakazał Gudrun i Mortenowi nadzwyczajną ostrożność, dopóki on i Jordi będą w Hiszpanii. Przyrzekli uważać. Zgaszonemu Mortenowi Antonio natomiast powiedział:

– Rób, co tylko w twojej mocy, żeby wyzdrowieć i odzyskać formę, tak żebyś był w stanie uczestniczyć razem z nami w wielkiej ekspedycji, bo nie będziemy mogli się bez ciebie obyć, pamiętaj!

Morten rozpromienił się wtedy i wybaczył. Długo jednak i tęsknie za nimi spoglądał.

Czwórka przyjaciół jechała tak prędko w stronę rodzinnego miasta, jak tylko pozwalały na to ograniczenia prędkości. Unni bardzo cieszyła się na tę podróż samochodem, okazała się ona jednak inna, niż to sobie wyobrażała. Antonio poprosił, żeby Jordi usiadł z przodu, by mogli swobodnie rozmawiać o wszystkim, co się wydarzyło w czasie, kiedy się nie widzieli. W ostatnich dniach przecież nie starczało czasu na prywatne rozmowy.

Antonio nic nie rozumie, stwierdziła w duchu Unni. Obie z Veslą siedziały rozczarowane na tylnym siedzeniu. Nie poprawiał też sytuacji fakt, że bracia przez cały czas rozmawiali ze sobą po hiszpańsku. Dziewczęta jednak prędko stwierdziły, że i one mają sobie wiele do powiedzenia. Czas więc płynął szybko.

Tak było, dopóki nie dojechali na wyżyny.

– Ach, nie! – westchnęła Unni. – Nie chcę znów oglądać śniegu, kiedy już zakosztowałam wiosny. Zakończyłam już sprawy z zimą, dobranoc!

Skuliła się w swoim kącie, nie miała ochoty wyglądać przez okno. Po chwili obie z Veslą już spały. Trudno powiedzieć, aby przez ostatnie noce miały dostateczną ilość snu.

Jordi regularnie dzwonił do Mortena. Na tym froncie jednak wszystko wydawało się w porządku. Udało im się dotrzeć do Molde przed zmierzchem i nikt ich nie śledził.

To znaczy, że przynajmniej Morten i Gudrun są bezpieczni. Dobrze to wiedzieć!

Jednocześnie

Leon, jedyny ziemski człowiek, któremu wolno się było zbliżyć do świętych w jego opinii mnichów, stanął przed swymi panami.

– Oni zginęli. Wszyscy co do jednego! – wykrzyknął.

– Najsilniejszy również? – spytał miękki, syczący głos.

– No… – Leona pytanie zbiło trochę z tropu, ale prędko wziął się w garść. – Jeśli był z nimi, to on również zniknął, tyle mogę zagwarantować. Pokonaliśmy ich w końcu. Skoro są tacy głupi, żeby zebrać się w jednej łodzi…

Zimne, złe oczy bacznie mu się przyglądały.

– Sprawdź, ile oni wiedzieli – przerwał mu szept. – Szukaj wszędzie! A jeśli ich wiedza zatonęła wraz z łodzią, drogo cię to będzie kosztować!

Leon pobladł. Przecież on stara się jak może, a tymczasem te zjawy ośmielają się mu grozić! Wiedział jednak, że bez niego sobie nie poradzą, to dawało mu gwarancję życia. Wkrótce więc twarz mu się rozjaśniła.

– Znajdziemy wszystko, wierzcie mi. I nie zapominajcie o moim wynagrodzeniu, gdy już dotrzemy na miejsce!

Uśmiechnęli się kwaśno. O, tak, na pewno go wynagrodzą. Dobrze albo źle.

27

Niestety, przed wyjazdem musieli zajrzeć do swoich domów, zabrać paszporty i ubrania na zmianę. Vesla twierdziła, że dostała już dostateczną nauczkę i że spakuje wyłącznie najniezbędniejsze rzeczy. Ale co właściwie jest absolutnie niezbędne? Jak można z góry przewidzieć, że coś się nie przyda?

Odwieczny dylemat turysty.

Powrót do miasta był niczym uderzenie obuchem w głowę. Wszędzie dookoła sami zwykli ludzie, współczesność ze swoimi supermarketami, reklamą i innymi trywialnościami. Pocieszali się tym, że wkrótce znów wyjeżdżają, właściwie już zaraz. Było już ciemno, jechali cały dzień.

Pierwszą wysadzili Veslę, wszyscy bowiem ze śmiechem stwierdzili, że jej potrzeba będzie najwięcej czasu. Jordi natomiast nie miał czego zabierać. Wszystko, co posiadał, miał przy sobie.

Potem odwieźli Unni i obaj bracia pojechali do mieszkania Antonia.

Tam właśnie zatelefonowała Unni.

– Antonio, już się spakowałam, ale trzy sprawy bardzo mnie niepokoją, wręcz przerażają.

– Co takiego? Czyżbyś też miała uczucie, że ktoś całkiem niedawno był w twoim pokoju? Przeglądał twoje rzeczy?

– Właśnie. U ciebie to samo?

– Tak. Ale mówiłaś o trzech sprawach.

– Rzeczywiście. Wiesz, jeszcze z samochodu dzwoniłam do domu, by powiedzieć rodzicom, że dzisiaj znów wyjeżdżam i że nie będzie mnie jeszcze przez kilka dni. Nikogo nie zastałam i nagrałam się na sekretarkę. A jeśli ktoś wysłuchał mojej wiadomości?

Unni usłyszała jęk Antonia.

– To znaczy, że oni o tym wiedzą. A co gorsza, wiedzą, że żyjemy!

– No tak, ale to trzecie jest najgorsze. Dzwoniłam do Vesli przed chwilą, nikt nie odbierał.

Antonio natychmiast podjął decyzję.

– Czekaj na nas gotowa przed domem. Zaraz po ciebie przyjeżdżamy!

Vesla otworzyła kluczem drzwi do swojego małego mieszkanka. Bardzo je kochała, bo tu nie musiała znosić obecności wiecznie narzekającej matki. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Na sekretarce telefonicznej migotało światełko.

Szukając czystych ubrań, przebierając się i pakując, odsłuchiwała wiadomości. Marius pytał, gdzie się podzieli, Hege zastanawiała się nad tym samym, wszyscy bowiem zostali zaproszeni na sobotę i zapowiadała się przyjemna zabawa.

Potem – co było nieuniknione – rozległ się głos matki: „Veslo, gdzie ty jesteś? Dlaczego nie odpowiadasz? Jestem umierająca, miałam kolejny atak serca (nigdy żadnego nie miałaś), lekarz mówi, że zostało mi zaledwie kilka dni życia. (Nigdy nie chodzisz do lekarza, mamo. Wiesz, że powiedziałby, że tylko udajesz). Jak ty możesz, moje jedyne dziecko, pozwolić, żeby matka leżała samotnie i umierała w takich cierpieniach? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam! (Wymień choć jedną rzecz).

Gniew. Vesla myślała już, że zdołała go zwalczyć, że zniknął, rozpłynął się po tamtej rozmowie z Antoniem, tymczasem teraz znów się pojawił, zamieniał w złość. Vesla wręcz ciskała kolejne rzeczy do walizki.

Następne nagranie: „Jeśli nie zjawisz się natychmiast, może być za późno. Moje serce już dłużej nie da rady. Potrzebna mi bułka paryska i masło. Trzeba też zmienić żarówkę, ale widać będę musiała leżeć w ciemności. Dla matki to takie przykre, kiedy jej jedyne dziecko się o nią nie troszczy”. Zduszony szloch w chusteczkę.

Vesla zacisnęła zęby. Przez dwadzieścia lat byłam twoją dzielną pomocnicą, mamo. Wiesz dobrze, na co mnie narażałaś, gdy jeszcze byłam dzieckiem, drwiłaś ze mnie, bo wyrosłam duża i niezgrabna, jak mówiłaś, ale potrafiłaś wykorzystać moją siłę dla swoich korzyści. Nie możesz wreszcie zostawić mnie w spokoju?

Jeszcze jedna przemowa:

„Wydziedziczę cię, Veslo! Zrobię to naprawdę, uprzedzam cię tylko, żebyś o tym wiedziała. (Nigdy nie obchodził mnie żaden spadek, jest poza wszystkim za mały, żebyś mogła mi grozić jego utratą). Tak mnie boli, Veslo, napiłabym się wody, ale nie ma mi kto pomóc. Przybędziesz za późno, Veslo. Przybędziesz za późno i będziesz tego żałować”.

Vesla wściekła wyłączyła sekretarkę. Ukryty gniew znów wychynął na powierzchnię. Ten szantaż uczuciowy, doprawdy, czy nie mogła jej teraz tego oszczędzić? Akurat teraz, kiedy zaczynał się ten dziwny, taki delikatny romans, który być może nawet jeszcze nie istniał, lecz o którym mogła marzyć? Czy matka musi nieustannie dręczyć ją swoim nieistniejącym cierpieniem?

Gniew i rozpacz Vesli znów osiągnęły punkt wrzenia. Gotowa była ciskać wokół siebie przedmiotami tak jak przedtem.

Nagle zdrętwiała. Ktoś był przy drzwiach.