Głosy dwóch mężczyzn.
– Ona tu mieszka, ta walkiria, wiesz. Szkoda, że nie ma jej w domu. Moglibyśmy się nieźle zabawić, jest nas przecież dwóch.
Śmiech.
Stanęli w drzwiach i znieruchomieli.
– O rany! – jęknął jeden, Vesla poznała w nim robotnika drogowego, choć teraz miał na sobie normalne ubranie. Drugim był młody osiłek z mięśniami jak piłki.
– Czego chcecie? – spytała zimno.
– Gówno cię to obchodzi – odparł starszy. – Bierz ją, Kenny, ja będę szukał.
Zadzwonił telefon, lecz Vesla nie mogła go odebrać. Kenny chciał ją zaatakować, ale wtedy rozwścieczona Vesla zamachnęła się swoją torebką z taką siłą, że aż sufitowa lampa zadzwoniła przerażona. Kenny otrzymał cios tuż nad uchem i upadł na ziemię.
– Co, u diabła? – spytał drugi.
Vesla nie miała dostatecznie długich rąk, by ponownie użyć torebki jako broni, mężczyzna spostrzegł to i ruszył w jej stronę.
– Pogadamy chwilę, panienko – oświadczył. – Gdzie masz te rzeczy?
– Jakie rzeczy? – spytała Vesla, cofając się za stół.
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Przecież szukacie tego samego, co my. Chcę dostać wszystko.
– Przepraszam bardzo, ale nie rozumiem. Wynoś się z mojego domu, bo inaczej zadzwonię na policję.
Łobuz z pogardliwą miną wyrwał sznur telefoniczny.
– Zrobiłeś mi tym wielką przysługę – mruknęła Vesla. Tak naprawdę jednak nie była pewna, jak się bronić. Wielkich szans nie miała. Kenny został wyłączony z gry, lecz z tym drugim bandytą nie było żartów.
Stół nie stanowił dostatecznej ochrony. Vesla zastanawiała się, czym może rzucić w napastnika, ale niestety, w zasięgu ręki nie miała nic ciężkiego. Postanowiła postępować tak, by zyskać na czasie.
– Nie rozumiem, co chcecie ode mnie dostać – powiedziała w nadziei, że bandyta zdradzi się z czymś, co pomoże im zbliżyć się do rozwiązania zagadki.
– Wiesz to równie dobrze jak ja – warknął, nie spuszczając z dziewczyny oka. Stali naprzeciwko siebie rozdzieleni stołem. Gdyby Vesli udało się przejść na drugą stronę, może zdołałaby się jakoś wymknąć.
– Nie, szczerze powiedziawszy, nie wiem.
– To co robiliście na Selji?
– Na Selji? Ja tam nie byłam.
– A gdzie reszta?
– Nie wiem, nie widziałam ich, odkąd wyjechali. Ja wróciłam do domu.
– To znaczy, że nie wiesz, co się z nimi stało?
– Nie, i nie rozumiem, dlaczego nie dzwonią.
– Możesz zapomnieć o swoich przyjaciołach – powiedział z obrzydliwym uśmiechem. – Oni z całą pewnością już nie wrócą.
– Co ty mówisz? Powiedz mi, czego szukacie, może będę mogła wam pomóc?
Odpowiedział jej teraz zimno:
– Chcemy wiedzieć wszystko. Wy trochę wiecie, my wiemy coś innego.
– Powiedz, co wiecie, może wymienimy wiadomości.
– Bierzesz mnie za głupca?
Szczerze powiedziawszy, owszem. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła. Walczyli na słowa, chociaż żadne z nich nie chciało zdradzić się z informacjami. Sytuacja utknęła w martwym punkcie.
Wreszcie mężczyzna stracił panowanie nad sobą i próbował okrążyć stół. Vesla pobiegła przodem i w pędzie zdążyła jeszcze złapać rzeźbę konia wykonaną z brązu. Kiedy napastnik ją dogonił, uderzyła z całej siły, uchylił się jednak i cios spadł na prawe ramię, nad którym natychmiast stracił władzę.
Vesla nie wiedziała już, co robi. Rzeźba wypadła jej z ręki i dziewczyna rzuciła się na łotra z gołymi pięściami, sycząc przez zęby.
– Zostaw mnie w spokoju, przeklęta babo! Dosyć już tego! Przez całe życie musiałam znosić udręki, teraz koniec z tym. Au!
Napastnik zdołał ją uderzyć lewą ręką i Vesla już lądowała na podłodze, ale złapała ją Unni, która nie wiadomo skąd się wzięła – jak się później okazało, po prostu weszła przez drzwi – ale ponieważ z Unni nie była żadna atletka, obie dziewczyny upadły na dywan. Unni znalazła się na spodzie.
Mężczyzna nie zdążył się zorientować, co się dzieje, a już został obezwładniony. Jemu i Kenny'emu związano ręce z tyłu i pozostawiono do zabrania policji, po którą zadzwonił Antonio. Nazwisko Kenny'ego bardzo ich ucieszyło!
Teraz cała czwórka musiała czym prędzej jechać na lotnisko. Należało się spieszyć, bo przecież ich przeciwnicy wiedzieli o wyjeździe, nie znali tylko celu ich podróży.
W samochodzie Antonio powiedział ze spokojem:
– Tak, tak, wiadomo już, do czego może się przydać wypełniona po brzegi damska torebka. W końcu miałaś też okazję rozładować trochę agresji, prawda?
– I to jeszcze jak – westchnęła Vesla głęboko. – Chyba naprawdę tego potrzebowałam. Teraz jestem już wolna, naprawdę wolna.
– Doskonale – pochwalił ją Antonio. – Udało ci się wyciągnąć od niego coś interesującego?
– Nie, ale i ja nic mu nie powiedziałam. Jedyną rzeczą, o jakiej on bredził, było jakieś miejsce. Chciał wiedzieć, gdzie ono się znajduje.
– My też chcielibyśmy to wiedzieć. „Tam, gdzie nikt nie chodzi”. Teraz cała nasza nadzieja w Eliu.
28
Jørn stawił się na lotnisku, żeby osobiście wręczyć im bilety. Ciekawość wprost biła mu z twarzy. Przyglądał się Jordiemu z wielkim zdziwieniem.
– Jesteś prawdziwym aniołem, Jørn! – powiedział Antonio, oddając mu pieniądze, które Jørn z własnej inicjatywy wyłożył.
– Macie międzylądowanie w Kopenhadze i w Madrycie – wyjaśnił Jørn. – Ale tak chyba będzie w porządku?
– Doskonale, dziękujemy bardzo za pomoc.
Prędko zgłosili się do odprawy bagażowej.
– Uznałem, że tak będzie szybciej – wyjaśniał Jørn. – O ile dobrze rozumiem, bardzo się wam spieszy.
– Rzeczywiście, musimy jak najprędzej przedostać się do hali tranzytowej – odparł Antonio. – Daj mi numer swojego telefonu, zadzwonię do ciebie, jak tylko dotrzemy na miejsce. Dowiesz się wtedy więcej, zasłużyłeś na to. Ale zachowaj ostrożność w stu pięćdziesięciu procentach. Ani słowem nie wspominaj nikomu o naszej podróży! Gdybyś coś zdradził, mogłoby się to okazać niebezpieczne również dla ciebie.
Jørn ani trochę w to nie wierzył, ale przyrzekł, że będzie milczał. Dziewczęta ucałowały go w oba policzki, potem wszyscy pomachali mu na pożegnanie i zniknęli w strefie kontrolnej.
Jørn odwrócił się już, żeby odejść. I wtedy zobaczył, że przez halę biegnie Emma razem z dwoma starszymi od niej facetami, wyglądającymi na łajdaków.
– Jørn! – zawołała Emma, usiłując zajrzeć na halę tranzytową, w której zniknęli już bracia, Unni i Vesla. – Mam bardzo ważną wiadomość dla Unni. Dokąd oni pojechali?
Emma. Dziewczyna, w której tak się kiedyś kochał. „Nie mów nic, zwłaszcza Emmie”. Mężczyzna u jej boku wyglądał jakoś podejrzanie. Przyglądał mu się zbyt natrętnie.
Jørn wcześniej studiował tablicę odlotów i wiedział, jakie samoloty startują w tym samym czasie.
– Wydaje mi się, że polecieli do Londynu – odparł spokojnie.
– Do Londynu? – prychnęła Emma, a Jørn zauważył, że również drugi z jej towarzyszy się zdenerwował.
– Czego oni mieliby szukać w Londynie?
– Chyba chcieli zobaczyć jakiś musical – wyjaśnił Jørn, wzruszając ramionami.
– A ty się dałeś na to nabrać? Leon, sprawdź, czy jest teraz jakiś samolot do Hiszpanii?
Było ich kilka, leciały w różne miejsca, nie zrobili się więc od tego mądrzejsi. Zresztą ani Leon, ani Emma nie przygotowali się na zagraniczną podróż. Byli bez bagażu, Leon miał przy sobie ciężki rewolwer, a paszport Emmy leżał w domu.
Musieli zawrócić.
Jørn odczuł ulgę, kiedy wsiadł już do samochodu. Cieszył się, że tak naprawdę nic nie wiedział o zamiarach przyjaciół. Chyba rzeczywiście prawdą było to, co mówił Antonio. To mogła być niebezpieczna gra.