Выбрать главу

Głupio zrobiłam, a teraz jest już za późno.

Ten dom w taki czy inny sposób wydaje się jakiś straszny. Może dlatego, że zamknięto go na zimę, przez co sprawia wrażenie jakby umarłego, bo przecież właściwie to przyjemne miejsce, utrzymane w starym norweskim stylu z początku dwudziestego wieku. Unni twierdzi, że na widok domów urządzonych w tym stylu po plecach przechodzą jej nieprzyjemne ciarki, ja osobiście tak nie czuję, uważam, że to przytulne miejsce.

Nie powinni byli jednak wspominać o lokalnej zjawie, o widmie z tego domu. Nigdy nie bałam się duchów, ale doprawdy, podczas tej podróży miałam okazję się przekonać, jakie to uczucie, kiedy włosy stają na głowie ze strachu.

Nie uważam tego jednak za prawdę, te ich „wizje” traktuję dokładnie tak, jak na to zasługują: to są usilne próby nakłonienia mnie, żebym im uwierzyła. No bo kto twierdził, że ci nieszczęśni robotnicy drogowi to prawdziwe łotry? Antonio tak powiedział, nikt inny.

Nie, jedynym naprawdę niepojętym zjawiskiem jest w rym wszystkim przerażający brat Antonia. Ten, który podobno miał nie żyć. Owszem, rzeczywiście wygląda, jakby wypełzł z grobu zaledwie wczorajszej nocy.

Jak też ta Unni może…?

Pomimo ciepła bijącego z grzejników elektrycznych podłoga była dosyć zimna, zaś stopy Unni jeszcze od niej chłodniejsze. Unni wzięła sobie do serca słowa matki mówiące o tym, że „człowiek nie zaśnie, kiedy mu zimno w nogi”, i naciągnęła skarpety.

To zaraz pomogło. Była zmęczona i usnęła jak dziecko.

Nie był to jednak spokojny sen.

We śnie pojawili się mnisi. Wszystko widziała tak wyraźnie, iż gotowa była przysiąc, że to jawa.

Dotarła do klasztoru Selje. Nigdy wcześniej go nie widziała, nawet na zdjęciach. Było to więc jej najzupełniej subiektywne wyobrażenie wyglądu tej budowli. Ruiny gotyckich łuków wznoszące się w górę, jeden nad drugim, żałosna pieśń głębokich głosów. Stała w przejściu prowadzącym do bujnego śródziemnomorskiego ogrodu z ziołami, a w jej stronę zmierzali mnisi, żwir chrzęścił pod ich stopami. Unni była jak sparaliżowana, nie mogła uciec. Ich oczy świeciły na czerwono i żółto, otoczyła ją cała jedenastka.

Głuche, przytłumione we śnie głosy mnichów brzmiały w uszach Unni pochlebczo. Tym razem mówili po norwesku, choć z całą pewnością nigdy nie znali tego języka.

„Przybądź do Santiago – mamrotali, patrząc jej prosto w oczy. – Zabierz ze sobą swego lodowatego kochanka i przybądź!”

O dziwo, Unni była w stanie udzielić odpowiedzi, chociaż bardzo się bała. „On nie jest moim kochankiem, zresztą jedziemy do Selje”.

Tego oczywiście nie powinna była mówić, przecież oni nie mogą się dowiedzieć, dokąd zmierza. No tak, ale prawdą było, że już się znajdowała właśnie tam, na wyspie Selji.

„Przybądź do Santiago, czekają cię tam wszelkie niebiańskie radości i jeszcze więcej – mówili. – Będziesz mogła rozkoszować się jego ciałem, wszystkimi jego członkami, na łożu z najmiększego puchu, wśród jedwabiów, w królewskim pałacu, zaspokoisz wszystkie swoje pragnienia i żądze”.

„Chcecie wyrządzić mi krzywdę”, broniła się Unni.

„Nie – powiedział jeden z nich brzoskwiniowo aksamitnym głosem. – To rycerze są niebezpieczni, oni was zwodzą na złą drogę. Wprowadzą was na ścieżkę, którą nikt nie chodzi, a stamtąd nie ma już drogi powrotu. Ta droga bowiem prowadzi wprost do gehenny, gdzie twoje ciało i dusza zaznawać będą udręk przez całą wieczność. Pójdź teraz, dziewczyno, pójdź!”

Otaczali ją ciasnym kręgiem. Unni zauważyła, że wszyscy są wyraźnie podnieceni, a jeden z nich, ten, który stał tuż za jej plecami, przycisnął się do niej mocno od tyłu. Unni obróciła się gwałtownie i jęknęła: „Ach, nie, ty potworze! Nie dotykaj mnie! Chcę być czysta, kiedy… „

Obudziła się i gwałtownie usiadła na łóżku. W dole brzucha odczuwała gwałtowne pulsowanie, ścisnęła więc mocno uda ze szlochem. Zapaliła światło i popatrzyła na zegarek. Spała zaledwie dziesięć minut!

– Jakiż to straszny sen – szepnęła, z wysiłkiem wypuszczając powietrze z płuc. – Przecież zwykle nie miewam takich snów. A teraz, kiedy spotkałam…

Znów cicho jęknęła.

To niemożliwe, pomyślała. Co to za sen? Jakaś potworna mieszanina tego, co wydarzyło się wcześniej w ciągu dnia, tego, co zostało powiedziane, i tego, co sobie myślała. Owszem, wyobrażała sobie jego w roli kochanka, lecz w końcu odrzuciła wszelkie takie myśli z uwagi na śmiertelny chłód, jaki go otaczał. Rzeczywiście, wspominali o miejscu, do którego nikt nie chodzi. Rzeczywiście, bała się spotkania z mnichami i miała wątpliwości co do zamiarów rycerzy.

Okropnie głupi sen, zbudowany na wszystkim i na niczym.

Niepokój w ciele wreszcie minął. Unni zła na samą siebie znów umościła się na posłaniu. Trzymajcie się z dala od moich snów, łyse pały, pomyślała. Idźcie szukać grzesznych, zakazanych uciech gdzie indziej!

Gniewne myśli trochę pomogły. Po dłuższej chwili Unni w końcu zasnęła.

Unni przebudziła się jeszcze raz. Tym razem w środku nocy z poczuciem, że wydarzyło się coś niezwykle cudownego.

Gdy zdała sobie sprawę, że przyczyną tego było spotkanie z Jordim, radosny uśmiech rozjaśnił jej twarz.

Jordi. Brat Antonia i bohater jej marzeń okazali się jedną i tą samą osobą.

Dopiero po pewnej chwili zdała sobie sprawę, że tak naprawdę musiało obudzić ją coś innego. Czyżby jakiś odgłos? Nie, raczej chyba przebłysk światła.

Unni podniosła się i postawiła stopy na lodowatej podłodze – czego innego można się spodziewać po domu, który stał pusty przez całą zimę? Dobrze mieć na nogach skarpetki. Zapaliła kieszonkową latarkę, trzymając ją nisko, tak by nie rzucała zbyt mocnego światła. Potem na palcach przeszła pod drzwi.

Gdy położyła rękę na klamce, ktoś jednocześnie nacisnął ją również z zewnątrz. Unni gwałtownie drgnęła, nie zdołała jednak utrzymać drzwi zamkniętych. Gdy się otwarły, dostrzegła światło drugiej latarki.

– Wyjdź, Unni – szepnął Jordi.

Poznała, że to on, po aurze chłodu, otaczającej jego postać.

– Przed chwilą do ciebie zaglądałem, ale pomyślałem, że śpisz.

– Zobaczyłam błysk twojej latarki. Dlaczego nie leżysz w łóżku? I co tu robisz?

Unni serce waliło w piersi. Jordi lodowatą dłonią ujął ją za rękę i delikatnie pociągnął za sobą w inny korytarz. Panowało tu przenikliwe zimno. Unni miała 'wrażenie, że już posiniały jej wargi.

– Tu nikt nas nie usłyszy – powiedział Jordi cicho. – Wyczułaś coś dzisiejszej nocy, w ciągu tej ostatniej godziny?

– Nie, byłam na tyle bezwstydna, że po prostu spałam. A o co ci chodzi?

– Ty „widzisz”, prawda?

– Niewiele. Ale czasami się tak zdarza.

– Po tym domu wałęsa się nieszczęśliwa dusza.

– Widmo z dworu?

– Właśnie.

– To znaczy, że ono naprawdę istnieje? Przecież my tylko żartowaliśmy. Mamy dla niego czas?

– Teraz nie, spróbujemy oczyścić ten dom w drodze powrotnej. Chciałem cię tylko ostrzec na wypadek, gdybyś je spotkała. Nie miałem zamiaru cię budzić.

– N – n – nic nie szkodzi – zaszczękała zębami Unni.

Najważniejsze, że mogła być razem z nim!

Jordi szybko pojął, że Unni dokucza dotkliwe zimno.

– Ależ, moja kochana, gdzie ja mam głowę? Ja nigdy nie odczuwam chłodu, ale wiem, że niektórzy ludzie marzną, będąc blisko mnie. Zresztą tu na pewno w ogóle jest zimno, prawda?

Unni musiała przyznać, że rzeczywiście tak jest. „Niektórzy ludzie”, tak powiedział. Co miał na myśli?

Wyjaśnienie otrzymała natychmiast, tak jakby Jordi czytał w jej myślach:

– Rycerze chcieli odstraszyć tych, którzy czuliby do mnie sympatię, albo takich, dla których sympatię poczułbym ja. Chodź, poszukamy jakiegoś cieplejszego miejsca!