Выбрать главу

– Jesteś niesamowita.

– To miłe, co mówisz – rzekła, siląc się na lekki ton. – Ale przesadzasz. Poza wszystkim lepiej mieszkać samemu niż w sierocińcu.

– Przepraszam. Nie wiedziałem…

– To stare dzieje. – Machnęła lekceważąco ręką. – Liczy się teraźniejszość.

– Ile miałaś lat, kiedy trafiłaś do…

– Dwa. – Potarła dłońmi kolana. – Nie mam pojęcia, kim są moi biologiczni rodzice, ale kiedy byłam mała, wymyślałam sobie o nich niestworzone historie.

– Na przykład?

– Na przykład, że zginęli, ratując mnie z pożaru. Albo że rozbił się samolot, którym lecieli. Albo…

– Biedne dziecko.

Zerknęła na niego spod oka.

– Błagam cię, nie roztkliwiaj się nade mną. Wyszłam na ludzi. Całkiem nieźle mi się powodzi. Lubię swoje życie i naprawdę niczego bym w nim nie zmieniła. Nie chcę litości.

– W porządku.

Był pod wrażeniem jej słów.,Wiele osób mających za sobą tak trudne dzieciństwo zachowywałoby się zupełnie odwrotnie i raczej próbowało wzbudzić współczucie.

Chociaż prosiła, by się nad nią nie roztkliwiać, nie potrafił usunąć sprzed oczu obrazu małej porzuconej dziewczynki.

Bolly wstała, wyciągnęła w bok ręce i uśmiechając się radośnie, obróciła się w koło.

– Powiedz, Parker; skąd ci przyszło do głowy, żeby mieć własny klub? Dlaczego to miejsce tak wiele dla ciebie znaczy?

Parker również podniósł się ze sceny.

– Pamiętasz, o czym wcześniej rozmawialiśmy? Że człowiek chce coś po sobie zostawić? Że pragnie, żeby o nim pamiętano?

– No?

– No więc może chcę być zapamiętany nie tylko jako ten, który sprowadzał do Stanów doskonałą kawę·

– Świetnie cię rozumiem.

– Tak? – Uniósł pytająco brwi. – Czy to przypadkiem nie ty twierdziłaś, że nie powinienem rezygnować z rodzinnego interesu? Że powinienem zaprzeć się i wytrwać? Że nie wolno się poddawać?

– Owszem, ja – przyznała. – Ale wtedy nie wiedziałam o tym klubie. Nie wiedziałam, że masz marzenia i inny pomysł na życie. Nie obraź się, po prostu sądziłam, że… że tak zwyczajnie chcesz skapitulować.

– Co za różnica, zwyczajnie czy niezwyczajnie?

– Ogromna. Człowiek powinien spełniać swoje marzenia.

– Czyli uważasz, że można się poddać, zrezygnować z tego, co się robiło, jeżeli ma się w życiu inny cel?

– Tak. Bo wówczas rezygnacja nie oznacza słabości. Jest początkiem czegoś nowego. Zmianą kierunku, a nie ucieczką.

Parker uśmiechnął się smutno.

– Nie wiem, czy moi rodzice podzielają ten pogląd.

– Nie popierają twoich planów?

– Nie bardzo. Liczą na to, że pomysł klubu wywietrzeje mi z głowy i skupię się ponownie na prawdziwej pracy…

– Spełnisz ich oczekiwania?

– Nie. – Wziął głęboki oddech, po czym wolno wypuścił z płuc powietrze. – Zbyt długo marzyłem o własnym lokalu, zbyt długo się do niego przymierzałem, aby w przededniu otwarcia rezygnować. – Powiódł wzrokiem po ogromnych oknach, po stojących pod ścianą staroświeckich ekspresach do kawy, po scenie. – Właśnie to chcę robić. Prowadzić klub. Może czasem przyłączyć się do muzyków na scenie.

– Śpiewasz? – spytała zdumiona.

– A skądże! – zawołał ze śmiechem. -. Ale grywam na saksofonie.

– Chętnie bym cię kiedyś posłuchała.

– Myślę, że to się da załatwić.

– Podoba mi się błysk w twoich oczach, kiedy mówisz o tym miejscu.

– A mnie w twoich – rzekł, napotykając jej spojrzenie.

Przez kilka sekund stali bez ruchu, bacznie się sobie przypatrując. Mieli wrażenie, jakby wszystko wkoło znikło; rozpłynęło się. Parker widział jedynie oczy Holly, szare jak mgła rozpościerająca się nad oceanem, marzycielskie, a zarazem przenikliwe. Oczy, które kuszą, obiecUją…

Wiedział, że to niebezpieczne. Nierozsądne i niebezpieczne. Powinien przerwać to patrzenie w oczy Holly, odsunąć się; zacząć rozmowę na inny temat.

Ale od Holly trudno było odwrócić wzrok.

Nie oddychała. Stała nieruchorno. Czuła, że coś się wydarzyło, że coś między nimi zaiskrzyło. Bała się, że jeśli odetchnie albo wykona krok, czar pryśnie.

Z tyłu głowy słyszała brzęczenie dzwonka znamionujące niebezpieczeństwo. Zignorowała je.

Parker uniósł dłoń i pogładził ją po policzku. Po jej ciele rozeszło się ciepło. Powoli wciągnęła w płuca powietrze. Miała nadzieję, że to ją uspokoi. Tak jednak się nie stało..

Zza ściany docierały przytłumione hałasy, ale ekipa remontowa równie dobrze mogłaby pracować na Marsie. Holly czuła się tak, jakby ona i Parker byli jedynymi ludźmi na Ziemi. Zadrżała. Nogi miała jak z waty, serce jej dudniło.

Wiedziała, czego potrzebuje: kąpieli w lodowatej wodzie, by ugasić ogień, który trawi ją od wewnątrz! Musi się bronić. Nie może ulec pragnieniom. Już raz dostała nauczkę: zaufała, uległa, a potem gorzko tego żałowała. Musi okazać siłę, niezłomność…

Powtarzała to w myślach. Rozum mówił jedno, a serce… Nie potrafiła się opanować. Wpatrywała się intensywnie w wargi Parkera, zastanawiając się, jaki mają dotyk i smak.

Zaschło jej w gardle.

– Czy… – Oblizała spierzchnięte usta. – Parker, czy masz zamiar mnie pocałować? – spytała ochrypłym głosem, przeciągając słowa w typowy dla mieszkańców Południa spośób.

Po twarzy Parkera przemknął cień uśmiechu. – Rozważam to. Jak myślisz? Powinienem? Czy powinien? Miała wrażenie, jakby w jej żyłach płynęła rozgrzana do czerwoności lawa. Nigdy w życiu nie czuła takiego napięcia, takiego podniecenia.

Nie odrywała oczu od twarzy Parkera. Tak, z całej siły pragnęła, by ją pocałował. I robił rzeczy, jakich jeszcze z nikim nie robiła. Żeby kochał się z nią nieprzytomnie i namiętnie…

Z trudem przełknęła ślinę, po czym wolno uniosła obie ręce i przycisnęła je do klatki piersiowej Parkera. Cholera jasna, wiedziała, że źle robi. Że nie powinna. Ale nie umiała się powstrzymać.

– Myślę – powiedziała cicho – że zamiast się zastanawiać, powinieneś natychmiast przystąpić do działania.

Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Dostrzegła dołeczki w jego policzkach.

– Tata mi zawsze powtarza, że nieładnie jest odmawiać kobiecie.

Zbliżyła się do niego i westchnęła błogo, kiedy objął ją w pasie.

– Twój tata to bardzo mądry człowiek.

– Gaduła z ciebie…

– Nie wiesz, jak mnie uciszyć?

– Wiem.

Zacisnął wargi na jej ustach. Zakręciło się jej w głowie. Była pewna, że świat zadrżał w posadach. A może faktycznie tak się stało? Parker również to poczuł, bo przytulił ją do siebie mocniej. Z jego gardła wydobył się niski pomruk zadowolenia.

Bolly zamknęła oczy. Oszołomiona, ledwo zachowując równowagę, z żarem odwzajemniała pocałunki. Nigdy w życiu się tak nie całowała, z taką pasją i namiętnością. Nigdy nie była tak bliska omdlenia. Nigdy nie miała tak wielkiej ochoty po prostu wtopić się w mężczyznę, połączyć z nim fizycznie, emocjonalnie. Nawet nie przypuszczała, że jest zdolna do tak silnych odczuć.

Jego dłonie gładziły ją po plecach, palce uciskały talię, biodra. Objęła go mocno za szyję, namiętnie reagując na każdy dotyk, pieszczotę, pocałunek. Była głodna i spragniona, jak piechur, który po wielu tygodniach, może miesiącach męczącej wędrówki wreszcie dotarł do celu. Chciała więcej czuć, więcej brać i dawać. Chciała, aby zdarł z niej ubranie i się z nią połączył. Chciała wyć z rozkoszy, chciała…

Za dużo chce!

Kiedy to sobie uświadomiła, odskoczyła jak oparzona. Parker patrzył na nią zdumiony. Dzieliło ich pół metra. W ciąż czuła na języku smak jego ust, wciąż wciągała w nozdrza j ego zapach. I dygotała na całym ciele.