W asyście sześciu holowników olbrzymi "Titanic" uwolniony z uwięzi odbił od brzegu, kierując się do Cherbourga, skąd miał zabrać resztę pasażerów, i dalej do Queenstown, a następnie przez ocean do Nowego Jorku. Nagle wśród osób znajdujących się na górnych pokładach zapanowało poruszenie, które zupełnie uszło uwagi innych. Pasażerowie pierwszej klasy z osłupieniem patrzyli, jak transatlantyk prześlizguje się z trudem obok liniowców amerykańskiego i brytyjskiego, unieruchomionych w porcie z powodu niedawnego strajku górników. Amerykański "New York" kotwiczył w sąsiedztwie "Oceanica" należącego do linii White Star. Obydwa statki, spięte linami cumowniczymi, stały blisko siebie, pozostawiając "Titanicowi" bardzo wąskie przejście. Raptem rozległ się huk podobny do wystrzału z pistoletu – to pękły liny mocujące "New Yorka" do "Oceanica" i liniowiec jął powoli dryfować w kierunku "Titanica". Wydawało się, że lada chwila go staranuje, na szczęście zapobiegł temu błyskawiczny manewr jednego z holowników, z którego podano zerwaną linę na "New Yorka", tak że marynarze zdołali ją zamocować na moment przed zderzeniem.
"Titanic" wypłynął w końcu z portu, o włos uniknąwszy katastrofy. Manewr, który jej zapobiegł, wywołał naprawdę wielkie wrażenie wśród świadków wydarzenia – zdawało się, że oglądają pokaz nadzwyczajnych umiejętności załóg holowników, podczas gdy "Titanic" niewzruszenie parł naprzód. To pływające miasto miało długość czterech przecznic, czyli ośmiuset osiemdziesięciu dwóch stóp, jak wcześniej poinformował ich Filip, i z pewnością niełatwo było nim manewrować.
– Czy było tak niebezpiecznie, jak mi się wydawało? – zapytała Edwina oszołomiona tym, na co przed chwilą patrzyła.
Charles poważnie skinął głową.
– Tak sądzę. Może wypijemy kieliszek szampana w Cafe Parisien, żeby uczcić szczęśliwy początek rejsu?
Edwina chętnie przystała na tę propozycję. Przytuleni skierowali się ku kawiarence, gdzie kilka minut później znalazł ich zziajany i rozczochrany George.
– Co tu robisz, siostrzyczko? – spytał, stając na tarasie kawiarni w czapce na bakier. Poła koszuli wysunęła mu się z wysmarowanych na kolanie spodni, ale twarz promieniała szczęściem nie do opisania.
– Mogłabym cię spytać o to samo. Mama szukała cię wszędzie. Co u licha robiłeś do tej pory? – gniewnie powiedziała Edwina.
– Przecież musiałem się rozglądnąć – odparł patrząc na siostrę z politowaniem, że nie rozumie rzeczy tak oczywistej, po czym rzucił Charlesowi porozumiewawcze spojrzenie. – Cześć, Charles! Jak się masz?
– Świetnie, dziękuję. A jak tam statek, w porządku? Podoba ci się?
– Genialny! Wiesz, że ma cztery windy i wszystkie wjeżdżają aż na dziewiąte piętro? Jest też boisko do squasha i basen. Poza tym wiozą do Nowego Jorku nowiutkiego renaulta. A jakie tu mają kuchnie!… Nie udało mi się dostać do sterowni, sprawdziłem za to drugą klasę. Wygląda całkiem przyzwoicie. A żebyś wiedział, jaką dziewczynę tam zobaczyłem!… – opowiadał chłopiec ku oburzeniu siostry i widocznemu rozbawieniu przyszłego szwagra. Nie przejmował się niczym, a rozchełstany ubiór zupełnie mu nie przeszkadzał.
– Widzę, że wszystko dokładnie obejrzałeś – pochwalił go Charles, na co George napuszył się jak paw. – Byłeś już na mostku?
– Nie – chłopcu nieco zrzedła mina. – Nie miałem nawet czasu, żeby dokładnie mu się przyjrzeć. Byłem wprawdzie na górze, ale jest tam taki tłum, że nie można się połapać, co się dzieje. Będę musiał wrócić tam później. Masz ochotę popływać po lunchu? – zapytał Charlesa.
– Bardzo bym chciał. Oczywiście jeżeli twoja siostra nie ma innych planów.
Jednakże Edwina rozgniewała się na dobre.
– Chyba trzeba cię ułożyć do poobiedniej drzemki razem z Fannie i Teddym. Jeżeli myślisz, że możesz ganiać po statku jak jakiś łobuziak, to dostanie ci się ode mnie albo od rodziców.
– Och, Edwino – jęknął George – ty nic nie rozumiesz. Tu się dzieją takie ważne rzeczy!
– Równie ważne jest przyzwoite zachowanie. Niech no tylko mama cię zobaczy! – nieubłaganie straszyła brata Edwina.
– Co tam znowu? – rozległ się za plecami Edwiny głos ojca, w którym dosłyszeć można było nutkę rozbawienia. – Witaj, Charles, czołem, George. Widzę że byłeś bardzo zajęty.
Na twarzy chłopca widniała smuga sadzy, lecz George promieniał taką radością i zadowoleniem, że ojciec spoglądał na niego wyraźnie ucieszony.
– Tu jest cudownie, tato.
– Cieszę się, że to słyszę – dobiegły ich słowa Kate, która natknąwszy się na bliskich, rzuciła okiem na syna i dodała gniewnie: – Bertram! Jak możesz mu na wszystko pozwalać. Przecież on wygląda jak ulicznik!
– Słyszysz, George? – spokojnie rzekł Bert do syna. – Czas się doprowadzić do porządku. Myślę, że powinieneś pójść do kabiny i zmienić ubranie, zanim mama naprawdę się rozgniewa.
Starał się mówić surowo, lecz wydawał się bardziej rozbawiony niż zagniewany, toteż chłopiec uśmiechnął się doń porozumiewawczo. Kate jednak nie żartowała: kazała George'owi natychmiast wziąć kąpiel i przebrać się.
– Oj, mamo… – George na próżno spoglądał błagalnym wzrokiem na Kate, która podwinęła rękaw sukni, ujęła syna mocno za rękę i energicznie poprowadziła pod pokład, gdzie zostawiła go z Filipem.
Filip przeglądał właśnie listę pasażerów w nadziei, że odnajdzie na niej znajome nazwiska. Na pokładzie znajdowali się Astorowie, pan Isidor Straus z małżonką- właściciele sieci sklepów Macy's – a także wiele innych nie mniej sławnych osób. Filip zauważył na wykazie imiona paru swoich rówieśników, których dotychczas nie miał okazji poznać, ponadto na statku spotkał już kilka młodych dam, które mu się spodobały i miał nadzieję, że będzie je często widywał w czasie rejsu. Dalszą lekturę listy pasażerów przerwało mu przybycie George'a z matką. Kate poprosiła najstarszego syna o dopilnowanie, aby jego młodszy brat się umył i zachowywał jak należy. Filip przyrzekł uczynić zadość jej życzeniu, ledwie jednak matka wyszła, George jął marudzić, by wymóc na nim ustępstwa, i kombinować, jak się uwolnić spod kurateli brata. Chciał jak najszybciej zwiedzić maszynownię i mostek, a później wrócić do kuchni, pełnej niezwykłych urządzeń, których nie pozwolono mu dotknąć. Poza tym nie sprawdził jeszcze jednej windy docierającej, jak podejrzewał, dalej niż pozostałe.
– Szkoda, że nie cierpisz na chorobę morską – powiedział Filip ponuro, gdy Kate wróciła do reszty towarzystwa na pokładzie spacerowym.
Rodzice zjedli lunch w towarzystwie Edwiny i Charlesa, po czym dołączyli do Filipa, George'a, Oony i maluchów, gdy te obudziły się po południowej drzemce. Alexis wydawała się mniej przerażona statkiem i zafascynowanym wzrokiem patrzyła na tłum spacerowiczów. Poznała także dziewczynkę, o której wspomniał ojciec. Nazywała się Lorraine, mieszkała w Montrealu, wiekiem bliższa była Fannie, liczyła sobie bowiem trzy i pół roku, i miała młodszego braciszka Trevora. Bawiła się lalką bardzo podobną do wytwornej Pani Thomas, którą Alexis dostała przed rokiem na gwiazdkę od cioci Liz i nie rozstawała się z nią ani na chwilę. Lalka Lorraine niewiele się wprawdzie różniła od zabawki Alexis, lecz jej płaszcz i kapelusz były mniej eleganckie od tych, które przysłała ciocia Liz. Pod czarnym welwetowym płaszczem Pani Thomas miała różową jedwabną sukienkę, uszytą przez Edwinę, na nogach zaś wysokie buty zapinane na guziczki. Tego popołudnia Alexis zabrała ją ze sobą na spacer z rodzicami po pokładzie.
"Titanic" przycumował w Cherbourgu późnym wieczorem, gdy Alexis i jej młodsze rodzeństwo byli już w łóżkach. George znów gdzieś się zapodział, Kate i Edwina przebierały się, a Charles, Filip i Bertram czekali na nie w palarni. Do kolacji zasiedli w głównej sali jadalnej na pokładzie D. Panowie włożyli białe krawaty, panie wystroiły się w eleganckie suknie szyte w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku. Kate miała na sobie olśniewającą kolię z pereł i brylantów, która niegdyś należała do matki Bertrama.