Chociażbym szedł Ciemną Doliną, Złego się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. - Słowa przyszły same. Niedokładnie te, które kiedyś złożył żydowski pasterz – choć jak myśli tamtego – gdyż słowa te tkwią gdzieś w sercu każdego dwukrotnie narodzonego.
– I uniósł mnie z głębiny Szeolu – powiedziała Renata. Nad ziemię wyschniętą mnie podniósł.
Pokazał mi ścieżkę wśród sitowia i wzgórza pokryte winnicami.
Idę tam Jego drogą wśród skał i cierni, idę dobrą ścieżką, w sandałach.
Cierń mnie nie zrani, jeśli Pan mnie wiedzie.
– Biada mi – powiedział. – Zrobiłem rzecz nie do naprawienia. Pan mnie odrzuci. Zamkną mnie na wieczność w jednym z Rogów Otchłani albo jeszcze niżej.
Renata spojrzała na niego poważnie.
– Przecież właśnie wyparłeś się innego pana. A skoro oboje mówiliśmy w Jego imieniu, więc przyszedł tu i był między nami.
– Nie uniknę kary. Azahael powiedział mi, że zamknięty jest przed nami świat wyższy. Dlatego że wspiąłem się tu z Szeolu z tobą. Powiedział, że tylko z Natalią mogłem powrócić do Heddenu.
– Wiele razy cię okłamał, a nadal mu wierzysz. Idąc za nim, w Ogrodzie mógłbyś najwyżej stąpać po Miejscach Węża. To bardzo niewiele. Na Ogród musisz sam zasłużyć. Póki żyjesz, nie jesteś stracony. Pan zostawił ci mnie. Myślę, że byłeś tylko narzędziem, nie powtórz cudzego błędu i nie utrać nadziei.
– Uwolniłem smoka spod dziesięciu pieczęci. Sylwester go spętał, życie ludzi zmieniło się, a teraz przepadło. A powiedziano nam, że bramy piekielne nie przemogą Opoki – westchnął.
– Nie przemogły. Wydostał się tylko jeden z nich, nie najważniejszy. To zdarzało się już wcześniej. Smok nadal pozostał spętany. Większą szkodą może być sfałszowana historia Praojca. A Opoka to nie budynek czy pieczęcie, czy zamknięte drzwi.
– Jednak on został uwolniony przeze mnie.
– Twoja wina nie jest tak wielka. Ja też bardzo chciałam stamtąd wyjść.
– Nie wiem, w jaki czas trafiliśmy, jak zdołamy tu żyć…?
– Pamiętasz wyliczankę? Wiesz, kim byli Jan i Król?
– Tak, ale z niej wynika przedział tysiąca lat.
– Żyłeś w różnych czasach, dlaczego tutaj miałbyś nie podołać…?
– Będzie nam ciężko. Jak wygląda miasto?
– Zaczekaj. – Starła ściekającą krew. Obejrzała ranę. – Już nie krwawi tak bardzo – powiedziała.
– Nie zagoi się łatwo. Na pewno miał septyczne pazury.
– Musisz znaleźć drugiego Krawca, żeby to ładnie pozszywał. A jeśli nie, to ja zeszyję ranę – powiedziała z mocą.
– Chetti miał rozkrojoną gębę. W Krum się pannom podobał. – Uśmiechnął się do niej. Rozejrzał się wokoło: jak okiem sięgnąć, morze kamieni. Zburzone mury Leona ledwie wyłaniały się spod zwałów gruzu. Watykan przypominał obłe wzgórze. Nigdzie śladu ludzkiej obecności. – Tu była okrutna wojna, gdy ja błądziłem w podziemiach. To straszliwe zniszczenia.
– Ale niebo tu piękne. Lekkie. Można oddychać. Jak cudne obłoki! Podoba mi się tu coraz bardziej.
– To było kiedyś przepiękne miasto. A tam stał kościół jak ze snów. I muzeum, którego każdą salę można było oglądać godzinami. Dokąd teraz pójdziemy?
– Myślisz, że jesteśmy jedynymi ludźmi? Jeśli zostaliśmy tylko my dwoje, nie ma nadziei. Azahael pokona nas bez trudności. Jeśli jest nas więcej, będzie lżej.
– Wiem.
Rozejrzał się uważnie. Ulica była uprzątnięta z gruzu, a niedaleko tkwiła tyczka, do której przybito deskę z nierówno wypisanymi literami „SPQR” w kółku i napisem: „Anea due: Vaticano - scassi stazione Gianpaulo in Termę”, poniżej.
– Jest nadzieja – powiedział Adams.