Выбрать главу

Człekoust wstał zza wielkiego biurka, na którym leżał jedynie plik papierów.

– Gdybym to ja dostał kobietę idealną dla siebie, nie straciłbym żadnej okazji, by ją uszczęśliwić.

Natalia milczała, wiedziała przecież, że została stworzona dla Adamsa, ale rozmówca był wysokim, przystojnym, ciemnowłosym mężczyzną o wyrazistych rysach i zielonych oczach. Jego sposób bycia wywierał mocne wrażenie.

Wiedziała, że powinna się go obawiać, ale to było przesłuchanie, nie mogła tak po prostu wyjść. A poza wszystkim Człekoust właściwie miał rację.

– Powinna pani więcej dowiedzieć się o tym, dla kogo powstała – ciągnął Człekoust, zerkając na nią badawczo. – Profesor Adams stracił kontrakt, bo jego badania nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wiedząc o tym, nawet trudno go winić, że tak szybko się postarzał. Łysieje.

– Adams nie jest łysy.

– Rzeczywiście, to jeszcze mało widoczne. Spodziewała się pani kogoś młodszego…?

– Nie. Spodziewałam się Adamsa. Człekoust coś zanotował.

– Te uwagi nie są związane z przebiegiem eksperymentu ani ze zrozumieniem jego wyników – zauważyła. – Poza tym nie są miłe.

– Są związane. Wszystko, co pani dotyczy, wiąże się z eksperymentem.

Natalia milczała.

– Nie sądzę, żeby Adams był w stanie zaoferować pani naprawdę wiele. Skoro utracił Ogród, to z pewnością straci resztę. Jak można było wyjść z Ogrodu…? – pokiwał głową.

– Trafił tutaj.

– Tu akurat nie jest najgorzej – żachnął się Człekoust. – Przynajmniej kobieta może się w pełni zrealizować. Upiększyć.

– Ale kawa z cykorii… – Skinęła trzymaną w dłoni szklanką.

– Prawdziwa kawa szkodzi na nerki. – Pociągnął jeden, zaraz potem drugi łyk. – Słusznie. Ta kawa nie jest dla pani. – Wziął z szafki butelkę brandy. Nalał Natalii pół szklaneczki. – Proszę spróbować tego.

Smak był piekący i jednocześnie przyjemnie gładki. Aromat mieszał się z ostrym zapachem alkoholu. Pierwszy łyk rozlał się swoistym ciepłem w jej przełyku.

– To mój ulubiony gatunek. Każda butelka jest numerowana – upewnił ją w uznaniu dla trunku.

Natalia piła łyk za łykiem.

– Warto podgrzać szklaneczkę w dłoni. Mocniej pachnie. Spłoszyła się, odsunęła brandy.

– Niedługo oboje zostaniecie zwolnieni.

– To dobra wiadomość.

– Przejściowe ograniczenie wolności wynikło wyłącznie z troski o wartość eksperymentu. Proszę mi wierzyć, pani Natalio.

Nie odezwała się. Wypiła za szybko brandy.

– Proszę spróbować i tego. – Z szafy wyjął matową butelkę o przyjemnie pękatym kształcie.

Natalia podsunęła szklaneczkę.

– Ach, nie… To z czystego szkła.

Płyn był jaśniejszy niż brandy, ledwie słomkowy. Natalia powąchała i się skrzywiła.

– To drożdże. Powinno lekko się je wyczuwać.

Spróbowała: aromat soku gronowego mieszał się ze zharmonizowanym bukietem destylatu. Lekki, ale pobudzający smak. W jego tle przebijała niepokojąca, cierpka nuta.

– To jest pynuj.

– Świetne, chociaż ma cierpki posmak.

– Ach, to tajniki produkcji… Taki jest najlepszy. Może drugą szklaneczkę.

Natalia podsunęła naczynie. Pynuj smakował wyśmienicie.

– Oto moja wizytówka. Wszystkie informacje, łącznie z adresem urzędu dla przyspieszonej poczty służbowej, gdyby chciała pani skontaktować się ze mną. Proszę zachować wizytówkę, gdy pani zostanie już zwolniona.

Podsunął jej kartonik.

– Tu jest też moje prawdziwe imię.

Natalia przeczytała: „Behetomotoh”.

– Przecież wiedziałam – mruknęła.

– Może chciałem przekonać panią, że nie kłamię. Natalia skinęła głową.

– Chciałem też wręczyć pani drobny prezent – Człekoust spojrzał jej w oczy – jako drobną rekompensatę za przykrości związane z aresztowaniem. – Wyjął z biurka płaską, srebrzystą butelkę z blachy, wytłoczonej w liście winorośli i smukłe jaszczurki.

Natalia uniosła brwi zdumiona.

– To piersiówka, butelka na lekarstwo.

– Lekarstwo?

– Tak. To brandy. Czasem jeden łyk pomaga. Pynuj jest za słaby, trudno coś poczuć po jednym łyku.

Natalia zważyła w dłoni piersiówkę.

– Pełna?

– Oczywiście. To prezent od urzędu. Proszę z niej korzystać.

– Dziękuję – schowała piersiówkę do torebki.

31.

Adams rozsiadł się w fotelu. Uombocco otworzył teczkę z notatkami. Protokolant Ciaken przycupnął w kącie z rozłożonym notatnikiem. Blaszany ptak dreptał w kółko po skraju biurka, to zadzierając ogon, to rozpościerając skrzydła.

– Jestem zszokowany. Samoorganizacja struktury ciała ludzkiego z najprostszych składników przebiegła jak idealna animacja. Wykreowana z niczego – zaczął Adams niepytany.

Uombocco znalazł wreszcie szukaną stronę zapisków.

– Nie… – rzucił. – Dokładnie tego się spodziewaliśmy. Według wyliczenia, prawdopodobieństwo było bliskie jedności.

– Jak to…? Pojawia się człowiek i co dalej…? Gdzie życiorys, wykształcenie, gdzie dokumenty? A dowód osobisty?

Uombocco uśmiechnął się.

– To drobiazgi. Jeśli powstała, to i jej miejsce w społeczeństwie uformowało się. Mam tu jej życiorys i dowód osobisty.

– A wykształcenie…?

– Całkiem niezłe – powiedział Uombocco. – Natalia właśnie zaczyna studia na architekturze… Nie, nie, na historii sztuki anatomicznej. No, właściwie to architektura form małych.

– A inne dane?

– Oczywiście, wpisane w dowodzie. Natalia Adams. Małżeństwo z panem zawrze za sześć tygodni, dokładnie za czterdzieści dwa dni.

– Sześć tygodni? To nieźle.

– No, tak. Jest pieczątka i wpis potwierdzający uroczystość – Uombocco studiował dowód osobisty Natalii.

– To dziwne: wpisany ślub z przyszłości.

– Nie… – Uombocco pokręcił głową. – To się często praktykuje. Są dni w kalendarzu uważane przez masy ludowe za szczególnie sprzyjające zawieraniu związków małżeńskich. Jak łatwo się domyślić, w te dni opłaty skarbowe za ślub znacznie wzrastają. Dlatego oszczędni zawierają związek wcześniej, za niższą opłatą, ale do rejestru wpisuje się ślub z datą szczęśliwego dnia.

Przesłuchanie przerwano na godzinę, gdyż Człekoust został odwołany do jakiejś pilnej sprawy. Adamsa wyprowadzono na korytarz.

Gdy wrócił do gabinetu, nadfunkcjonariusz właśnie karmił swą żelazną maskotkę. Na skinienie ręką blaszane ptaszysko rozgarnęło pióra i pokazało obwisłe, kobiece piersi.

– Tak się dała wytresować…? – spytał Adams.

– Niekoniecznie. Ona bardzo lubi to robić. Jak się jej w porę nie przegna, blaszany kuper też wystawi. – Człekoust ruchem dłoni odgonił mechaniton.

– Dziwaczny ptak.

– To mechaniczna harpia.

Mechaniton strząsnął z głowy maskę w formie ptasiego łba. Ukazała się nieładna kobieca twarz, stężała w wyrazie nienawiści.

– Przestań go straszyć – powiedział do niej Uombocco. – Nie będę cię karmił bez maski na głowie.

Harpia przysiadła z boku, twardym, nieruchomym wzrokiem czarnych oczu śledząc akcję.

– Chciałem wrócić do protokołu sporządzonego przez Ciakena – powiedział Uombocco.

Adams podniósł wzrok.

– Na ścianach korytarzy widzieliście diagramy.

– Tak, podobne do lullijskich.

– Czy w Ogrodzie były podobne?

– Ani jednego, żadnych liter na liściach czy na skrzydłach motyli.