– Czy diagramy na ścianach korytarza były poprawne? – Uombocco spojrzał uważnie.
– Lata badałem diagramy lullijskie i dotąd nie wiem, co znaczy „poprawny diagram”. Śledząc geniusz tego człowieka, natykałem się na jego przedziwne pomysły. Nie potrafię osądzić, które były poprawne, które błędne.
– To akademicki wywód. Nie chodzi o to, czy identyczne z lullijskimi, tylko czy wykonane wedle zasad jego sztuki.
– Wykonane wedle zasad jego sztuki, ale ich geometria była dziwaczna: wielokąty nie zamykały się.
– Może właśnie wtedy pan śnił, Adams?
– Może.
– Jesteście biegli w sztuce czytania diagramów lullijskich?
„Czy on chce, abym rozwikłał jakiś diagram dla niego…?”
– Średnio. Znam typowe, dzięki opisom, jak należy je czytać – Adams nie powiedział całej prawdy.
– Przecież jesteście specjalistą od lullizmu.
– Niezupełnie. Raczej zajmowałem się historią lullizmu, nie dociekaniami lullistów. Poszukiwałem śladów Alonzo Zumarragi, który zniknął w Rzymie.
– Czy uważa pan, że Ibn Khaldouni to Zumarraga?
– Musiałby żyć ponad sześćset lat!
– Wychodząc z drzewa, doznaliście zdumiewającego zaburzenia przestrzeni, więc może i zaburzenia czasu są tu możliwe?
– Jednak uważam, że Ibn Khaldouni to nie Zumarraga. Przesłuchanie zostało zakończone. Adams odnosił wrażenie, że Uombocco chciałby dowiedzieć się konkretnej rzeczy, tyle że nie chciał spytać wprost.
32.
Oboje z Natalią zostali wkrótce zwolnieni. Człekoust wielokrotnie podkreślał, że nie zdołano wyjaśnić większości problemów, ale dobiegł końca ustawowy czas przetrzymywania bez nakazu sądowego.
Na niewczesną uwagę Adamsa, że eksperyment można by więc powtórzyć, parsknął głośnym śmiechem.
– Chyba pan tego nie chce…? – powiedział. Wzrokiem jeszcze roziskrzonym od śmiechu spojrzał na Natalię, następnie głęboko w jej oczy.
Okazało się, że Adams ma wrócić do swojego pokoju hotelowego, który zgodnie z ustawą o nauce nadal trzymano dla niego. Inny przepis zabraniał zamieszkania razem z Natalią Adams, chociaż w dowodzie wpisano, że stanie się jego żoną. Powiedziano im, że naruszyłoby to nadzwyczaj ważną zasadę, na której opiera się tutejsze prawo. Natalię zakwaterowano w pensjonacie oddalonym o parę ulic od jego hotelu. Odprowadził ją na miejsce. Pięć metrów za nimi dreptał śledczy Bieleń.
– Wiesz, w dowodzie przy potwierdzeniu naszego ślubu jest wolna rubryka – powiedziała.
– Coś opuścili?
– Tak, kategorię żony. Zawarcie związku małżeńskiego potwierdzała wielka na całą stronę, niestarannie odciśnięta, sina pieczątka. W kolejnych rubrykach widniały różne adnotacje, nabazgrane niedbale przez jakiegoś urzędnika. W rubryce: „żona pierwsza, żona druga, niepotrzebne skreślić” nie było rozstrzygającej kreski.
Pokrótce wyjaśnił jej zwyczaje panujące w Mieście pod Skałą. Sam zdążył się już do nich przyzwyczaić.
– Na to się nigdy nie zgodzę – powiedziała stanowczo. – Chcę grać obie te role. Zarówno pierwszej, jak i drugiej żony. Bycie wyłącznie malowaną lalką jest upokarzające, tak samo jak bycie wyłącznie służącą nałożnicą.
Miała rację, jednak najniższa linia odciśniętej pieczęci mówiła: „związek jest ważny dopiero po wypełnieniu wszystkich rubryk”. Adams wskazał jej tę adnotację.
– Coś trzeba skreślić.
– Nie obchodzi mnie to. Chcesz, żebym była twoją żoną, czy nie…?
– Po to wszedłem do Ogrodu. – Chwilę wpatrywał się w odciśnięty napis. – Wiem – powiedział. – Będziesz dla mnie zarówno pierwszą, jak i drugą żoną. Nie przekreślimy więc żadnego z określeń, tylko obok dopiszemy słowo „zarówno”, a wskazówkę: „niepotrzebne skreślić” przekreślimy. – Natalii spodobał się pomysł. Sama zrobiła wpis do dowodu.
Adams nie mógł z nią pozostać dłużej; Bieleń dał się wyprosić na korytarz, ale czekał, by odprowadzić Adamsa do jego hotelu.
Uporządkowanie pokoju, zaplombowanego od ostatniej rewizji, zajęło pół dnia. Większość kartek z notatkami przepadła.
Drzwi Ibn Khaldouniego też zalepiono opieczętowanymi paskami papieru.
Słowa Człekousta okazały się prawdą: tutejsze społeczeństwo przyjęło Natalię, jakby była kimś oczekiwanym. Obecnie uczęszczała na zajęcia na uniwersytecie. Poznawała historię sztuki ossuarnej. W ramach trzeciego etapu studiów powinna była przygotować doktorat. Jednocześnie została zatrudniona jako formierz ossuarny. Mogła połączyć pracę w rzemiośle artystycznym ze stałym doskonaleniem tej umiejętności.
Wkrótce z Natalią zaczęło układać się jakby gorzej. Odniósł wrażenie, że (przyszła) żona go unika, szuka pretekstu, aby stronić od jego towarzystwa. Może czuła się skrępowana tym, iż znał ją od tak zupełnego początku? Że widział jej powstanie? Że obejrzał wnętrze jej ciała…? Nawet wnętrza jej organów wewnętrznych…? Natalia powinna zrozumieć, że tym razem nie mogło stać się inaczej.
Powodem mogło być przecież i to, iż tak niewiele ich jeszcze łączyło. Oznajmiono, że jest ona idealną kobietą dla niego, i na tym się właściwie skończyło.
Pasjonowały ją studia, i to też mogło być powodem. Obecnie słuchała wykładów obejmujących preparatykę juwenilną i prenatalną. Zaliczenie było wymagane do doktoratu. Znowu telefonicznie zaproponował jej spotkanie.
– No, wiesz…?! – parsknęła zagniewana. – Mam dwie dwóje z prac okresowych, a koncepcji na temat doktoratu żadnej. Wylecę na pysk ze studiów.
Cóż, pozostawało się zgodzić. Niechciane kobiety same wchodziły mu w ręce, a ta jedna, stworzona dla niego, którą on już zdążył zapragnąć najmocniej, z rąk tych umiejętnie się wymykała.
33.
Adams znalazł sposób, by spotykać się z nią częściej. Jako pretekst posłużył właśnie jej zapał do nauki. Wystarczyło, gdy zaproponował, że chętnie będzie się z nią uczył, bo kompletnie nie zna się na sztuce anatomicznej, która stanowi ważną część dorobku kulturowego. Dodał, że jest historykiem cywilizacji i wiele jego wiedzy również się jej przyda.
Odtąd przesiadywała u niego godzinami, wylegiwała się na kanapie, czytała na głos, dyskutowała, piła kawę albo pynuj, jednak nie dopuściła do żadnej intymnej sytuacji.
– Kości noworodków są wyjątkowo dobrym materiałem. Słabo sfosylizowane, łatwo dają się odwapnić i formować. Nie pękają – czytała podręcznik.
– Ale są małe.
– Tak. Znając te ograniczenia, można tworzyć z ich czaszek najlepsze kielichy…
– Widziałem.
– Nie przerywaj – zmarszczyła czoło.
Wstał z kanapy zaparzyć nową kawę. Zmiana tematu rozmowy nie była obecnie możliwa.
– …Szkatułki, koszyczki, kałamarze.
– Atrament nie barwi tego i nie przesiąka? – rzucił znad kuchenki. Budziła się ciekawość uczonego.
Zajrzała w notatki.
– Nie przesiąka.
– A da się robić kieliszki…? Takie małe.
Natalia popijała ulubiony pynuj z małego kieliszka z grubego szkła, nierówno odciśniętego z formy.
– Kieliszki…? – Pośpiesznie wertowała notatki. – Kieliszki do wódki czy noże do papieru wykonuje się zwykle z czaszek embrionów. Jeszcze o tym nie było na wykładzie.
– Noże do papieru?
– No, rękojeści. Rękojeści sztyletów wykonuje się z całego szkieletu. Powstaje „sztylet losu” albo „przeznaczenia”.
Podał jej filiżankę. Wlała do niej dwie miarki destylatu. Butelka z pynujem zniknęła w barku.
– Nie powinnam pić tyle kawy, bo mi zęby ciemnieją. Roześmiał się.