– Pójdę. Ale obejrzyj mój dowód osobisty.
Dowiedział się, że odebrała dwa telefony, jeden po drugim; za każdym razem dzwoniła ta sama kobieta, która nie chciała się przedstawić.
– To była ta twoja Francuzica – powiedziała.
Ułożył ją do snu, szybko usnęła. Nie pochrapywała. Prawdopodobnie obudzi się późnym wieczorem, wściekła i zniecierpliwiona. Dopiero rano będzie urocza i spokojna. Powiedziała mu, że jest to „efekt powidoku”. Mówiąca wyjaśniła jej, że oznacza to tylko tyle, iż organizm prawidłowo reaguje na działanie chrupek.
Zajrzał do jej dowodu. Nadal równe sześć tygodni do ich ślubu. Obejrzał wpis pod światło: mógł być ścierany lub zamazany, a potem wpisany jeszcze raz. Kartka była w takim stanie zużycia, że nie dało się tego wykluczyć. Identyczna data widniała w jego własnym dokumencie. Jego kartki również były zużyte.
Rozłożył na biurku fotokopie rysunków Zumarragi. Na śmierdzącym denaturatem, bladoliliowym papierze rysowały się cienkie, niewyraźne linie dziwacznych figur: dwóch następujących po sobie półokręgów, przypominających literę „m”, kwadratów owiniętych serpentynami czy gałązeczek rosnących w dół. Niektóre nieoczekiwanie przypominały rysunki z korytarzy. Cały wieczór spędził samotnie nad papierami, nawet nadzieja przestała mu towarzyszyć.
38.
Natalia mówiła zdenerwowanym głosem. Słuchawka zniekształcała go, na dodatek plątał się jej język. Rzucała dziwaczne obelgi. Głównie pod jego adresem, ale nie tylko. Wiedział, że wiele określeń zostało jej podsuniętych przez Mówiącą. Trudno było przeceniać wpływ tej (nieznanej, lecz bez wątpienia wrogiej mu) kobiety. Nie rozumiał Natalii, próbował łapać sens wypowiedzi. Znów wspominała o telefonie natarczywej „Francuzicy”, która wypytywała o Adamsa. Od dawna nie widział Liliane na nieboskłonie, może więc wylądowała. Ale dlaczego miałaby niepokoić telefonami Natalię, mogła przecież wprost zadzwonić do niego…
Narzucił kurtkę i poszedł do niej. Było piękne popołudnie, niedawno przeszedł deszcz. Powietrze rześkie, ale nie za chłodne. Niestety, gromadziły się następne granatowe chmury. Minął go oddział doboszy reklamujących, odzianych w barwy telewizji. Wkrótce zniknęli za zakrętem i gwar ucichł.
Znajomy recepcjonista nie robił trudności. Drzwi do pokoju Natalii były otwarte. Ona sama stała w kuchni i palcami jadła zimny makaron polany keczupem. Talerz wymykał się jej rękom, a keczup spływał na podłogę. Spojrzała na niego mętnym wzrokiem.
– O, jesteś, Humphrey. Zrobię ci herbatę.
– Sam sobie zrobię. Powiedz tylko, gdzie są szklanki.
– W szafce.
Usiłował znaleźć półkę ze szklankami.
– Cholera jasna, jak ja nienawidzę, kiedy tłumi się moją wolność. To ja ci zrobię herbatę.
– Daj spokój. Trzyma cię jeszcze powidok.
Znalazł wreszcie jakąś szklankę i wypłukał w zlewie. Wrzucił do niej torebkę z herbatą.
– Odpieprz się od mojej wolności. – Zatoczyła się. – Mówiąca wytłumaczyła mi, że wolny człowiek powinien robić to, co chce. Masz siedzieć w pokoju.
Usiłowała bezskutecznie zapalić gaz. Łamała zapałkę za zapałką. Wyjął jej z dłoni pudełko i sam to zrobił.
– Ogród ogrodem, ale nie masz do mnie prawa – powiedziała. – Skoro wybrałeś tamtą Francuzicę, to ją sobie bierz. Nikt nie może mieć dwóch kobiet naraz.
– Nie widziałem tamtej kobiety od dawna. Pewnego dnia pofrunęła, a potem widywałem ją na niebie nad miastem. Nie wiem, jak nawiązała z tobą kontakt. – Nie wspomniał, że tu wymaga się właśnie, by każdy miał dwie kobiety naraz.
– Ona fruwa nad miastem? – Spojrzała na niego z lekceważeniem. – To fruwaj z nią. Czas nadal stoi w miejscu.
Poszedł do pokoju i usiadł na kanapie. Na nocnym stoliku znalazł opróżnione opakowanie po białych chrupkach. To nie był wyłącznie powidok.
Wkrótce z kuchni dobiegł brzęk tłuczonego szkła. Natalia upuściła szklankę z herbatą. Wpatrywała się pustym wzrokiem w zalaną podłogę i lekko się kiwała.
– Sparzyłaś się?
– Nie wiem. Co cię to obchodzi? – Wspierała się o szafkę. Wytarł jej przedramiona ścierką. Zebrał szkło z podłogi.
– Lepiej usiądź i daj sobie spokój.
Odpieprz się ode mnie. Zabierz sobie tamtą Francuzicę. Wrócił do pokoju i usiadł. Za kanapą leżały pomięte kolorowe czasopisma. Brakowało jej notatek ze studiów. Zgubiła je czy co?
Nerwowo przerzucił parę stron.
Natalia szła do pokoju, wspierając się o ścianę. Chciała usiąść na kanapie, ale upadła na podłogę, głośno uderzając łokciami. Niezdarnie próbowała się zebrać. Obejrzał jej ramiona, ale nie wyglądało, żeby złamała jakąś kość. Była w takim stanie, że prawdopodobnie słabo odczuwała ból. Niewątpliwie potłukła się dotkliwie. Z wysiłkiem zaniósł ją do sypialni. Nie była ciężka, ale leciała przez ręce jak ktoś śpiący. Zasapany, kopnięciem otworzył drzwi do pokoju. Położył ją na zasłanym łóżku. Potem wyrwał spod niej narzutę. Wreszcie ściągnął z niej spódnicę, bluzkę, biustonosz i majtki. Poczuł się jak złodziej, jednak ostatecznie widział ją przecież nagą, ponadto miała zostać jego żoną. Przynajmniej on dotąd w to wierzył. Nadal była piękna, może jedynie trochę przytyła, a wokół oczu miała nieco przedwczesne zmarszczki.
Ruszała się coraz wolniej i mamrotała cicho. Przykrył ją kołdrą.
Za często się to powtarza. Jak długo to będzie trwać?
Gdy zaczęła cicho pochrapywać, zajrzał do jej torebki i sprawdził datę ślubu w dowodzie: dalej za czterdzieści dwa dni. Najmniejszego śladu, że ktoś wydrapał poprzednią i wpisał nową. Kto mógłby to zrobić…? Ona…? Wiedział, że sam siebie usiłuje okłamać. To nie był jej styl pisma. Data zmieniała się z dnia na dzień, choć wpis wciąż wyglądał tak, jakby został zrobiony ręką tego samego urzędnika. Charakter pisma pozostawał bez zmian. W jego dowodzie nastąpiła identyczna zmiana. Kiedy to zrobiono…? Czy wywiadowcy penetrują jego pokój hotelowy, gdy on śpi? A może wówczas, gdy okazuje dowód na żądanie przypadkowym funkcjonariuszom? Jak znaleźć sens tego wszystkiego?
Wychodząc od niej, zatrzasnął za sobą drzwi.
39.
Natalia okazała się zupełnie bezbronna, nieodporna na zwykłe, codzienne zagrożenia. Była może istotą idealną, ale rajską, nie przygotowaną na atak sił ziemskich; zbyt kruchą, by przeciwstawić się używkom i odeprzeć presję urabiającego ją pedagoga. Nałóg oraz umiejętna manipulacja fachowca usidliły ją nieodwracalnie. Obdarzyła zaufaniem niegodziwe osoby, a brak doświadczenia nie pozwolił jej tego dostrzec i zaradzić owej sytuacji.
Następne odwiedziny Natalii przebiegły bardzo gwałtownie. Najpierw zadzwoniła, nalegając na wizytę. Już samo to powinno zapalić w głowie Adamsa światełko ostrzegawcze.
Przyszła wkrótce po telefonie. Dzwonek mocny, zdecydowany. Widać było, że absorbuje ją jakaś myśl. Nawet gdy pomagał jej zdjąć żakiecik, odniósł wrażenie, że go ledwie zauważa. Wzrok miała nieobecny.
„Ciekawe, czy zwróciłaby uwagę, gdybym ją wziął…?”, pomyślał nie w porę.
– Co ty sobie właściwie myślisz? – zaczęła.
– O czym?
– No, o nas.
– Wiesz, właściwie to chciałbym…
– Co chciałbyś?!
– Aby było tak, jak ustalono… – zawahał się -…podczas eksperymentu.
– Mam być twoją drugą żoną?! Dzielić się tobą z tą Francuzicą?!
– Kiedyś oboje zdecydowaliśmy, że pierwszą i drugą.
– Ani pierwszą, ani drugą. Niedoczekanie.
– Ale dlaczego?
Patrzył na nią, słuchał i każdym nerwem odbierał jej piękno: rozwiane włosy, regularne rysy, smukłe, proste nogi.