Выбрать главу

– To jak się przekonać, że nie jest trująca dla mnie?

– Śpij z nią na jednym posłaniu, ale ciasno zasznuruj swoją skorupę. Niech się zmiesza wasz pot. Jak cię co oblezie, znaczy, że ci zagraża, a ze słabą infekcją sobie poradzisz. Sam możesz wymyślić sporo innych podobnych prób. A potem weźmiesz swoje szczęście.

– Czegoś mi to powiedział? Mogłeś ją jeszcze dłużej trzymać u siebie.

– Bo naszła mnie jedna wątpliwość. – Adams pokiwał głową. – Widzisz, behmetim przybierają ludzką postać. Dlaczego niby niektórzy z nich nie mieliby przychodzić do nas w postaci Złotych Gaber?

Hjalmir spojrzał z niepokojem na rozkosznie rozciągniętą, nagą Crispę.

– Jak to sprawdzić?

– Sposobem z Górnego Miasta. Każ jej nazywać. Jeśli będzie umiała, to zwyczajna Złota. Jeśli nie, to jest behmeta. Ale do końca nie jestem pewien, czy to jest rozstrzygające kryterium.

Hjalmir zebrał się, żeby ją zbudzić i wziąć z sobą.

– Zaczekaj. Skończę ten rysunek.

147.

W ciągu dnia Wentzel tętnił życiem, mimo że na zwiad wychodziły co dzień trzy korpusy. Chirurg wziął się energicznie za kurowanie pacjentów. Obecność tajemniczej, ciemnoskórej współpracowniczki dodawała mu respektu w oczach żołnierzy. Kolejne ćwierć – i półsycelówki napełniały kiesę Hjalmira. Nieodłączne dotknięcia skroni pacjentów drobnymi dłońmi Crispy przynosiły dodatkowy dochód.

Natomiast Adams czuł się kompletnie bezużyteczny. Na zwiady chodzić nie mógł, bo z racji obecnej rangi musiałby takim zwiadem dowodzić, a do tego brakowało mu kwalifikacji. Nie chciał przecież ryzykować życiem żołnierzy przez swoją nieudolność. W forcie nikt mu nie podlegał. Adams unikał też udziału w sprawianiu schwytanych Czarnych, Hjalmir więc przejął tę dochodową robotę. Zdecydowanie zabronił Crispie przyglądania się sekcjom, unikając błędu Adamsa. Siedziała wtedy posłusznie w forcie, nie zerkając nawet z dala w stronę kamienia sekcyjnego.

Adams niepotrzebnie szybko zrezygnował z propozycji Hjalmira, co pozbawiło go adiutantki. Jak kiedyś Złota za Adamsem, teraz Crispa przyodziana w krótką tunikę koloru miodu chodziła w ślad za niższym o pół głowy Hjalmirem. Trudno jej było przywyknąć do życia w warowni frontowej.

„Uznał, że Złota dodaje powagi katrupowi”, pomyślał kwaśno Adams. „Odgapił to ode mnie”. Podpatrzył, nie podpatrzył, cieszył się bliskością pięknej dziewczyny, a bezrobotny Adams snuł się po obozie od rana do wieczora.

Właściwie niewiele więcej pozostało mu tu do zrobienia, niż nakłonić sotnika do cofnięcia rozkazu Izabbaala. Doszedł do końca tej drogi. Nic dobrego dalej nie czekało. Mógł tylko tu zostać, gdzie go znano i akceptowano, albo wracać. Pora wracać.

Trzeba było rozmówić się z Reutelem. Sprawę ułatwiał fakt, że Adams nie dostał jeszcze przydziału do pretorii. Może sotnik zmienił zdanie i obecnie przydzielanie Adamsa do elitarnego oddziału nie było mu na rękę?

Adams zamówił się u dowódcy. Zaraz do środka poprosił go Croyn. Dwaj strażnicy przepuścili ich do pretorium.

Dowódca spojrzał zmęczonym wzrokiem na przybyłego.

– Usiądź, decymusie - powiedział. Nie przestał przeglądać papierów. – I tak bym cię dzisiaj wezwał do siebie. W Krum się nie uspokoiło.

Adams mu nie przerywał.

– Ty przewidywałeś wtedy, że mianowanie Hejlabbaala jest błędem?

– Potęga imienia?

– Na to wychodzi. Myślałem, że moje dotychczasowe brzmi nieźle. Żołnierze już zdążyli się przyzwyczaić, więc nie muszę się z tym śpieszyć. Wygląda, że jest inaczej. Odkąd Hejlabbaal został obermacajbabą, zaczął zachowywać się dziwacznie i raczej prędzej niż później wypowie Szczurom posłuszeństwo. – Wykonał okrągły gest dłonią. – Ale to nie twój problem, Spalony. Poradzę sobie z nim. Sytuacja się zmieniła. Chetti szkoli uzupełnienia na Nocnej Grani, w Tibium pewna załoga.

Adams nie przerywał monologu dowódcy. Zastanawiał się, jak wyłożyć swoją sprawę.

Reutel podniósł wzrok.

– Przyszedłeś prosić o zwolnienie ze służby?

– Tak.

Sotnik pokiwał głową.

– Zwalniam was ze służby, Spalony – powiedział oficjalnym tonem. – Wykonaliście ostatni rozkaz.

Adams czuł się, jakby rosły mu skrzydła.

– Co zrobicie jako wolny weteran?

– Czy powinienem przez jakiś czas pozostać w legionie dla twojej pomocy, panie?

– Masz na myśli kłopoty z nowym obermacajbabą…?

Adams przytaknął skinieniem głowy.

Reutel wziął na siebie ciężar rozmowy; wolał sam powiedzieć pewne rzeczy, niż na nie reagować.

– To nieważne. Zwykły los dowódcy. Rozwiązałem trudniejszy problem.

– W takim razie odejdę. Nic tu już po mnie. Nie chcę więcej zabijać gaber. Dalej zajść się nie da. Spróbuję wrócić do siebie na górę.

– Pójdziesz tam z cudzą żoną?

– Nie żoną, tylko narzeczoną.

– Prawo tu mówi jedno.

Adams spoważniał: będą komplikacje? Reutel jednak spoglądał na niego spokojnie i życzliwie.

– Macajbaby nie będą robić wam trudności, jednak behmetim ujmą was i osądzą. Oni nie przyjęli do wiadomości nawet faktu śmierci Drubbaala – powiedział. – Dam ci list, że opiekujesz się nią. Wystarczy na moje posterunki.

„A co dalej?”, pomyślał Adams. Właściwie mógłby spytać o radę sotnika. „Nie, to zły pomysł”, uznał. „Reutel może udawać niewiedzę i nie stosować prawa. Przecież dał mi znać, że działam wbrew prawu. Moja wypowiedź zmusi go do reakcji…”

Sotnik wręczył mu przygotowany wcześniej pergamin. Stosowne pieczęcie były już na nim umieszczone. „Dokładnie przewidział tę rozmowę”, pomyślał Adams, chowając otrzymane dokumenty w wodoodpornym schowku z pęcherza.

– A twoja prognoza sytuacji, Spalony? – spytał Reutel. – Co nas tutaj czeka?

– Przekażę ci moje przypuszczenia. Ale w niektóre z nich sam mało wierzę.

– Jasne. Mów. Na to właśnie czekałem.

– Wprawdzie Czarne mają potężne rodzaje broni, lecz myślę, że ich nie użyją przeciw Krum, skoro dotąd tego nie zrobiły. Jakby im dalej od Linii, tym więcej im wolno. Natomiast po naszej stronie stają się bezradne. Czarnego można zabić równie łatwo jak człowieka. Moim zdaniem nie przystąpią do frontalnego ataku. Przecież w czasie każdej wizyty Pana z Morza są w Krum, ale wycofują się równo z jej końcem.

– Czego więc się obawiać?

– Może za wcześnie na obawy, ale obserwować warto. Dlaczego nagle zaczęły pojawiać się Złote Gabery, skoro wcześniej mało kto o nich pamiętał? Moja przeszła grań do Tibium, teraz dała się złapać Crispa. Poza nimi schwytano kilka innych Czarnych o bardzo ludzkim wyglądzie. Może być tak, że obecność jednej ściąga tu następne, może chodzić o coś zupełnie innego.

– Niby co?

– Może to być dalsza reakcja na nasz zwiad, podczas którego sięgnęliśmy do Płomienistych Wrót. Tamta strona za Wrotami ożywiła się i działa. Również nadchodząca wizyta Pana z Morza może być reakcją na tamten zwiad. W takim wypadku pojawienie się licznych Złotych może oznaczać próbę pokojowego opanowania Krum. One same mogą nawet nie wiedzieć, że są narzędziami w cudzych rękach. Może być jeszcze co innego: Żołnierze zapatrzyli się w Złote. Mniej w nich ochoty do odbijania kobiet spośród Golców. Transporty za Płomieniste Wrota idą bez zakłóceń.

– Sam przecież prosiłeś o uchylenie rozkazu Izabbaala.

– Dalej proszę. To dla Złotej Pięknookiej. Uratowała mi życie.

– Nie widzisz tu sprzeczności?

– Podzieliłem się z tobą moimi najskrytszymi podejrzeniami, dowódco. Nie znaczy to, że w nie wierzę, ale i to trzeba brać pod uwagę.

– Dobrze. Odwołam jego rozkaz. Dlaczego atak na nas miałby zostać tak poprowadzony?

– Wśród Szczurów nie ma behmetim. Może kiedy już przyzwyczaimy się do Złotych wśród nas, podesłane zostaną wśród nich behmety w ich ciele? Crispa nie jest owłosiona. Nie ma naturalnej ochrony przed behmetim. Dopiero od niedawna chadza odziana. Hjalmir jest w niej zakochany po uszy – gotów jestem się założyć, że dotąd nie sprawdził, czy ona potrafi nazywać.

Reutel pomyślał, że Adams zazdrości chirurgowi pięknej adiutantki, jednak powiedział co innego:

– W archiwach stoi, że urokowi Złotej żaden mężczyzna się nie oprze. Ty jeden okazałeś się wyjątkiem.

– Może dlatego, że ona już wcześniej spotkała swojego człowieka?

– Ach, tak.

– Crispa jest urodziwa i czarująca. Jeśli ona czy inne Złote biorą udział w takim planie, to tylko jako nieświadome narzędzia. A jeśli jest inaczej, a te człekopodobne Czarne to dzieci Pachoma…? Czas na płaskowyżu może płynąć inaczej.

– Ale twoje klepsydry nie pokazały nic nadzwyczajnego.

– Może im dalej od Linii, tym efekt silniejszy. Sam nie wiem.

– Niedługo ludzie powiedzą „Klepsydry Hjalmira”, nie „Klepsydry Spalonego”.

Adams wzruszył ramionami. Nie zależało mu szczególnie na prawach autorskich do akurat tego odkrycia naukowego.

– A w Kram o Krawcu zapomną i opowiadać będą, jak to Hjalmir w pojedynkę zajebał behmeta. - Uśmiechnął się Reutel.

Sotnik wezwał Barchema, by ten spisał wyłożone opinie Adamsa. Hjalmir towarzyszył dzisiaj zwiadowi. Rachubiec sprawnie spajał wypowiedzi Adamsa w zwięzły raport.

– Petrynał pozostawisz na Linii. To zbyt potężna broń, by dostała się w ręce macajbabów.

Adams nie protestował. Sprzedał petrynał legionowi aż za dwadzieścia cztery sycele, które przeznaczył na wykupienie części tarhatum Renaty od legionu. Za resztę kupił piękny sztylet, wypolerowane zarękawia i nagolenice z niewielkimi twarzami paradoksalnymi. Obecnie nosił się już jak pretorianin.

Już po służbie Bertucci i Scholz popijali przydziałowy destylat, siedząc przy ognisku.