Выбрать главу

Jeśli Liliane tu pozostanie, to z symetrii diagramu wynika, że Natalia wyjdzie na powierzchnię. A z kimże, jak nie z Adamsem…?

Zaczął nerwowo dreptać po pokoju, co chwilę zerkając na wyrysowaną figurę. Prawda w liniach, prawda w symetrii… Diagram jednak przyniósł pociechę.

Wśród imion umknęła mu Falzarota. Uzupełnienie diagramu o nią nie zmieniłoby konkluzji, choć zburzyłoby jego symetrię. Ważniejsze, że Liliane należała do ludzi drugiego rodzaju, Natalia do pierwszego, przypisanie zaś Falzaroty było niepewne, choć w każdym przypadku pogłębiłoby asymetrię. Najwidoczniej tak skonstruowany diagram nie był dość bogaty, by stać się poprawnym modelem obecnej sytuacji.

37.

Zastał Natalię w swoim pokoju. Przyszła pod jego nieobecność. Chodziła niepewnie, przebrana w jego pidżamę. Zataczała się. Jej oczy znowu były puste i obojętne, jakby nie potrafiła zogniskować na nim wzroku.

– Humphrey? – zdziwiła się. – Przeniosłam się do ciebie, bo ktoś zatrzymał czas. Odbiorą nam wszystko, co dostaliśmy.

Jej wzrok nadal był nieobecny. Chwilę bezradnie kiwała się w przód i w tył.

– Co się tak gapisz?! – rzuciła zniecierpliwiona. – No, idźże do pokoju.

Na stoliku leżała niemal pusta torba białych chrupek. Kruche płatki zawierały mieszaninę halucynogennych chemikaliów. Podobno następnego dnia po zażyciu ułatwiały pracę umysłową, dlatego pracownikom uczelni i studentom zalecano ich spożywanie, a przy zakupie przysługiwała im zniżka.

– Możesz poczytać sobie mój dowód osobisty – powiedziała.

Kończyła spaghetti. Na serwecie powstała kałuża sosu pomidorowego. Pidżama zsunęła się jej z ramienia, a rękaw zanurzył w sosie. Nie reagowała. Pamiętał jej ramiona: proste, proporcjonalne, o lekko zarysowanych obojczykach.

Wizje wywołane narkotykiem dawno ustąpiły. Oszołomienie pozostało, choć już przeradzało się w otępienie i senność.

– Połóż się lepiej spać – powiedział. Ujął ją w pasie i odprowadził do sypialni. Nie protestowała, już znała działanie tego chemikalium. Ściągnął z niej upapraną sosem bluzę pidżamy. Uważał, że ma do tego prawo, choć jeszcze nie nadszedł dzień ślubu wpisany w dowodach.

Natalia leciała mu przez ręce. Ułożył ją i narzucił na nią prześcieradło. Zaraz usnęła.

Jej dowód osobisty leżał na podłodze, wypadł z rozpiętej torebki. Adams spojrzał na zdjęcie, potem przekartkował go w poszukiwaniu wpisu małżeńskiego. Niedbale odciśnięta fioletowym atramentem, ogromniasta pieczątka była na swoim miejscu. Zaniepokojony, rzucił wzrokiem na datę: Natalia miała rację, do ślubu pozostało dokładnie czterdzieści dwa dni. Wpatrywał się zdumiony. Dla pewności policzył jeszcze raz, nie chciało wyjść inaczej.

Nerwowo wydobył swój dowód z portfela: ta sama data, co w dowodzie Natalii. Do ślubu nadal równo sześć tygodni. Może wtedy źle zrozumiał Człekousta? Może Uombocco pomylił się i wymienił inną datę?

Wkrótce zezwolono mu na korzystanie z czytelni uniwersyteckiej. Mógł przejrzeć materiały poświęcone Alonzo Zumarradze oraz jego notatki. Było tego ledwie kilkanaście szkiców, które skopiowano dla niego.

W bibliotece zatrudniano wyłącznie kobiety, obowiązkowo żyjące w celibacie. Trudno powiedzieć, co lepsze dla dziewczyny w Mieście pod Skałą: małżeństwo czy celibat.

To właśnie jedna z bibliotekarek oderwała go od pracy: szpakowata, szczupła kobieta, odziana w różne odcienie szarości, o napiętej skórze na twarzy.

„Ładnie się starzeje…”, pomyślał, gdy szła ku niemu.

– Telefon do profesora Adamsa – powiedziała, nachylając się nad nim.

Natalia. Bełkotliwym głosem oznajmiła, że jest chora, więc przeniesie się z powrotem do siebie, a ponadto, że dzwoniła dwukrotnie Liliane, więc ona, Natalia, nie ma nic do roboty w jego mieszkaniu.

Parę dni temu Natalia przeniosła się do pokoju Adamsa, ignorując zakazy urzędowe. Ochrona Ludności dotąd nie zareagowała.

Niestety, jednocześnie Natalia przestała chodzić na zajęcia. Odkąd zauważyła, że data wpisu w dowodzie się nie przybliża, załamała się zupełnie. Wychodziła tylko po codzienne chrupki, zawsze kupowała te w plastikowej torbie w niebiesko-czerwone paski. Po podłodze walały się ich okruchy. Trudno było winić ją za jej słabość, skoro data ślubu oddalała się codziennie o jeden dzień. Adams zajmował kanapę.

Telefon od Liliane? To nieprawdopodobne. Natalia mogła to zmyślić, przecież właśnie wczoraj Adams opowiedział jej o spotkaniu z Liliane i ich dziwacznym rozstaniu.

Pośpiesznie złożył notatki i pojechał do domu.

Natalia była kompletnie oszołomiona. Jej oczy, zwykle przepiękne, wyraziste, obecnie były puste jak oczy lalki czy rysunku. Myjąc ręce w łazience, przez uchylone drzwi widział, jak Natalia niezdarnie próbuje zrobić porządek na stole. Nie potrafił się na nią wściekać. Zanim sięgnęła po torebkę z nałogiem, zdążyła wysprzątać pokój i kuchnię.

– Połóż się już spać.

– Pójdę. Ale obejrzyj mój dowód osobisty.

Dowiedział się, że odebrała dwa telefony, jeden po drugim; za każdym razem dzwoniła ta sama kobieta, która nie chciała się przedstawić.

– To była ta twoja Francuzica – powiedziała.

Ułożył ją do snu, szybko usnęła. Nie pochrapywała. Prawdopodobnie obudzi się późnym wieczorem, wściekła i zniecierpliwiona. Dopiero rano będzie urocza i spokojna. Powiedziała mu, że jest to „efekt powidoku”. Mówiąca wyjaśniła jej, że oznacza to tylko tyle, iż organizm prawidłowo reaguje na działanie chrupek.

Zajrzał do jej dowodu. Nadal równe sześć tygodni do ich ślubu. Obejrzał wpis pod światło: mógł być ścierany lub zamazany, a potem wpisany jeszcze raz. Kartka była w takim stanie zużycia, że nie dało się tego wykluczyć. Identyczna data widniała w jego własnym dokumencie. Jego kartki również były zużyte.

Rozłożył na biurku fotokopie rysunków Zumarragi. Na śmierdzącym denaturatem, bladoliliowym papierze rysowały się cienkie, niewyraźne linie dziwacznych figur: dwóch następujących po sobie półokręgów, przypominających literę „m”, kwadratów owiniętych serpentynami czy gałązeczek rosnących w dół. Niektóre nieoczekiwanie przypominały rysunki z korytarzy. Cały wieczór spędził samotnie nad papierami, nawet nadzieja przestała mu towarzyszyć.

38.

Natalia mówiła zdenerwowanym głosem. Słuchawka zniekształcała go, na dodatek plątał się jej język. Rzucała dziwaczne obelgi. Głównie pod jego adresem, ale nie tylko. Wiedział, że wiele określeń zostało jej podsuniętych przez Mówiącą. Trudno było przeceniać wpływ tej (nieznanej, lecz bez wątpienia wrogiej mu) kobiety. Nie rozumiał Natalii, próbował łapać sens wypowiedzi. Znów wspominała o telefonie natarczywej „Francuzicy”, która wypytywała o Adamsa. Od dawna nie widział Liliane na nieboskłonie, może więc wylądowała. Ale dlaczego miałaby niepokoić telefonami Natalię, mogła przecież wprost zadzwonić do niego…

Narzucił kurtkę i poszedł do niej. Było piękne popołudnie, niedawno przeszedł deszcz. Powietrze rześkie, ale nie za chłodne. Niestety, gromadziły się następne granatowe chmury. Minął go oddział doboszy reklamujących, odzianych w barwy telewizji. Wkrótce zniknęli za zakrętem i gwar ucichł.

Znajomy recepcjonista nie robił trudności. Drzwi do pokoju Natalii były otwarte. Ona sama stała w kuchni i palcami jadła zimny makaron polany keczupem. Talerz wymykał się jej rękom, a keczup spływał na podłogę. Spojrzała na niego mętnym wzrokiem.

– O, jesteś, Humphrey. Zrobię ci herbatę.

– Sam sobie zrobię. Powiedz tylko, gdzie są szklanki.

– W szafce.

Usiłował znaleźć półkę ze szklankami.

– Cholera jasna, jak ja nienawidzę, kiedy tłumi się moją wolność. To ja ci zrobię herbatę.

– Daj spokój. Trzyma cię jeszcze powidok.

Znalazł wreszcie jakąś szklankę i wypłukał w zlewie. Wrzucił do niej torebkę z herbatą.

– Odpieprz się od mojej wolności. – Zatoczyła się. – Mówiąca wytłumaczyła mi, że wolny człowiek powinien robić to, co chce. Masz siedzieć w pokoju.

Usiłowała bezskutecznie zapalić gaz. Łamała zapałkę za zapałką. Wyjął jej z dłoni pudełko i sam to zrobił.

– Ogród ogrodem, ale nie masz do mnie prawa – powiedziała. – Skoro wybrałeś tamtą Francuzicę, to ją sobie bierz. Nikt nie może mieć dwóch kobiet naraz.

– Nie widziałem tamtej kobiety od dawna. Pewnego dnia pofrunęła, a potem widywałem ją na niebie nad miastem. Nie wiem, jak nawiązała z tobą kontakt. – Nie wspomniał, że tu wymaga się właśnie, by każdy miał dwie kobiety naraz.

– Ona fruwa nad miastem? – Spojrzała na niego z lekceważeniem. – To fruwaj z nią. Czas nadal stoi w miejscu.

Poszedł do pokoju i usiadł na kanapie. Na nocnym stoliku znalazł opróżnione opakowanie po białych chrupkach. To nie był wyłącznie powidok.

Wkrótce z kuchni dobiegł brzęk tłuczonego szkła. Natalia upuściła szklankę z herbatą. Wpatrywała się pustym wzrokiem w zalaną podłogę i lekko się kiwała.

– Sparzyłaś się?

– Nie wiem. Co cię to obchodzi? – Wspierała się o szafkę. Wytarł jej przedramiona ścierką. Zebrał szkło z podłogi.

– Lepiej usiądź i daj sobie spokój.

Odpieprz się ode mnie. Zabierz sobie tamtą Francuzicę. Wrócił do pokoju i usiadł. Za kanapą leżały pomięte kolorowe czasopisma. Brakowało jej notatek ze studiów. Zgubiła je czy co?

Nerwowo przerzucił parę stron.

Natalia szła do pokoju, wspierając się o ścianę. Chciała usiąść na kanapie, ale upadła na podłogę, głośno uderzając łokciami. Niezdarnie próbowała się zebrać. Obejrzał jej ramiona, ale nie wyglądało, żeby złamała jakąś kość. Była w takim stanie, że prawdopodobnie słabo odczuwała ból. Niewątpliwie potłukła się dotkliwie. Z wysiłkiem zaniósł ją do sypialni. Nie była ciężka, ale leciała przez ręce jak ktoś śpiący. Zasapany, kopnięciem otworzył drzwi do pokoju. Położył ją na zasłanym łóżku. Potem wyrwał spod niej narzutę. Wreszcie ściągnął z niej spódnicę, bluzkę, biustonosz i majtki. Poczuł się jak złodziej, jednak ostatecznie widział ją przecież nagą, ponadto miała zostać jego żoną. Przynajmniej on dotąd w to wierzył. Nadal była piękna, może jedynie trochę przytyła, a wokół oczu miała nieco przedwczesne zmarszczki.