Выбрать главу

– O czym ty mówisz?

– O Josie. Jezu Chryste! Josie! – Dwayne zaczął płakać, jakby dopiero teraz uświadomił sobie cały ogrom nieszczęścia. – Zabiła je, Tuck. Zabiła je wszystkie. Nie wiem, jak będę mógł żyć ze świadomością, że wydałem siostrę w ręce policji.

Tucker odsunął się od niego bardzo powoli. Dwayne chwiał się pozbawiony oparcia.

– Popieprzyło ci się w głowie.

– Musimy to zrobić. Wiem, że musimy. Na litość boską, ona chciała zamordować Sissy.

– Zamknij się! – Oślepiony gniewem i strachem Tucker uderzył Dwayne'a pięścią w twarz. – Jesteś pijany, jesteś głupi. Jeżeli powiesz jeszcze słowo…

– Panie Tucker! – Cyr stał na podjeździe i patrzył na nich szeroko otwartymi oczami.

– Co ty tu robisz, do cholery! – krzyknął Tucker. – Dlaczego nie jesteś na pokazie?!

– Ja… Powiedział pan, że mam jej pilnować. – Cyr trząsł się od wewnątrz, trząsł się ze strachu, jakiego dotąd nie znał. – Ona tam weszła, ale kazała mi zostać na zewnątrz. Powiedziała, żebym nie wchodził na górę.

– Caroline – powiedział Tucker głucho.

Cios przywrócił Dwayne'owi przytomność. Chwycił Tuckera za koszulę.

– Josie. Wzięła nóż i poszła do domu.

Tucker dyszał ciężko. Chciał walczyć, chciał zagłuszyć strach, który paraliżował mu mózg. Ale choć zaciskał pięści, widział prawdę w oczach Dwayne'a.

– Puść mnie! – Z siłą zrodzoną z trwogi odrzucił od siebie Dwayne'a. – Caroline jest w domu!

Zaczął biec w stronę Sweetwater, ścigany przez ryk tłumu i lodowaty strach.

– Nie ułatwię ci tego, Josie. – Nie bała się pistoletu, ale odczuwała głęboki, pierwotny lęk przed ostrym kawałkiem stali. – Wiesz, że to się musi skończyć. Cokolwiek czujesz, cokolwiek zrobiła twoja matka, nie możesz tego naprawić zabijaniem.

– Chciałam być taka jak ona, ale ludzie zawsze mówili, że przypominam ojca. Mieli rację. – Jej glos nabrał melodyjnego brzmienia. – Nie wiedzieli nawet, ile w tym racji. I nie dowiedzą się. To moja tajemnica, Caroline. Zabiję cię, żeby ją zachować.

– Wiem. Zabijesz mnie, ale Dwayne i Tucker będą nieszczęśliwi z tego powodu. Dwayne, ponieważ wie i się zadręczy, Tucker – ponieważ mnie kocha. Ty też będziesz cierpiała, ponieważ kochasz ich.

– Nie mam wyboru. Odwróć się, Caroline. Tak będzie o wiele łatwiej. Zaczęła się odwracać. Nie odważyła się zamknąć oczu, ale zmówiła krótką, żarliwą modlitwę. Stała już niemal tyłem do Josie, kiedy wyrzutem ręki rozbiła lampę. Błogosławiąc ciemności przetoczyła się przez łóżko.

– To nic nie da. – Podniecenie nadało głosowi Josie ostrzejsze brzmienie. Ciemność oznaczała polowanie, głód. – To mi tylko ułatwi zadanie. Nie będę musiała na ciebie patrzeć. Mogę udawać, że jesteś jak inne.

Jej kroków tłumionych dywanem prawie nie było słychać. Caroline skuliła się za łóżkiem. Musi dopaść drzwi. Bezszelestnie dopaść drzwi.

– Lubię ciemność.

Wstrzymując oddech, Caroline odsuwała się od łóżka macając przed sobą rękoma.

– Lubię polować w ciemności. Tatuś mówił zawsze, że mam oczy jak kot. A teraz słyszę bicie twojego serca. – Szybka jak wąż, uderzyła w miejsce, w którym przed sekundą była Caroline.

Caroline zagryzła wargi do krwi i siłą woli zmusiła się, żeby nie runąć przed siebie na oślep. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i w świetle księżyca widziała ciemną postać Josie z nożem w dłoni. Wystarczy, żeby odwróciła lekko głowę, a znajdą się twarzą w twarz.

I Josie odwróciła się, bardzo wolno. Światło połyskiwało w jej oczach. Uśmiechnęła się. Caroline przypomniała sobie Austina, jak szedł ku niej, przepełniony chęcią mordu.

– To nie potrwa długo – obiecała Josie i uniosła nóż.

W ostatniej rozpaczliwej próbie ratowania życia, Caroline przetoczyła się na bok. Nóż przyszpilił jej do podłogi rąbek sukienki. Uwolniła się szarpnięciem i z okrzykiem grozy rzuciła w stronę drzwi, czekając na świst noża, czując niemal jak ostrze zagłębia się jej w plecy.

Światło korytarza oślepiło ją.

– Caroline! – Tucker chwycił ją, kiedy wypadła z pokoju. – Nic ci nie jest? – Przytulił ją z całych sił i, trzymając przy sobie, patrzył na siostrę.

Miała nóż w ręku, a w jej oczach czaiło się szaleństwo. Tucker zmartwiał.

– Josie! W imię Boga, coś ty zrobiła?

Szał mijał i oczy Josie wypełniły się łzami.

– Nic nie mogłam na to poradzić. – Odwróciła się i pobiegła w stronę tarasu.

– Nie pozwól jej odejść! Tucker, nie pozwól jej! Zobaczył Dwayne'a w końcu korytarza.

– Zajmij się nią! – Pchnął Caroline w stronę brata i pobiegł za Josie. Zawołał ją. Ludzie wracający z pokazu, zwabieni jego krzykiem, podnosili głowy i patrzyli w górę z takim samym zainteresowaniem, z jakim oglądali fajerwerki. Tucker biegł wzdłuż tarasu, otwierając kolejne drzwi i zapalając światła. Kiedy dopadł sypialni rodziców, drzwi okazały się zamknięte.

– Josie! – zaczął walić w nie pięściami. – Josie, otwórz. Chcę, żebyś mnie puściła. Wiesz, że rozwalę te drzwi, jeżeli będę musiał.

Wsparł czoło o szybę i próbował pojąć coś, co jego umysł stanowczo odrzucał. W tym pokoju jest jego siostra. Jego siostra jest szalona. Walnął pięścią w drzwi, rozbijając szybę i kalecząc palce.

– Otwórz te cholerne drzwi. – Usłyszał kroki za sobą i odwrócił się błyskawicznie. Kiedy zobaczył Burke'a, potrząsnął głową. – Odejdź! Mówię ci, odejdź! To moja siostra.

– Tuck. Cyr nie powiedział mi, o co tu chodzi, ale…

– Wynoś się! – Z okrzykiem wściekłości rzucił się całym ciałem na drzwi. Huk wystrzału zagłuszył brzęk tłuczonego szkła.

– Nie! – Tucker opadł na kolana. Leżała na łóżku rodziców. Krew barwiła już białe prześcieradła. – Och, Josie, nie. – Podniósł się z trudem. Usiadł na łóżku, przytulił ją i zaczął kołysać.

– Cieszę się, te przyszłaś. – Caroline nalała dwa kubki kawy i usiadła przy kuchennym stole, naprzeciwko Delii. – Chciałam z tobą porozmawiać, ale pomyślałam, że lepiej zaczekać do pogrzebu.

– Pastor powiedział, że ona znalazła spokój. – Della zacisnęła wargi. – Mam nadzieję, że to prawda. Cierpią żywi, Caroline. Tucker i Dwayne będą potrzebowali sporo czasu, żeby zapomnieć. Inni też. Happy i Junior, rodzice Arnette i Francie.

– I ty. – Caroline położyła rękę na dłonie Delii. – Wiem, że ją kochałaś.

– Tak – powiedziała zdławionym głosem. – Zawsze będę ją kochała, bez względu na to, co zrobiła. Nosiła w sobie chorobę. Gdyby skrzywdziła ciebie… – Dłoń jej zadrżała. – Dzięki Bogu, że tak się nie stało. Tucker nigdy już nie przyszedłby do siebie. Chciałam ci powiedzieć, że mam nadzieję, że nie uciekniesz od brata z powodu siostry.

– Jakoś ułożymy swoje sprawy. Delio, powinnaś o czymś wiedzieć. Josie powiedziała mi o tym, jak została poczęta.

Palce Delii zacisnęły się konwulsyjnie na ręce Caroline.

– Wiedziała?

– Tak.

– Ale skąd…

– Dowiedziała się od matki, przypadkiem. Wiem, że musiało wam być ciężko z tą tajemnicą, tobie i pani Longstreet.

– Przyszła do domu któregoś dnia, wtedy gdy ją skrzywdził. Sukienkę miała podartą i brudną, a twarz blada jak kreda. A jej oczy, jej oczy! Wyglądała jak lunatyczka. Poszła prosto na górę do łazienki. Zmieniała wodę w wannie i szorowała się, aż spierzchła jej skóra. Widziałam siniaki. Wiedziałam, dokąd poszła, i wiedziałam, kto to zrobił.

– Nie musisz o tym mówić – wtrąciła Caroline, ale Della potrząsnęła głową.