Выбрать главу

Jeżeli matka Caroline wbiła jej coś do głowy, było to poczucie godności. Opanowała się na tyle, żeby się nie zapluć z gniewu.

– Pan stanowi zagrożenie dla użytkowników szos. Powinnam zgłosić ten wypadek policji.

Ubawiło go to jej jankeskie oburzenie.

– Nic straconego. Proszę zadzwonić do miasta i poprosić Burke'a. Burke'a Truesdale'a. Jest szeryfem.

– I pańskim kuzynem, jak przypuszczam – powiedziała przez zaciśnięte zęby.

– Nie, proszę pani, chociaż jego młodsza siostra wyszła za mojego kuzyna w drugiej linii. – Skoro uważa go za wiejskiego prostaczka, postara się jej nie rozczarować. – Przeprowadzili się na drugą stron. rzeki, do Arkansas. Mój kuzyn to Billy Earl LaRue. On jest ze strony mamusi. On i Meggie – to młodsza siostra Burke'a – prowadzą coś w rodzaju przechowalni. Wie pani, takie miejsce, gdzie zostawia się meble, samochody, co człowiek chce? Na miesiąc albo dłużej. Nieźle im się powodzi.

– Miło mi to słyszeć.

– To bardzo uprzejme z pani strony. – Uśmiechnął się leniwie. – Proszę pozdrowić ode mnie Burke'a, kiedy pani będzie z nim rozmawiała.

Choć był wyższy od niej o dobre kilkanaście centymetrów, Caroline udało się spojrzeć na niego z góry.

– Oboje wiemy, że mój telefon do szeryfa odniósłby niewielki skutek. A teraz byłabym wdzięczna, gdyby opuścił pan moją ziemię, panie Longstreet. A kiedy zapragnie pan znowu usiąść i popatrzeć na wodę, proszę znaleźć sobie inne miejsce.

Odwróciła się, ale zanim uszła dwa kroki, dobiegł ją głos Tuckera, i do licha, brzmiała w nim kpina!

– Panno Waverly? Witamy w Innocence. Niech się pani tu czuje jak w domu. A teraz, miłego dnia.

Nie obejrzała się. Tucker, będąc człowiekiem rozważnym, odczekał, aż znajdzie się poza zasięgiem jego głosu, i dopiero wtedy się roześmiał.

Gdyby nie tkwił po uszy w bagnie, chętnie podroczyłby się z tą Jankeską zgodnie z przyjętymi przez siebie zasadami. Niech go licho, jeżeli nie poprawiła mu humoru.

Edda Lou była gotowa do ostatecznego starcia. Bała się, że schrzaniła sprawę, wpadając w szał po tym, jak Tucker zabrał tę dziwkę Chrissy Fuller do Greenville na kolację. Ale wszystko wskazywało na to, że złość popłaca, przynajmniej czasami. Scena w restauracji, publiczne upokorzenie sprawią, że Tucker przyjdzie do niej jak po sznurku.

Och, bez wątpienia spróbuje omamić ją słodkimi słówkami. Był najlepszym mówcą w okręgu Bolivar. Ale tym razem nie wykręci się sianem. Nawet się nie obejrzy, jak założy jej obrączkę na palec. Edda Lou Hatinger sprowadzi się do tego wielkiego domu i zetrze szyderczy uśmieszek z każdej twarzy w Innocence. Edda Lou Hatinger, która wyrosła na nędznej farmie, gdzie chude kury grzebały w kurzu, a w kuchni unosił się wieczny zapach tłuszczu, zostanie panią na Sweetwater, będzie się ślicznie ubierała, spała w miękkim łóżku i piła francuskiego szampana na śniadanie.

Miała słabość do Tuckera, to prawda. Ale jeszcze większą słabość czuła do jego domu, nazwiska i konta bankowego. Następnym razem wjedzie do Innocence długim, różowym cadillakiem. Koniec z pracą kasjerki u Larssona, koniec z ciułaniem grosza na opłacenie pokoju w domu noclegowym.

Będzie się nazywała Longstreet.

Snując marzenia, zatrzymała swoją impalę rocznik 75 na poboczu. Nie dziwiło jej, że Tucker wyznaczył spotkanie nad stawem. Uznała, że to miłe. Edda Lou zakochała się – na tyle, na ile pozwalało jej skąpe serce – ponieważ Tucker był taki romantyczny. Nie obmacywał jej jak większość mężczyzn, których spotykała u McGreedy'ego. I nie zawsze chciał od razu dostać się do jej majtek jak większość mężczyzn, z którymi się umawiała.

Tucker lubił mówić. I choć połowy z jego wywodów w ogóle nie rozumiała, była mu wdzięczna za uprzejmość.

Poza tym nie skąpił prezentów. Butle perfum, naręcza frezji. Kiedyś, po jakiejś kłótni, kupił jej negliż z prawdziwego jedwabiu.

Po ślubie kupi sobie ich całą szafę. Na kartę kredytową.

Księżyc świecił jasno, nie zapalała więc latarki. Nie chciała zepsuć nastroju. Roztrzepała długie jasne włosy i ściągnęła dekolt elastycznej bluzeczki tak, że piersi omal nie wyskoczyły na zewnątrz. Różowe szorty wpijały jej się w krok, ale uznała, że warto pocierpieć.

Jeżeli dobrze to rozegra, Tucker wyłuska ją z nich w mgnieniu oka. Zwilgotniała na samą myśl o tym. Nikt nie robił tego lepiej niż Tucker. Rany, czasem kiedy jej dotykał, zupełnie zapominała o jego pieniądzach. Chciała go w sobie dzisiaj, nie tylko dlatego, że kochanie się pod gołym niebem było podniecające. Jeżeli zrobią to zaraz, jej wydumana ciąża stanie się faktem, zanim wzejdzie słońce.

Szła przez gęste liście, winoroślą, pośród ciężkiej woni mokradeł i własnych perfum. Światło księżyca rysowało na ziemi zmienny wzór. Urodzona i wychowana na wsi, Edda Lou nie bała się odgłosów nocy, rechotania żab, szumu trzcin, wysokiego śpiewu cykad i chrapliwego krzyku sowy.

Uchwyciła błysk żółtych oczu, które mogły należeć do lisa lub kuny. Zniknęły, kiedy podeszła bliżej. Z trawy dobiegł pisk mordowanego stworzenia. Edda Lou nie poświęciła tej śmierci nawet tyle uwagi, ile nowojorczyk poświęca syrenie policyjnej.

Odbywały się nocne łowy sów i lisów. Miała zbyt wiele rozsądku, by ujrzeć siebie w roli ofiary.

Szła bezszelestnie po grubym poszyciu z liści. Światło księżyca nadało jej skórze, smarowanej kremem z niemal religijnym zapamiętaniem, połysk marmuru. A ponieważ się uśmiechała, pewna zwycięstwa, było w jej twarzy jakieś dzikie piękno.

– Tucker? – zawołała dziecinnym, przymilnym głosikiem. – Przepraszam, że się spóźniłam, złotko.

Zatrzymała się nad brzegiem stawu i rozejrzała. Nie było tam nic z wyjątkiem wody, skał i gęstych zarośli. Zacisnęła usta i piękno znikło. Celowo Przyjechała później, chcąc, żeby poczekał na nią dziesięć, piętnaście minut.

Zirytowana usiadła na pniu, na którym Tucker siedział przed paroma godzinami. Ale nie czuła jego obecności. Jedynie gniew, że przybiegła na jego pierwsze zawołanie. A raczej na pierwszy liścik.

Czekaj nad stawem McNairów o północy. Naprawimy wszystko. Chcę tylko być z tobą przez chwilę.

Oto cały Tucker, pomyślała Edda Lou. Ugłaskuje ją, mówiąc, że chce z nią być, a potem się spóźnia, wprawiając w zły humor.

Pięć minut, postanowiła. Nie dam mu ani minuty więcej. Potem pojedzie prosto do Sweetwater, skręci w tę fikuśną bramę i zajedzie pod ten wielki dom. Pokaże Tuckerowi Longstreetowi, co to znaczy igrać z jej uczuciem.

Odwróciła się, słysząc szmer za plecami, gotowa w każdej chwili zamrugać rzęsami. Cios w podstawę czaszki sprawił, że upadła twarzą w trawę.

Edda Lou usłyszała swój stłumiony jęk. Zdawało jej się, że głowę ma rozłupaną na pół. Och, to boli, boli! Chciała podnieść dłonie do głowy, ale miała je związane na plecach.

Pierwszy błysk strachu przebił się przez ból – Otworzyła szeroko oczy i próbowała krzyknąć. Ale usta miała zakneblowane. Czuła smak materiału, zapach wody kolońskiej, którym był nasycony. Rzucając dzikie spojrzenia, szarpała więzy.

Była naga, a jej plecy i pośladki ocierały się o korę, kiedy wiła się na pniu. Ręce miała przywiązane do dębu, a nogi spętane tak, że tworzyły literę „V”. Obrazy gwałtu przesunęły się jej przed oczyma.

– Eddo Lou, Eddo Lou! – Głos był niski i chrapliwy. Dźwięk, jaki wydaje metal tarty o skałę. Edda Lou toczyła oszalałym wzrokiem, próbując znaleźć jego źródło.