– Josie. Wzięła nóż i poszła do domu.
Tucker dyszał ciężko. Chciał walczyć, chciał zagłuszyć strach, który paraliżował mu mózg. Ale choć zaciskał pięści, widział prawdę w oczach Dwayne'a.
– Puść mnie! – Z siłą zrodzoną z trwogi odrzucił od siebie Dwayne'a. – Caroline jest w domu!
Zaczął biec w stronę Sweetwater, ścigany przez ryk tłumu i lodowaty strach.
– Nie ułatwię ci tego, Josie. – Nie bała się pistoletu, ale odczuwała głęboki, pierwotny lęk przed ostrym kawałkiem stali. – Wiesz, że to się musi skończyć. Cokolwiek czujesz, cokolwiek zrobiła twoja matka, nie możesz tego naprawić zabijaniem.
– Chciałam być taka jak ona, ale ludzie zawsze mówili, że przypominam ojca. Mieli rację. – Jej glos nabrał melodyjnego brzmienia. – Nie wiedzieli nawet, ile w tym racji. I nie dowiedzą się. To moja tajemnica, Caroline. Zabiję cię, żeby ją zachować.
– Wiem. Zabijesz mnie, ale Dwayne i Tucker będą nieszczęśliwi z tego powodu. Dwayne, ponieważ wie i się zadręczy, Tucker – ponieważ mnie kocha. Ty też będziesz cierpiała, ponieważ kochasz ich.
– Nie mam wyboru. Odwróć się, Caroline. Tak będzie o wiele łatwiej. Zaczęła się odwracać. Nie odważyła się zamknąć oczu, ale zmówiła krótką, żarliwą modlitwę. Stała już niemal tyłem do Josie, kiedy wyrzutem ręki rozbiła lampę. Błogosławiąc ciemności przetoczyła się przez łóżko.
– To nic nie da. – Podniecenie nadało głosowi Josie ostrzejsze brzmienie. Ciemność oznaczała polowanie, głód. – To mi tylko ułatwi zadanie. Nie będę musiała na ciebie patrzeć. Mogę udawać, że jesteś jak inne.
Jej kroków tłumionych dywanem prawie nie było słychać. Caroline skuliła się za łóżkiem. Musi dopaść drzwi. Bezszelestnie dopaść drzwi.
– Lubię ciemność.
Wstrzymując oddech, Caroline odsuwała się od łóżka macając przed sobą rękoma.
– Lubię polować w ciemności. Tatuś mówił zawsze, że mam oczy jak kot. A teraz słyszę bicie twojego serca. – Szybka jak wąż, uderzyła w miejsce, w którym przed sekundą była Caroline.
Caroline zagryzła wargi do krwi i siłą woli zmusiła się, żeby nie runąć przed siebie na oślep. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i w świetle księżyca widziała ciemną postać Josie z nożem w dłoni. Wystarczy, żeby odwróciła lekko głowę, a znajdą się twarzą w twarz.
I Josie odwróciła się, bardzo wolno. Światło połyskiwało w jej oczach. Uśmiechnęła się. Caroline przypomniała sobie Austina, jak szedł ku niej, przepełniony chęcią mordu.
– To nie potrwa długo – obiecała Josie i uniosła nóż.
W ostatniej rozpaczliwej próbie ratowania życia, Caroline przetoczyła się na bok. Nóż przyszpilił jej do podłogi rąbek sukienki. Uwolniła się szarpnięciem i z okrzykiem grozy rzuciła w stronę drzwi, czekając na świst noża, czując niemal jak ostrze zagłębia się jej w plecy.
Światło korytarza oślepiło ją.
– Caroline! – Tucker chwycił ją, kiedy wypadła z pokoju. – Nic ci nie jest? – Przytulił ją z całych sił i, trzymając przy sobie, patrzył na siostrę.
Miała nóż w ręku, a w jej oczach czaiło się szaleństwo. Tucker zmartwiał.
– Josie! W imię Boga, coś ty zrobiła?
Szał mijał i oczy Josie wypełniły się łzami.
– Nic nie mogłam na to poradzić. – Odwróciła się i pobiegła w stronę tarasu.
– Nie pozwól jej odejść! Tucker, nie pozwól jej! Zobaczył Dwayne'a w końcu korytarza.
– Zajmij się nią! – Pchnął Caroline w stronę brata i pobiegł za Josie. Zawołał ją. Ludzie wracający z pokazu, zwabieni jego krzykiem, podnosili głowy i patrzyli w górę z takim samym zainteresowaniem, z jakim oglądali fajerwerki. Tucker biegł wzdłuż tarasu, otwierając kolejne drzwi i zapalając światła. Kiedy dopadł sypialni rodziców, drzwi okazały się zamknięte.
– Josie! – zaczął walić w nie pięściami. – Josie, otwórz. Chcę, żebyś mnie puściła. Wiesz, że rozwalę te drzwi, jeżeli będę musiał.
Wsparł czoło o szybę i próbował pojąć coś, co jego umysł stanowczo odrzucał. W tym pokoju jest jego siostra. Jego siostra jest szalona. Walnął pięścią w drzwi, rozbijając szybę i kalecząc palce.
– Otwórz te cholerne drzwi. – Usłyszał kroki za sobą i odwrócił się błyskawicznie. Kiedy zobaczył Burke'a, potrząsnął głową. – Odejdź! Mówię ci, odejdź! To moja siostra.
– Tuck. Cyr nie powiedział mi, o co tu chodzi, ale…
– Wynoś się! – Z okrzykiem wściekłości rzucił się całym ciałem na drzwi. Huk wystrzału zagłuszył brzęk tłuczonego szkła.
– Nie! – Tucker opadł na kolana. Leżała na łóżku rodziców. Krew barwiła już białe prześcieradła. – Och, Josie, nie. – Podniósł się z trudem. Usiadł na łóżku, przytulił ją i zaczął kołysać.
– Cieszę się, te przyszłaś. – Caroline nalała dwa kubki kawy i usiadła przy kuchennym stole, naprzeciwko Delii. – Chciałam z tobą porozmawiać, ale pomyślałam, że lepiej zaczekać do pogrzebu.
– Pastor powiedział, że ona znalazła spokój. – Della zacisnęła wargi. – Mam nadzieję, że to prawda. Cierpią żywi, Caroline. Tucker i Dwayne będą potrzebowali sporo czasu, żeby zapomnieć. Inni też. Happy i Junior, rodzice Arnette i Francie.
– I ty. – Caroline położyła rękę na dłonie Delii. – Wiem, że ją kochałaś.
– Tak – powiedziała zdławionym głosem. – Zawsze będę ją kochała, bez względu na to, co zrobiła. Nosiła w sobie chorobę. Gdyby skrzywdziła ciebie… – Dłoń jej zadrżała. – Dzięki Bogu, że tak się nie stało. Tucker nigdy już nie przyszedłby do siebie. Chciałam ci powiedzieć, że mam nadzieję, że nie uciekniesz od brata z powodu siostry.
– Jakoś ułożymy swoje sprawy. Delio, powinnaś o czymś wiedzieć. Josie powiedziała mi o tym, jak została poczęta.
Palce Delii zacisnęły się konwulsyjnie na ręce Caroline.
– Wiedziała?
– Tak.
– Ale skąd…
– Dowiedziała się od matki, przypadkiem. Wiem, że musiało wam być ciężko z tą tajemnicą, tobie i pani Longstreet.
– Przyszła do domu któregoś dnia, wtedy gdy ją skrzywdził. Sukienkę miała podartą i brudną, a twarz blada jak kreda. A jej oczy, jej oczy! Wyglądała jak lunatyczka. Poszła prosto na górę do łazienki. Zmieniała wodę w wannie i szorowała się, aż spierzchła jej skóra. Widziałam siniaki. Wiedziałam, dokąd poszła, i wiedziałam, kto to zrobił.
– Nie musisz o tym mówić – wtrąciła Caroline, ale Della potrząsnęła głową.
– Chciałam tam pójść i go zabić, ale nie mogłam zostawić jej samej. Trzymałam ją, kiedy siedziała w wannie i płakała, płakała bez końca. Potem powiedziała, że nic nie powiemy panu Beau, że nie powiemy nikomu. Bała się, że oni się pozabijają i pewnie miała rację. Uważała, że to ona jest za to odpowiedzialna. Nie mogłam wybić jej tego z głowy. Zawsze istniał dla niej tylko pan Beau. Była kiedyś młoda i ładna i spotykała się przez jakiś czas z Austinem. Ale nigdy nie obiecywała, że za niego wyjdzie. Ten pomysł zalągł się w jego chorym umyśle.
– Nie miał prawa tego zrobić, Delio. To oczywiste.
– Ona myślała inaczej. – Della pociągnęła nosem i otarła łzę. – Uważała, że jakoś go do tego sprowokowała. Potem dowiedziała się, że jest w ciąży, a pan Beau był w Montrealu przez dwa miesiące, więc musiało to być dziecko Austina. Znowu postanowiłyśmy, że nie powiemy nikomu. Ona nie chciała, żeby dziecko ucierpiało. Próbowała zapomnieć, ale zżerał ją niepokój, Josie była taka nieokiełznana. Podobna do matki, tak jak jej bracia, miała jednak też coś ze swego ojca. Nie powinna się dowiedzieć, nigdy. Ale skoro już tak się stało, żałuję, że nie przyszła z tym do mnie, żebym mogła jej powiedzieć, jak matka próbowała ją chronić. – Della westchnęła i podniosła rękę do oczu, po czym zamarła w połowie gestu. – Wiedziała jednak, Boże dopomóż, ona wiedziała! Czy dlatego…? Och, moje dziecko, moje biedne dziecko!
– No cicho, cicho. – Caroline ujęła dłoń Delii w obie ręce i pochyliła się ku niej nad stołem. Postanowiła, że to, co usłyszała od Josie, pozostanie w czterech ścianach tamtej mrocznej sypialni. W ciemności.
– Ona była chora, Delio. Tylko tyle wiemy. Oni wszyscy już nie żyją; Josie, jej rodzice, Austin. Nie ma winnych. Myślę, że z uwagi na żyjących, na tych których kochamy, powinniśmy dochować tej tajemnicy.