Zatracił się na chwilę w starym znajomym śnie. Wyobrażał sobie, że jest panem przestworzy, że świat stoi przed nim otworem i zaprasza do podróży. Nie był to świat jego czasu, ale utracony świat zarania — bogata, tętniąca życiem panorama wzgórz, jezior i lasów. Zazdrościł swym nieznanym przodkom, że mogli poruszać się po całej Ziemi i czuł do nich jednocześnie żal, że pozwolili umrzeć jej pięknu.
To upajanie się marzeniami było bezcelowe; otrząsnął się z nich i powrócił do rzeczywistości, do problemu, który teraz przed nim wyrastał. Jeśli przestworza są nieosiągalne, a droga lądem zamknięta, co pozostawało?
I znowu znalazł się w miejscu, w którym potrzebował pomocy, z którego nie mógł ruszyć o własnych siłach. Ten fakt nie wprawiał go w dobry nastrój, ale był na tyle uczciwy, aby go uznać. I znowu pomyślał o Khedronie.
Umówili się na małym okrągłym placyku w pobliżu Gmachu Rady. Placyk miał niewiele ponad pięćdziesiąt kroków średnicy i otoczony był murkiem poprzecinanym w regularnych odstępach przejściami. Gdy Alvin zjawił się na miejscu spotkania, zastał tam już Khedrona przyglądającego się jednemu z odcinków murku. Jego powierzchnia pokryta była mozaiką barwnych płytek tak fantastycznie zagmatwaną, że Alvin nie potrafił dopatrzeć się w niej żadnego wzoru.
— Spójrz na tę mozaikę, Alvinie — odezwał się Błazen. — Czy nie dostrzegasz w niej nic dziwnego?
— Nie — przyznał Alvin po krótkich oględzinach. — Nie widzę w niej nic szczególnego. Khedron przesunął palcami po barwnych płytkach.
— Nie jesteś dobrym obserwatorem — powiedział. — Przyjrzyj się tym krawędziom… zauważ, jak się zaokrągliły i stępiły. Nieczęsto można to zobaczyć w Diaspar, Alvinie. To jest zużycie — ścieranie się materii pod naporem czasu. Pamiętam jeszcze ten wzór, kiedy był nowy. Było to osiem tysięcy lat temu, w moim poprzednim życiu. Gdy wrócę w to miejsce po przeżyciu dwunastu wcieleń, te płytki będą już całkowicie starte.
— Nie widzę w tym nic dziwnego — odparł Alvin.
W mieście istnieje wiele dzieł sztuki zbyt nieudanych, żeby wprowadzać je do układów pamięci, ale nie na tyle złych, aby je od razu zniszczyć. Przypuszczam, że pewnego dnia zjawi się inny artysta, który zrobi to lepiej. I jego dzieło zostanie zabezpieczone przed zniszczeniem.
— Znałem człowieka, który zaprojektował tę ściankę — powiedział Khedron, przesuwając wciąż palcem po pęknięciach mozaiki. — Dziwne, że pamiętając ten fakt, nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy. Chyba musiałem go nie lubić i wymazałem jego obraz ze swej pamięci — roześmiał się. — Może sam ją zaprojektowałem podczas jednej z mych faz artystycznych i tak się zdenerwowałem, kiedy miasto nie chciało uwiecznić mego dzieła, że postanowiłem zapomnieć o całej sprawie. Spójrz — wiedziałem na przykład, że ten kawałek jest obluzowany!
Oderwał od ścianki jedną złotą płytkę i uśmiechając się rzucił ją na ziemię.
Alvin domyślił się, że miała to być dla niego lekcja. Powiedział mu to ten dziwny instynkt zwany intuicją, który zdaje się rozumieć przenośnie niedostępne samej tylko logice. Patrzył na leżącą u jego stóp złotą płytkę i starał się połączyć to jakoś z problemem, który okupował teraz jego umysł.
Kiedy wiedziało się, że odpowiedź istnieje, nietrudno było ją znaleźć.
— Rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć — zwrócił się do Khedrona. — W Diaspar istnieją obiekty nie zabezpieczone w układach pamięci przed zniszczeniem, a więc nigdy ich nie znajdę za pośrednictwem monitorów z Gmachu Rady. Gdybym tam teraz poszedł i usiłował odszukać ten placyk, nie znalazłbym ani śladu murku, na którym teraz siedzimy.
— Sądzę, że znalazłbyś murek, ale nie byłoby na nim tej mozaiki.
— Tak, rozumiem — powiedział Alvin zbyt niecierpliwy, aby wdawać się teraz w szczegóły. — Na tej samej zasadzie mogą istnieć fragmenty miasta, które nigdy nie zostały odwzorowane w układach wieczności, ale nie uległy jeszcze zniszczeniu. Wciąż jednak nie rozumiem, jaki to ma związek ze mną. Wiem, że zewnętrzny mur istnieje — i że nie ma w nim żadnych otworów.— Być może nie ma drogi na zewnątrz — odparł Khedron. — Nie mogę ci nic obiecywać. Uważam jednak, że monitory mogą nam jeszcze dużo powiedzieć — jeśli zezwoli im na to Centralny Komputer. A wydaje mi się, że on cię lubi.
W drodze do Gmachu Rady Alvin rozważał to ostatnie stwierdzenie Błazna. Do tej pory sądził, że dostał się do Monitorów tylko dzięki wpływom Khedrona. Nie przyszło mu nawet do głowy, że stało się tak za sprawą jakiejś jego własnej cechy wewnętrznej. Odmieniec musi borykać się z wieloma przeciwnościami losu — to mogło być jedno z praw kompensujących w jakimś stopniu te niedogodności…
W sali, w której Alvin spędził ostatnio tyle godzin, dominował nadal nie zmieniony obraz miasta. Patrzył teraz nań z nowym zrozumieniem; wszystko, co widział, istniało — ale nie całe Diaspar mogło tu być odtworzone. Te nieścisłości musiały być jednak nieznaczne — i jak się domyślał — nie wykrywalne.
— Próbowałem już tego wiele lat temu — powiedział Khedron zasiadając za pulpitem monitora — ale elementy sterownicze nie reagowały wtedy na moje manipulacje. Może teraz mnie posłuchają.
Powoli, a potem z rosnącą pewnością siebie, jak gdyby odzyskując dawno zapomnianą wprawę, palce Khedrona przesuwały się nad pulpitem sterowniczym spoczywając co chwila na punktach węzłowych siatki czujnikowej wmontowanej w widniejącą przed nim płytę.
— Myślę, że to było tak — odezwał się w końcu Khedron. — Zresztą zaraz się przekonamy.
Ekran rozjarzył się powracając do życia, ale zamiast obrazu, którego spodziewał się Alvin, pojawił się na nim zaskakujący komunikat:
NAWRÓT ROZPOCZNIE SIĘ Z CHWILĄ NASTAWIENIA SZYBKOŚCI COFANIA
— Głupiec ze mnie — mruknął Khedron. — Wszystko inne zrobiłem dobrze, a zapomniałem o rzeczy najważniejszej.
Jego palce znowu przesunęły się pewnie nad pulpitem. Komunikat znikł z ekranu i Khedron obrócił się wraz z fotelem, aby móc obserwować obraz miasta.
— Patrz uważnie, Alvinie — powiedział. — Wydaje mi się, że obaj dowiemy się czegoś nowego o Diaspar.
Alvin czekał cierpliwie, ale nic się nie działo. Obraz miasta unosił się przed nim w całej swej znajomej cudowności i krasie. Chciał już spytać Khedrona, na co ma zwrócić uwagę, gdy nagle w obrazie coś drgnęło. Odwrócił głowę, by zobaczyć, co było tego powodem, ale spóźnił się, gdyż poruszenie trwało tylko przez mgnienie oka. Nic się nie zmieniło; Diaspar było takie, jakim zawsze je znał. Spostrzegł, że Khedron obserwuje go z sardonicznym uśmieszkiem, spojrzał więc ponownie na miasto. Tym razem zmiana zaszła na jego oczach.
Jeden z budynków na obrzeżu Parku znikł nagle, a na jego miejscu pojawił się natychmiast inny, o zupełnie odmiennej konstrukcji. Transformacja zaszła tak szybko, że Alvin przeoczyłby ją, gdyby w tej chwili mrugnął powiekami. Wpatrywał się oszołomiony w nieznacznie zmienione miasto, ale po chwili zaskoczenia jego umysł zaczai szukać wyjaśnienia. Przypomniał sobie słowa, które pojawiły się na ekranie monitora: NAWRÓT ROZPOCZNIE SIĘ… i od razu wiedział, co się stało.