Głos Seranis zdawał się docierać doń z wielkiej odległości — i nie był to tylko jej głos, gdyż mieszał się w symfonię słów, jakby nuciło z nią unisono wiele innych głosów.
— To, w wielkim skrócie, nasza historia. Przekonałeś się, że nawet w Wiekach Zarania niewiele mieliśmy wspólnego z miastami, chociaż ludzie z nich często przybywali do naszej krainy. Nigdy im tego nie zabranialiśmy, ponieważ wielu naszych wielkich ludzi pochodziło z zewnątrz, ale kiedy miasta umierały, nie chcieliśmy mieszać się do ich upadku. Gdy skończyła się komunikacja powietrzna, pozostała tylko jedna droga, którą można się było dostać do Lys — podziemny system transportowy z Diaspar. Zamknięto go po waszej stronie, kiedy zakładano Park — i zapomnieliście o nas, chociaż my wciąż was pamiętamy.
Diaspar zadziwiło nas. Spodziewaliśmy się, że podzieli los innych miast, ale zamiast tego stworzyło ono stabilną kulturę, która może istnieć tak długo, jak długo istnieć będzie Ziemia. Nie jest to kultura, którą pochwalamy, cieszy nas jednak, że tym, którzy chcieli stamtąd uciec, udało się tego dokonać. Więcej ludzi, niż myślisz, odbyło tę podróż, a byli oni niemal zawsze ludźmi wybitnymi, którzy wnieśli coś od siebie przybywając do Lys.
Głos ucichł; paraliż zmysłów ustąpił i Alvin był znowu sobą. Spostrzegł zdumiony, że słońce zniżyło się już za drzewa i od wschodu niebo przybierało z wolna odcień nocy. Uświadomił sobie, że drży lekko, nie od pierwszego dotyku wieczornego chłodu, ale ze zwykłego oczarowania i podziwu dla wszystkiego, czego się dowiedział. Było bardzo późno i był daleko od domu. Ogarnęło go nagle pragnienie ujrzenia znów swych przyjaciół i znalezienia się wśród znajomych widoków i scen Diaspar.
— Muszę wracać — powiedział. — Khedron… moi rodzice… będą się niepokoić.
Nie mówił tego z przekonaniem; Khedron na pewno będzie się zastanawiał, co się z nim dzieje, ale o ile się orientował, nikt poza Khedronem nie wiedział, że nie ma go w mieście.
Seranis spojrzała nań dziwnie.
— Przykro mi, ale to nie takie proste.
— Co to znaczy? — spytał Alvin. — Czy wagon, który mnie tu przywiózł, nie odwiezie mnie z powrotem? — Wciąż nie dopuszczał do siebie myśli, że może zostać zatrzymany w Lys wbrew własnej woli, chociaż takie podejrzenie przychodziło mu już do głowy.
Seranis po raz pierwszy wydawała się zażenowana.
— Rozmawialiśmy o tobie — powiedziała, nie wyjaśniając, kim mogą być ci „my“ ani też, jak się z nimi konsultowała. — Jeśli powrócisz do Diaspar, dowie się o nas całe miasto. Nawet jeśli przyrzekniesz, że nic nie powiesz, to i tak zachowanie tajemnicy może przekraczać twoje możliwości.
— A dlaczego chcecie ją zachować? — spytał Alvin. — Przecież gdyby doszło do spotkania naszych dwóch kultur, wyszłoby to na dobre i nam, i wam.
Seranis spojrzała nań z niezadowoleniem.
— My tak nie uważamy — stwierdziła. — Gdyby bramy waszego miasta stanęły otworem, naszą krainę zalałaby fala ciekawskich i łowców sensacji. Teraz mogą do nas dotrzeć tylko najwartościowsi z waszych ludzi.
Z tej wypowiedzi emanowało takie poczucie wyższości, a przy tym opierała się ona na tak fałszywych przesłankach, że zdenerwowanie wzięło u Alvina górę nad zaniepokojeniem.
— To nieprawda — zaprotestował. — Nie wierzę, abyś znalazła w Diaspar drugą osobę, która byłaby zdolna do opuszczenia miasta… nawet gdyby wiedziała, że jest dokąd się udać. Jeśli pozwolisz mi wrócić, nic się w Lys nie zmieni.
— To nie jest moja decyzja — wyjaśniła Seranis — a ty nie doceniasz potęgi umysłu, jeśli sądzisz, że bariery trzymające twych ludzi w mieście nie mogą być nigdy przełamane. Nie chcemy przetrzymywać cię tutaj wbrew twojej woli, ale jeśli będziesz obstawał przy zamiarze powrotu do Diaspar, będziemy zmuszeni wymazać z twej pamięci wszystkie wspomnienia o Lys. — Zawahała się przez chwilę. — Nigdy przedtem do tego nie dochodziło; wszyscy twoi poprzednicy przybywali, aby tu pozostać.Postawiono go przed wyborem, którego nie mógł zaakceptować. Chciał zbadać Lys, aby poznać wszystkie jego tajemnice, aby wykryć wszystko, co różniło je od jego świata. Ale tak samo zdecydowany był powrócić do Diaspar i dowieść swym przyjaciołom, że nie był takim sobie zwykłym marzycielem. Nie mógł pojąć przyczyn skłaniających mieszkańców Lys do zachowania tajemnicy; nawet gdyby je zrozumiał, nie wpłynęłoby to w najmniejszym stopniu na jego postępowanie.
Zdał sobie sprawę, że musi grać na zwłokę, aby udowodnić Seranis, że żąda odeń niemożliwego.
— Khedron wie, gdzie jestem — powiedział. — Nie możesz zatrzeć jego wspomnień.
Seranis uśmiechnęła się. Był to uśmiech miły, uśmiech, który w innych okolicznościach można by było nazwać przyjaznym. Ale pod jego maską Alvin po raz pierwszy dostrzegł obecność przytłaczającej i nieugiętej siły.
— Nie doceniasz nas, Alvinie — odparła. — To byłoby bardzo łatwe. Mogę dostać się do Diaspar szybciej, niż zajęłoby mi przemierzenie całego Lys. Przybywali tu przed tobą inni ludzie i niektórzy z nich zwierzali się swoim przyjaciołom, dokąd się udają. Jednak ci przyjaciele zapomnieli o nich i zniknęli oni z historii Diaspar.
Alvin postąpił nierozważnie ignorując taką możliwość, chociaż teraz, kiedy Seranis o niej wspomniała, wyrzucał sobie, że wcześniej o tym nie pomyślał. Ciekaw był, ile razy w ciągu milionów lat, jakie upłynęły od chwili rozdzielenia obu kultur, ludzie z Lys wyprawiali się do Diaspar z misją ochrony swej zazdrośnie strzeżonej tajemnicy. Ciekaw był też, jak potężnymi możliwościami umysłu dysponowali ci dziwni ludzie nie wahając się ich wykorzystywać.
Czy snucie jakichkolwiek planów było bezpieczne? Seranis przyrzekła, że bez zgody Alvina nie będzie czytała jego myśli, ale czy istniały okoliczności, w których przyrzeczenie to mogło zostać złamane…?
— Nie sądzę — powiedział — żebyście się spodziewali, iż podejmę decyzję od razu. Czy nie mógłbym przyjrzeć się bliżej waszej krainie, zanim dokonam wyboru?
— Oczywiście — odparła Seranis. — Możesz tu pozostać tak długo, jak zechcesz, a potem, gdybyś zmienił zamiary, wrócić do Diaspar. Ale jeśli mógłbyś się zdecydować w ciągu kilku dni, byłoby to o wiele prostsze. Nie chcesz chyba, żeby twoi przyjaciele martwili się o ciebie, a im dłużej cię tam nie ma, tym trudniej będzie nam dokonać niezbędnych korekcji.
Na to Alvin mógłby przystać; chciałby tylko wiedzieć, na czym polegają te korekcje. Prawdopodobnie ktoś z Lys odszukałby Khedrona, aby zmienić jego wspomnienia. Fakt zniknięcia Alvina nie zostałby z nich wymazany, ale informacje, które zdobyli wraz z Khedronem, uległyby zatarciu. Z upływem wieków imię Alvina znalazłoby się wśród imion innych Odmieńców, którzy w tajemniczy sposób zniknęli z miasta i ślad po nich zaginął.
Miał do czynienia z wieloma zagadkami i nie wydawało mu się, aby był bliski rozwiązania którejkolwiek z nich. Czy za dziwacznym, jednostronnym kontaktem między Lys a Diaspar krył się jakiś cel, czy był to jedynie historyczny przypadek? Kim i czym byli Odmieńcy i jeśli ludzie z Lys potrafili przenikać do Diaspar, to dlaczego nie skasowali układów pamięci, które przechowywały ślad ich istnienia? Było to chyba jedyne pytanie, na które Alvin mógł dać możliwą do przyjęcia odpowiedź. Centralny Komputer był prawdopodobnie tworem nieustępliwym i odpornym na tego rodzaju manipulacje i trudno poddawał się najbardziej nawet zaawansowanym technikom opartym na telepatii…
Odłożył te problemy na później; pewnego dnia, kiedy dowie się więcej, zdoła może odpowiedzieć sobie na nie. Szkoda było czasu na spekulacje i budowę piramidy przypuszczeń na fundamencie niewiedzy.
— A więc dobrze — powiedział. — Postaram się dać wam odpowiedź jak najszybciej… jeśli pokażecie mi swój kraj.