Robot nie drgnął nawet, ale polip w męce niezdecydowania zanurzył się całkowicie pod powierzchnię jeziora i pozostał tam przez kilka minut. Być może odbywał bezgłośną naradę z samym sobą; kilka razy zaczynał się wynurzać, zmieniał zamiar i pogrążał się znowu w odmętach. Hilvar skorzystał z okazji, aby zamienić parę słów z Alvinem.
— Chciałbym wiedzieć, do czego zmierzasz — powiedział cicho. — A może sam jeszcze tego nie wiesz?
— Na pewno żal ci tej biednej istoty — odparł Alvin. — Nie wydaje ci się, że uwalniając go spełnilibyśmy dobry uczynek?
— Owszem, ale poznałem cię już na tyle, żeby wiedzieć, iż altruizm nie jest twoją dominującą cechą. Musisz mieć w tym jakiś interes.
Alvin uśmiechnął się smutno.
— Twoi ludzie mają zadziwiająco potężne umysły — odparł starając się sprowadzić rozmowę na bezpieczniejsze tory. — Sądzę, że mogliby coś uczynić, jeśli już nie dla tej istoty, to chociaż dla robota. — Mówił bardzo cicho. Ten środek ostrożności mógł się okazać nieskuteczny, ale jeśli nawet robot słyszał jego słowa, to nie dał tego po sobie poznać.
Na szczęście, zanim Hilvar zdążył zapytać o cokolwiek więcej, polip wynurzył się jeszcze raz z jeziora. Przez ostatnie kilka minut skurczył się znacznie, a jego ruchy były teraz mniej skoordynowane. Na oczach Alvina segment jego skomplikowanego, przezroczystego cielska oderwał się od głównej masy i rozsypał na mnóstwo mniejszych sekcji, które powoli zanikały. Stwór zaczynał się na ich oczach rozpadać.
Jego głos, gdy przemówił, rwał się i trudno go było zrozumieć.
— Zaczyna się nowy cykl — wyrzucił z siebie urywanym szeptem. — Nie spodziewaliśmy się tego tak szybko… minęło dopiero kilka minut… zbyt silny bodziec… nie możemy utrzymać się już dłużej razem…
Alvin z Hilvarem patrzyli na stwora z trwożną fascynacją. Chociaż proces, którego byli świadkami, był naturalny i odwracalny, nie należało do przyjemności nieokreślone poczucie winy; uświadamiali sobie, że tę przedwczesną metamorfozę spowodował niezwykły wysiłek i podniecenie ich obecnością.
Alvin zdał sobie sprawę, że musi działać szybko, bo taka okazja może się już nie nadarzyć.
— Co postanowiłeś? — spytał niecierpliwie. — Czy robot ma pójść z nami?
Zaległa pełna napięcia cisza, podczas której polip starał się zmusić do posłuszeństwa swe rozkładające się ciało. Membrana mowy załopotała, ale nie wydała żadnego słyszalnego dźwięku. Potem, jak gdyby w pełnym rezygnacji geście pożegnania, stwór zamachał niepewnie swymi delikatnymi mackami i opuścił je na wodę, gdzie natychmiast oderwały się od ciała i odpłynęły na środek jeziora. W przeciągu kilku minut transformacja była zakończona. Z polipa nie pozostało nic dłuższego niż cal. Woda wypełniła się malutkimi zielonkawymi drobinkami, z których każda wydawała się obdarzona życiem i zdolnością poruszania się i które nagle zniknęły pod powierzchnią jeziora.
Zmarszczki na powierzchni wygładziły się i Alvin wiedział, że jednostajne bicie pulsu rozbrzmiewające w głębinach już ucichło. Jezioro znowu było martwe, a przynajmniej tak wyglądało. Jednak pewnego dnia nieznane siły, które nigdy jeszcze nie zaniedbały swojego obowiązku, znowu się uaktywnią i polip odrodzi się.
Alvin patrzył ze smutkiem na jezioro i upłynęło trochę czasu, zanim jego mózg zarejestrował słowa szeptane mu przez Hilvara na ucho.
— Alvinie, wydaje mi się, że dopiąłeś swego.
Alvin odwrócił się na pięcie. Robot, który do tej pory unosił się w powietrzu w pewnej odległości i nie zbliżał do nich bardziej niż na dwadzieścia stóp, ruszył teraz bezgłośnie i zatrzymał się o jard nad głową Alvina. Patrząc na jego szeroko rozstawione oczy nie można było stwierdzić, na czym skupiał wzrok. Prawdopodobnie jego kąt widzenia był bliski stu osiemdziesięciu stopniom, ale Alvin nie wątpił, że uwaga maszyny jest teraz skupiona na nim.
Robot czekał na jego następny ruch. Do pewnego przynajmniej stopnia znajdował się teraz pod jego kontrolą. Może pójść za nim do Lys, może nawet do Diaspar — o ile nie zmieni po drodze swych zamiarów. Do tego czasu Alvin był jego przybranym panem.
Rozdział 14
Podróż powrotna do Airlee trwała bez mała trzy dni — częściowo dlatego, że Alvin z jemu wiadomych powodów nie śpieszył się z powrotem. Zwiedzanie Lys zeszło teraz na drugi plan, ustępując miejsca ważniejszemu i bardziej podniecającemu zajęciu; Alvin nawiązywał powoli kontakt z dziwną, opętaną inteligencją, która mu teraz towarzyszyła.
Podejrzewał, że robot próbuje wykorzystać go do swych celów. Jakie one były, Alvin nie wiedział, ponieważ maszyna uparcie nie chciała z nim rozmawiać. Z pewnych, jemu tylko wiadomych względów — być może z obawy, że robot może wyjawić zbyt wiele tajemnic — Mistrz musiał założyć bardzo skuteczne blokady na jego układy mowy i próby przełamania ich kończyły się za każdym razem całkowitym niepowodzeniem. Nie odnosiły nawet skutku bezpośrednio stawiane propozycje w rodzaju: „Jeśli nie będziesz nic mówił, przyjmę, że mówisz“ tak"”. Robot był zbyt inteligentny, żeby dać się w ten sposób podejść.
Pod innymi względami był on jednak bardziej chętny do współpracy. Wykonywał rozkazy, które nie wymagały odeń mówienia czy wyjawiania informacji. Po pewnym czasie Alvin stwierdził, że może nim sterować tak, jak robotami z Diaspar, czyli samą myślą. To był wielki krok naprzód i od tej chwili stwór — bo trudno go było uważać za zwykłą maszynę — stawał się coraz bardziej przystępny i nawet pozwalał AMnowi patrzeć przez swoje oczy. Wyglądało na to, że takie pasywne formy komunikacji nie wzbudzają w robocie żadnego sprzeciwu, ale wszelkie próby nawiązania z nim bliższego kontaktu napotykały barierę nie do przebycia.
Hilvara robot ingnorował całkowicie; nie słuchał żadnych jego rozkazów, a mózg miał zamknięty na jakiekolwiek sondowanie. Z początku martwiło to Alvina, który żywił nadzieję, że zdolności telepatyczne Hilvara umożliwią mu włamanie się do tej skarbnicy wiedzy, jaką były ukryte wspomnienia robota. Było tak do czasu, gdy zdał sobie sprawę z zalet posiadania sługi, który nie słucha nikogo poza nim.
Gdy łazik wpłynął do Airlee, Seranis już na nich czekała, Alvin pomyślał sobie, że zaskoczenie czymś tych ludzi było chyba niemożliwe. Ich sprzężone umysły utrzymywały stały kontakt ze wszystkim, co działo się w ich krainie. Ciekaw był, jak zareagowali na jego przygody w Shalmirane, o których wiedział już prawdopodobnie każdy w Lys.
Seranis sprawiała wrażenie zmartwionej i bardziej niepewnej niż kiedykolwiek przedtem i Alvin przypomniał sobie o wyborze, jakiego musi teraz dokonać. W gorączce ostatnich kilku dni prawie o tym zapomniał. Teraz nadszedł czas na zdecydowanie się, w którym z tych dwóch światów pragnie żyć.
Głos Seranis, gdy zaczęła mówić, był zatroskany i Alvin odniósł wrażenie, że coś się zmieniło w planach, jakie względem jego osoby miało Lys. Czy coś się wydarzyło podczas jego nieobecności? Czy emisariusze udali się do Diaspar w celu wymazania pamięci Khedrona — i nie udało im się wykonać tego zadania?
— Alvinie — zaczęła Seranis — jest wiele spraw, o których ci wcześniej nie mówiłam, ale o których musisz się teraz dowiedzieć, jeśli masz zrozumieć nasze postępowania.
Znasz jeden powód separacji naszych dwóch kultur. Lęk przed Najeźdźcami, ten mroczny cień na dnie umysłu każdego człowieka, odwrócił twoich ludzi plecami do całego świata i sprawił, że zagubili się we własnych marzeniach. Tutaj, w Lys, ten strach nigdy nie był taki wielki, chociaż to my dźwigaliśmy brzemię ostatniego ataku. Mamy lepsze usprawiedliwienie naszego postępowania i to co robimy, robimy przy podniesionej kurtynie.