Dawno temu, Alvinie, ludzie pragnęli nieśmiertelności i wreszcie ją osiągnęli. Zapomnieli tylko, że świat, który wyrzeka się śmierci, wyrzeka się również narodzin. Możliwość przedłużania w nieskończoność czyjegoś życia mogła dać zadowolenie jednostce, ale spowodowała stagnację rasy. Wieki temu zrezygnowaliśmy dobrowolnie z nieśmiertelności, ale Diaspar wciąż śni ten fałszywy sen. Dlatego właśnie nasze drogi się rozeszły i dlatego nigdy już się nie spotkają.
Chociaż Alvin oczekiwał tych słów, nie złagodziło to w niczym siły ciosu. Nie chciał jednak dopuścić do siebie myśli o rozwianiu się wszystkich marzeń i teraz tylko część jego mózgu słuchała, co mówiła Seranis. Rozumiał i rejestrował wszystkie jej słowa, ale świadoma cząstka jego umysłu odtwarzała sobie drogę powrotną do Diaspar, starając się przewidzieć każdą przeszkodę, jaką może na niej napotkać.
Seranis była wyraźnie zasmucona. Mówiła niemal błagalnym głosem i Alvin wiedział, że ta kobieta zwraca się nie tylko do niego, ale i do swego syna. Musiała zdawać sobie sprawę ze zrozumienia i przyjaźni, jakie zrodziły się między nimi podczas spędzonych razem dni. Hilvar obserwował z napięciem matkę i Alyinowi wydawało się, że w jego spojrzeniu dostrzega nie tylko niepokój, ale także coś na kształt potępienia.
— Nie chcemy cię zmuszać do robienia czegokolwiek wbrew twojej woli, ale chyba musisz sobie zdawać sprawę ze skutków ponownego spotkania naszych ludzi. Między naszą a waszą kulturą istnieje przepaść tak wielka, jak ta, która oddzielała kiedyś Ziemię od jej starożytnych kolonii. Pomyśl o jednym tylko fakcie, Alvinie. Ty i Hilvar jesteście niemal rówieśnikami — ale i on, i ja nie będziemy już żyli od wieków, gdy ty wciąż będziesz jeszcze młodzieńcem. A jest to dopiero pierwsze z serii twoich wcieleń.
W pokoju zrobiło się bardzo cicho, tak cicho, że Alvin słyszał dziwne, żałosne porykiwania zwierząt pasących się na łąkach za wsią. W końcu odezwał się niemal szeptem:
— Co chcesz, abym uczynił?
— Sądziliśmy, że możemy dać ci możliwość wyboru pozostania tutaj albo powrotu do Diaspar, ale teraz sytuacja uległa zmianie. Zbyt wiele się wydarzyło, aby pozostawiać tę decyzję tobie. Nawet tak krótki okres twojego pobytu wprowadził w nasze życie wiele zamieszania. Nie, nie potępiam ciebie; pewna jestem, że nie chciałeś nam zaszkodzić. Ale lepiej by było, gdybyś zostawił istoty napotkane w Shalmirane ich własnemu losowi.
A co do Diaspar — tu Seranis pokręciła smutnie głową — to zbyt wielu ludzi wie, dokąd się udałeś; nie zadziałaliśmy w porę. A co najważniejsze, człowiek, który pomógł ci znaleźć drogę do Lys, zniknął. Nie może go odnaleźć ani Rada Diaspar, ani nasi wysłannicy, a więc stanowi on potencjalne zagrożenie naszego bezpieczeństwa. Może dziwisz się, że mówię ci to wszystko, ale czynię tak, ponieważ niczym mi to nie grozi. Przykro mi, ale pozostało nam tylko jedno wyjście: musimy wysłać cię do Diaspar ze sfałszowanymi wspomnieniami. Wspomnienia te zostały już z wielką pieczołowitością spreparowane i kiedy powrócisz do domu, nie będziesz wiedział o nas nic. Będziesz przekonany, że miałeś raczej nudne i niebezpieczne przygody w ponurych podziemnych grotach, gdzie stropy wciąż waliły ci się na głowę, i przeżyłeś tylko dzięki odżywianiu się obrzydliwym zielskiem i piciu wody z przypadkowo napotkanych strumieni. Przez resztę życia będziesz przekonany, że to prawda, i każdy w Diaspar zaakceptuje twoją opowieść. Nie będzie zatem żadnej tajemnicy, która rozpalałaby wyobraźnię ewentualnych przyszłych badaczy; będą sądzili, że wiedzą o Lys wszystko.
Seranis przerwała i spojrzała na Alvina pełnymi napięcia oczyma.
— Przykro nam, ale to konieczne i póki jeszcze nas pamiętasz, prosimy cię o wybaczenie. Możesz jeszcze nie akceptować naszej decyzji, ale wpłynęło na nią wiele innych czynników, o których ci nie wspomniałam. Przynajmniej nie będzie ci żal, bo będziesz myślał, że odkryłeś wszystko, co było do odkrycia.
Alvin zastanawiał się, czy to prawda. Nie był taki pewien, czy zdoła kiedykolwiek przywyknąć do rutyny życia w Diaspar, nawet będąc przeświadczony, że poza jego murami nie istnieje nic wartego zachodu. Co więcej, nie miał zamiaru tego sprawdzać.
— Kiedy chcecie poddać mnie temu… zabiegowi? — spytał.
— Natychmiast. Jesteśmy już gotowi. Otwórz przede mną swój umysł, tak jak robiłeś to wcześniej, i nic nie poczujesz do chwili, gdy znajdziesz się z powrotem w Diaspar.
Alvin zamyślił się na chwilę, po czym powiedział cicho:
— Chciałbym pożegnać się z Hilvarem. Seranis skinęła głową.
— Rozumiem. Zostawię was tu na chwilę i wrócę, kiedy będziesz gotów. — Podeszła do schodów i zeszła do wnętrza domu.
Zostali sami na dachu. Minęła długa chwila, zanim Alvin odezwał się do przyjaciela. Czuł wielki smutek, ale i niezłomną wolę niedopuszczenia do zniweczenia wszystkich swych nadziei. Spojrzał jeszcze raz na wioskę, w której znalazł miarę szczęścia i której mógł już nie zobaczyć, jeśli ci, którzy stali za Seranis, dopną swego. Pod rozłożystym drzewem stał wciąż łazik, a nad nim unosił się cierpliwie robot. Wokół zebrała się gromadka dzieci podziwiających osobliwego przybysza, ale nikt z dorosłych nie przejawiał nim najmniejszego zainteresowania.
— Hilvarze — odezwał się nagle — przykro mi.
— Mnie też — odparł załamującym się głosem Hilvar. — Miałem nadzieję, że będziesz mógł tu pozostać.
— Czy sądzisz, że to, co chce zrobić Seranis, jest słuszne?
— Nie wiń za to mojej matki. Robi tylko to, co jej każą — odparł Hilvar. Chociaż nie odpowiedział na postawione pytanie, Alvin nie miał serca go powtarzać.
— Powiedz mi zatem — poprosił — jak mogliby zatrzymać mnie twoi ludzie, gdybym próbował zbiec z nie naruszonymi wspomnieniami?
— To byłoby proste. Gdybyś próbował uciec, przejęlibyśmy kontrolę nad twoim umysłem i zmusili cię do powrotu.
Nie było to dla Alvina żadnym zaskoczeniem. Chciał być szczery z Hilvarem, najwyraźniej poruszonym zbliżającym się rozstaniem, ale bał się ryzykować wyjawienia swego planu. Bardzo dokładnie, rozważając każdy szczegół, obmyślił sposób, w jaki mógłby dostać się z powrotem do Diaspar na akceptowanych przez siebie warunkach.
Musiał jednak liczyć się z jednym niebezpieczeństwem, którego w żaden sposób nie można było uniknąć. Jeśli Seranis złamie swoje przyrzeczenie i wejdzie w jego umysł, wszystkie precyzyjnie obmyślone posunięcia będą z góry skazane na niepowodzenie.
Wyciągnął do Hilvara rękę i ten uścisnął ją mocno, ale nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
— Zejdźmy na dół, do Seranis — powiedział Alvin. — Zanim odejdę, chciałbym dowiedzieć się czegoś o ludziach z wioski.
Hilvar szedł za nim w milczeniu po schodach w głąb chłodnego wnętrza budynku, a potem korytarzem na zewnątrz, na soczyście zielony trawnik otaczający posiadłość Seranis. Czekała tam na nich z wyrazem opanowania i stanowczości na twarzy. Wiedziała, że Alvin stara się coś przed nią ukryć i jeszcze raz przebiegła w myślach środki ostrożności, jakie przedsięwzięła.
— Czy jesteś już gotów, Alvinie? — spytała.
— Tak — odparł Alvin, a w jego głosie zabrzmiała dziwna nuta, która kazała jej spojrzeć nań uważnie.
— Najlepiej zatem będzie, jeśli przestaniesz myśleć o czymkolwiek, tak jak przedtem. Za chwilę stracisz świadomość wszystkiego, co się dookoła dzieje, i odzyskasz ją dopiero w Diaspar.
Alvin odwrócił się do Hilvara i powiedział szeptem, żeby nie usłyszała tego Seranis: