Kiedy to odkryliśmy, zastanowił nas szczególnie jeden problem związany z Lys. Bitwa o Shalmirane nigdy nie miała miejsca — jednak Shalmirane istniało i istnieje po dziś dzień. Co więcej, stanowiło niegdyś jedną z najpotężniejszych broni zagłady, jaką kiedykolwiek zbudowano.
Rozwiązanie tej zagadki zajęło nam sporo czasu, ale odpowiedź, kiedy ją już znaleźliśmy, okazała się bardzo prosta. Dawno temu nasza Ziemia posiadała jedynego gigantycznego satelitę — Księżyc. Kiedy w wyniku zmagań między siłami przypływów i grawitacji Księżyc zaczął w końcu spadać na Ziemię, wystąpiła konieczność zniszczenia go. W tym celu wzniesiono Shalmirane i właśnie wokół jej wykorzystania osnute są legendy, które znacie wszyscy.
Callitrax uśmiechnął się ze smutkiem do swej ogromnej widowni.
— O naszej przeszłości istnieje wiele takich legend, częściowo prawdziwych, częściowo fałszywych. Dużo też jest w niej paradoksów, które jeszcze nie zostały wyjaśnione. Ten problem jest, jak sądzę, natury bardziej psychologicznej niż historycznej. Nie można bezgranicznie ufać nawet danym zmagazynowanym w pamięci Centralnego Komputera, gdyż noszą one wyraźnie znamiona manipulowania nimi w bardzo odległej przeszłości.
Na Ziemi tylko Diaspar i Lys przetrwały okres upadku — Diaspar dzięki perfekcji swych maszyn, Lys zawdzięczając to częściowej izolacji i niezwykłemu potencjałowi intelektualnemu swoich mieszkańców. Ale obie kultury, chociaż potrafiły się wspiąć z powrotem na poprzedni szczebel cywilizacji, były zniekształcone przez lęki i mity, jakie przypadły im w spadku po przodkach.
Te lęki nie muszą już was nawiedzać. Moim obowiązkiem, jako historyka, nie jest przepowiadanie przyszłości, lecz obserwacja i interpretacja przeszłości, ale ta lekcja jest wystarczająco jasna; zbyt długo żyliśmy bez kontaktu z rzeczywistością i teraz nadszedł czas, żeby przebudować nasze życie.
Rozdział 25
Zdumiony Jeserac kroczył w milczeniu ulicami Diaspar, którego dotąd nie widział. Tak różne było ono od miasta, gdzie spędził wszystkie swoje wcielenia, że wcale go nie poznawał. Wiedział jednak, że to jest Diaspar, chociaż nie miał pojęcia skąd.
Uliczki były wąskie, budynki niższe i nie było Parku. A raczej jeszcze nie istniał. To było Diaspar przed przebudową, Diaspar otwarte na świat i wszechświat. Niebo nad miastem było bladobłękitne i nakrapiane postrzępionymi kłaczkami chmur popychanych wiatrem wiejącym nad młodszą Ziemią.
Ponad i pod tymi obłokami przelatywali solidniejsi podniebni podróżnicy. Mile nad miastem przemykały statki powietrzne łączące Diaspar z całym światem. Jeserac przyglądał się przez dłuższy czas tajemnicy i cudowi otwartych przestworzy i w pewnej chwili o jego duszę otarł się strach. Czuł się nagi i bezbronny, uświadamiając sobie, że ta spokojna niebieska kopuła nad jego głową nie jest już najcieńszą ze skorup — że poza nią leży, ze wszystkimi swymi tajemnicami i zagrożeniami, niezmierzony kosmos.
Lęk nie był na tyle silny, aby sparaliżować jego wolę. Częścią swego mózgu Jeserac domyślał się, że całe to doświadczenie jest snem, a we śnie nie może mu się przytrafić nic złego. Przejdzie przezeń kosztując wszystkiego, co mu przyniesie, dopóki nie obudzi się znów w mieście, które znał.
Szedł w stronę serca Diaspar, w kierunku miejsca, gdzie w jego czasach stał Grobowiec Yarlana Zeya. W tym starożytnym mieście miejsce Grobowca zajmował niski, okrągły budynek z wieloma łukowato sklepionymi wejściami prowadzącymi do jego wnętrza. Przy jednym z tych wejść czekał na niego jakiś mężczyzna.
Jeserac powinien poczuć się zaskoczony, ale w tej chwili nic go nie mogło zadziwić. Wydawało się naturalne i oczywiste, że powinien teraz stanąć oko w oko z człowiekiem, który zbudował Diaspar.
— Sądzę, że mnie poznajesz — zagadnął Yarlan Zey.
— Oczywiście, tysiące razy widziałem twój pomnik. Jesteś Yarlanem Zeyem, a to jest Diaspar takie, jakim było miliard lat temu. Wiem, że śnię i że żaden z nas nie jest tu naprawdę.
— Nie musisz się więc niczego obawiać. Chodź ze mną i pamiętaj, że nie może ci się tu stać krzywda, ponieważ kiedy tylko będziesz chciał, obudzisz się w Diaspar — w swoim własnym czasie.
Jeserac, z umysłem chłonnym jak gąbka, wszedł posłusznie za Yarlanem Zeyem do wnętrza budynku. Jakieś wspomnienie czy echo wspomnienia ostrzegało go, że stanie się teraz coś, przed czym kiedyś kulił się ze strachu. Nie odczuwał jednak lęku. Nie tylko czuł się chroniony przez świadomość, iż nie jest to realne doświadczenie, ale i obecność Yarlana Zeya wydawała się talizmanem przeciwko wszelkim niebezpieczeństwom, jakie mogą mu zagrażać.
Zatrzymali się w milczeniu przed długim cylindrem, który, jak wiedział Jeserac, może wynieść go z miasta w podróż, która kiedyś tak go przerażała. Ruchomymi drogami zjeżdżało na dół kilkoro ludzi i oprócz nich w pobliżu nie było nikogo. Kiedy jego przewodnik wskazał otwarte drzwi, Jeserac zawahał się nie dłużej niż chwilę na progu, po czym wszedł odważnie do środka.
— Widzisz, jakie to łatwe — powiedział z uśmiechem Yarlan Zey. — Teraz odpręż się i pamiętaj, że jesteś bezpieczny — nic ci się nie może stać.
Jeserac wierzył mu. Leciutki dreszczyk emocji przeszedł mu po plecach tylko wtedy, gdy wlot tunelu ruszył w ciszy w jego kierunku, a maszyna, w której siedział, nabierając szybkości pomknęła poprzez wnętrze Ziemi. W swym pragnieniu porozmawiania z niemal mityczną postacią z przeszłości zapomniał o wszystkich lękach, jakie go prześladowały.— Czy nie wydaje ci się dziwne — zaczął Yarlan Zey — że chociaż przestworza są dla nas otwarte, usiłujemy zagrzebać się w Ziemi? To początek choroby, której koniec obserwujesz w swoim stuleciu. Ludzkość próbuje się ukryć; boi się tego, co znajduje się w kosmosie, i niedługo zamknie wszystkie drzwi prowadzące do wszechświata.
— Ale przecież widziałem nad Diaspar statki kosmiczne — powiedział Jeserac.
— Już ich nie zobaczysz. Utraciliśmy kontakt z gwiazdami i niedługo opuścimy nawet planety. Marsz w tamtą stronę zajął nam miliony lat — ale powrót do domu tylko kilka stuleci. A niebawem wycofamy się też z niemal całej powierzchni samej Ziemi.
— Dlaczego to robicie? — spytał Jeserac. Znał odpowiedź, jednak coś skłoniło go do zadania tego pytania.
— Potrzebujemy schronienia, które osłoniłoby nas przed dwiema dręczącymi nas obawami — lękiem Śmierci i lękiem Przestrzeni. Jesteśmy ludźmi chorymi i nie chcemy już udzielać się we wszechświecie — a więc wmawiamy sobie, że on nie istnieje. Widzieliśmy szalejący wśród gwiazd chaos i pragniemy spokoju i stabilizacji. Diaspar musi więc zostać zamknięte, aby nie mogło doń wtargnąć nic nowego.
Zaprojektowaliśmy miasto, które znasz, i sfałszowaliśmy przeszłość, aby ukryć nasze tchórzostwo. Och, nie byliśmy pierwszymi, którzy tak postąpili — byliśmy jednak pierwszymi, którzy zrobili to tak dokładnie. Przeprojektowaliśmy duszę człowieka, ograbiając ją z ambicji i gwałtowniejszych namiętności, tak aby był zadowolony ze świata, który teraz posiadł.
Budowa miasta i wszystkich jego maszyn trwała tysiąc lat. Każdy z nas, po wykonaniu wyznaczonego mu zadania, poddany został zabiegowi wymazania wszystkich wspomnień. Do jego mózgu wprowadzono dokładnie zaprojektowaną matrycę fałszywych wspomnień, a jego osobowość zapamiętana została w układach pamięci miasta i przechowywana w niej, dopóki nie nadejdzie czas jej wywołania.