Выбрать главу

— Była mieszkanką Ul Qomy, nie Besźel. Gdy tylko ustaliliśmy ten fakt, zidentyfikowaliśmy ją bez trudu. To znaczy, Corwi to zrobiła. Przybyła tam na studia doktoranckie.

— Co studiowała? — zapytał Buric.

— Archeologię. Wczesną historię. Przydzielono ją do jednego z wykopalisk. To wszystko jest w dokumentach. — Pośród siedzących przebiegła lekka fala, o nieco innym rytmie po obu stronach. — Dzięki temu udało się jej przedostać pomimo blokady.

Dla kontaktów o charakterze kulturalnym i edukacyjnym czyni się niekiedy pewne wyjątki.

W Ul Qomie bez przerwy prowadzi się wykopaliska, jej gleba jest znacznie bogatsza w niezwykłe zabytki z przedrozłamowych czasów od naszej. Wiele książek i konferencji poświęcono na spory o to, czy ta różnica jest przypadkowa, czy też świadczy o jakichś typowych dla owego miasta cechach — ulqomańscy nacjonaliści rzecz jasna gorąco bronią tej drugiej tezy. Mahalia Geary uczestniczyła w długoterminowych wykopaliskach w Bol Ye’an w zachodniej Ul Qomie. To miejsce równie ważne dla archeologii jak Tenochtitlan i Sutton Hoo. Prowadzi się tam prace już od chwili jego odkrycia niemal przed stuleciem.

Nasi historycy woleliby, żeby był tam przeplot, ale choć w parku, na granicy którego prowadzi się prace, znajduje się wąski pas jednolicie besźańskiego terenu, dzielący od siebie dwie sekcje Ul Qomy, sam teren wykopalisk jest jednolicie ulqomański. Niektórzy besźanie utrzymują, że owa asymetria jest dla nas korzystna, że gdybyśmy byli choć w połowie tak bogaci jak Ul Qoma w te wszystkie historyczne odpadki — pomieszane ze sobą sheila-na-gigs, fragmenty zegarowych mechanizmów, odpryski mozaik, obuchy toporów oraz strzępy pergaminów pokryte tajemniczym pismem, którym przypisywano łamanie praw fizyki i inne nieprawdopodobne efekty — po prostu sprzedalibyśmy to wszystko. Ulqomanie, ze swym świętoszkowato sentymentalnym podejściem do historii — z pewnością płynącym z poczucia winy wywołanym szybkością zmian zachodzących ostatnio w ich mieście, jego wulgarnym wigorem — ze swymi państwowymi archiwami i zakazami eksportu zachowają przynajmniej część pamiątek przeszłości.

— Wykopaliskami w Bol Ye’an kieruje grupa archeologów z Kanady, z Uniwersytetu Księcia Walii. Tam właśnie Mahalia Geary pisała pracę. Jej promotorka, Isabelle Nancy, od wielu lat często przybywała do Ul Qomy. Mieszka tam sporo archeologów. Często organizują konferencje, raz na kilka lat nawet w Besźel. — To była nagroda pocieszenia za naszą ubogą w świadectwa historii ziemię. — Ostatnią z tych większych urządzili kilka lat temu, gdy odkryli tę skrytkę z artefaktami. Z pewnością wszyscy o tym pamiętacie.

Pisała na ten temat międzynarodowa prasa. Kolekcji szybko nadano jakąś nazwę, ale nie pamiętałem jaką. W jej skład wchodziło astrolabium oraz jakieś wykorzystujące koła zębate urządzenie, szaleńczo skomplikowane i niepasujące do epoki w równym stopniu jak mechanizm z Antykithiry. Z nim również wiązało się mnóstwo marzeń i spekulacji, i nikt dotąd nie zdołał odgadnąć, do czego miało służyć.

— O co właściwie chodzi z tą dziewczyną? — zapytał jeden z ulqoman, pięćdziesięciokilkuletni grubas w koszuli, której kolor nie byłby w Besźel do końca legalny.

— Mieszkała w Ul Qomie od miesięcy. Prowadziła badania — zacząłem. — Ale najpierw przybyła do Besźel, na konferencję. Jakieś trzy lata temu. Może pamiętacie, że urządzono wówczas wielką wystawę eksponatów pożyczonych z Ul Qomy. Spotkania i tak dalej trwały przez cały tydzień, może nawet dwa. Przyjechało mnóstwo uczonych z Europy, Ameryki Północnej, Ul Qomy i reszty świata.

— Pewnie, że pamiętamy — zgodził się Nyisemu. — Wielu z nas uczestniczyło w jej organizacji.

Miał rację. Rozmaite państwowe instytucje oraz quasi-autonomiczne organizacje pozarządowe miały tam swoje przedstawicielstwa. W konferencji uczestniczyli też przedstawiciele rządu i opozycji. Premier oficjalnie otworzył obrady, a Nyisemu wystawę w muzeum. Wszyscy poważni politycy musieli się tam pokazać.

— Ona też tam była. Niektórzy z was mogli ją nawet zauważyć. Najwyraźniej narobiła trochę smrodu. Oskarżono ją o nieposzanowanie. Podczas prezentacji wygłosiła jakąś okropną mowę na temat Orciny. Mało brakowało, by ją stamtąd wykopano. — Na kilku twarzach, z pewnością Burica i Katrinyi, być może również Nyisemu, pojawiło się coś w rodzaju rozpoznania. Przynajmniej jeden z przedstawicieli Ul Qomy robił wrażenie, że również ją pamięta. — Potem najwyraźniej się uspokoiła. Obroniła pracę magisterską i zaczęła pisać doktorat. Później przybyła do Ul Qomy, by uczestniczyć w wykopaliskach. Nie sądzę, by kiedykolwiek wróciła do Besźel po tamtym incydencie. Szczerze mówiąc, dziwię się, że wpuszczono ją do Ul Qomy. Siedziała tam przez parę lat, wyjeżdżając tylko na wakacje. Nieopodal wykopalisk jest dom studencki. Przed paroma tygodniami zniknęła. Ciało znaleziono w Besźel. W wiosce Pocost. Jak zapewne sobie przypominacie, to jednolicie besźański teren, a więc z punktu widzenia Ul Qomy alteracja. To wszystko jest w dokumentach, panie pośle.

— Ale nie udowodnił pan, że to przekroczenie, prawda? Nie do końca.

Yorj Syedr mówił ciszej, niż spodziewałbym się po wojskowym. Kilkoro siedzących naprzeciw niego parlamentarzystów z Ul Qomy wymieniło szeptem jakieś uwagi po illitańsku. Jego słowa skłoniły ich do pośpiesznej narady. Siedzący obok Syedra Buric wzniósł oczy ku niebu i zauważył, że to dostrzegłem.

— Niech pan wybaczy, rajco — odezwałem się po chwili. — Doprawdy nie wiem, co mógłbym na to odpowiedzieć. Ta młoda kobieta mieszkała w Ul Qomie. Oficjalnie, mamy na to dokumenty. A potem zniknęła i jej zwłoki znaleziono w Besźel. — Zmarszczyłem brwi. — Nie jestem pewien… cóż to innego, jeśli nie dowody?

— Ja bym to nazwał poszlakami. Na przykład, czy sprawdzał pan w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, czy panna Geary nie opuściła Ul Qomy, wyjeżdżając do Budapesztu albo gdziekolwiek indziej? Może dopiero stamtąd przyjechała do Besźel? Nie wiemy, co się z nią działo przez prawie dwa tygodnie, inspektorze Borlú.

Wbiłem w niego zdziwione spojrzenie.

— Jak już mówiłem, nie wpuszczono by jej do Besźel po jej małym występie…

— Przekroczeniówka to… zagraniczny ośrodek władzy — przerwał mi z bliską żalu miną. Niektórzy z członków komisji, po obu stronach stołu, byli wyraźnie zszokowani. — Wszyscy wiemy, że to prawda — dodał Syedr — nawet jeśli nieuprzejmie jest mówić o tym głośno. Powtarzam, Przekroczeniówka jest zagranicznym ośrodkiem władzy i przekazywanie jej naszej suwerenności jest niebezpieczne. Gdy znajdziemy się w trudnej sytuacji, po prostu umywamy ręce i przekazujemy sprawę cieniowi, nad którym nie mamy żadnej kontroli. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, ale nie można tego określić inaczej. A wszystko to po to, by ułatwić sobie życie.

— Chyba pan żartuje, rajco? — obruszył się ktoś.

— Dość już tego… — zaczął Buric.

— Nie wszyscy próbujemy się wkupić w łaski nieprzyjaciół — dodał Syedr.

— Panie przewodniczący — zawołał Buric. — Czy musimy pozwalać na te potwarze? To skandal…

Na własne oczy ujrzałem nowy duch porozumienia ponad podziałami, o którym tyle czytałem.

— Oczywiście w pełni popieram przywołanie tam, gdzie interwencja jest konieczna — zapewnił Syedr. — Niemniej moja partia już od pewnego czasu powtarza, że musimy zaprzestać… sankcjonowania przekazywania znacznej części władzy Przekroczeniówce. Jak bardzo dokładnie prowadził pan śledztwo, inspektorze? Rozmawiał pan z jej rodzicami? Z przyjaciółmi? Co naprawdę wiemy o tej biednej, młodej kobiecie?

Powinienem był lepiej się przygotować. Nie spodziewałem się tego.