Выбрать главу

— Nie mam pojęcia, jak wiele wiecie o Przekroczeniówce, drodzy państwo — zacząłem. — Ona nie jest taka jak inne instytucje. Czy macie jakiekolwiek wyobrażenie o jej możliwościach? Przekroczeniówka dysponuje szczególnymi mocami. Jest też, hm, bardzo tajemnicza. Zdaję sobie sprawę, że to musi brzmieć dla was dziwnie, ale… zapewniam, że jej wyniki, gdy chodzi o ściganie przestępców, są, hm, porażające. Godne podziwu. Otrzymamy wiadomości o przebiegu śledztwa i krokach podjętych przeciwko winnym.

— Czy to znaczy… — pan Geary zawahał się. — Macie tu karę śmierci, prawda?

— I w Ul Qomie też — potwierdziła jego żona.

— Oczywiście — zgodził się Thacker. — Ale nie w tym rzecz. Drodzy państwo, nasi przyjaciele z Besźel i władze Ul Qomy mają zamiar przywołać Przekroczeniówkę, więc lokalne prawa obu miast nie mają większego znaczenia. Sankcje, jakimi dysponuje ta organizacja, są w zasadzie nieograniczone.

— Przywołać? — powtórzyła pani Geary.

— Istnieją specjalne protokoły — wyjaśniłem. — Dopiero po ich wykonaniu Przekroczeniówka będzie się mogła objawić.

— A co z procesem? — zapytał pan Geary.

— Odbędzie się przy drzwiach zamkniętych — odparłem. — Trybunały… — zdecydowałem się na to słowo, choć rozważałem również „decyzje” i „akcje” — Przekroczeniówki są tajne.

— Nie będziemy składać zeznań? Nie zobaczymy procesu?

Pan Geary był zdumiony. Z pewnością wyjaśniano mu to przedtem, ale tak to już jest. Jego żona potrząsała gniewnie głową, ale nie była zdziwiona.

— Obawiam się, że nie zobaczycie — potwierdził Thacker. — Mamy tu do czynienia z wyjątkową sytuacją. Mogę wam jednak zagwarantować, że sprawca nie tylko zostanie schwytany, ale, hm, poniesie surową karę.

Niektórzy mogliby nawet czuć litość dla zabójcy Mahalii Geary. Ale nie ja.

— Przecież to…

— Wiem, pani Geary. Bardzo mi przykro. W całej służbie dyplomatycznej nie ma drugiej podobnej placówki. Ul Qoma, Besźel i Przekroczeniówka… To wyjątkowa sytuacja.

— O mój Boże. No wie pan, to… Mahalia była zaangażowana w takie rzeczy — odezwał się pan Geary. — Miasto i miasto, i jeszcze jedno miasto. Besźel — wymawiał to słowo „Bezzel” — i Ul Qoma. I Orsinnit.

Nie zrozumiałem, co chciał powiedzieć.

— Or… ci… ny… — poprawiła go żona. Uniosłem wzrok. — Ono się nazywa Orciny, nie Orsinnit, kochanie.

Thacker wydął usta w wyrazie uprzejmego braku zrozumienia i potrząsnął pytająco głową.

— O co chodzi, pani Geary? — zapytałem. Pogrzebała w torebce. Corwi po cichu wyjęła notes.

— Tym właśnie zajmowała się Mahalia — wyjaśniła kobieta. — To był przedmiot jej badań. Robiła z tego doktorat. — Jej mąż rozciągnął usta w grymasie wyrażającym pobłażliwość, dumę i zdziwienie. — Radziła sobie znakomicie. Opowiadała nam trochę o tym. To Orciny najwyraźniej przypominało Przekroczeniewkę.

— Interesowało ją to od chwili, gdy przybyła do was — dodał pan Geary.

— To prawda, najpierw przyleciała tutaj… to znaczy do Besźel, tak? — zgodziła się jego żona. — Ale potem powiedziała, że musi się przenieść do Ul Qomy. Będę z panem szczera, inspektorze, myślałam, że to jedno i to samo miejsce. Teraz wiem, że się myliłam. Musiała dostać specjalne pozwolenie, by się tam przenieść, ale ponieważ była na studiach doktoranckich, została tam, by prowadzić badania.

— Orciny to taka legenda — wyjaśniłem Thackerowi. Matka Mahalii pokiwała głową, jej ojciec odwrócił wzrok. — Wcale nie przypomina Przekroczeniówki, pani Geary. Przekroczeniówka istnieje naprawdę i ma prawdziwą władzę, a Orciny to…

Zawahałem się.

— Trzecie miasto — poinformowała Thackera po besźańsku Corwi. Dyplomata zasępił się jeszcze bardziej, nie okazując zrozumienia. — Tajemnica — dodała. — Bajka. Ukrywa się między dwoma miastami.

Potrząsnął głową i odwrócił wzrok bez śladu zainteresowania.

— Mahalia kochała to miasto — ciągnęła pani Geary z wyrazem tęsknoty na twarzy. — Przepraszam, chodziło mi o Ul Qomę. Czy jesteśmy blisko miejsca, gdzie mieszkała? — Czysto fizycznie, grostopicznie, by użyć terminu znanego tylko w Besźel i w Ul Qomie, bo nigdzie indziej nie jest potrzebny, rzeczywiście byliśmy blisko. Ani ja, ani Corwi nie odpowiedzieliśmy jej jednak. Pytanie było skomplikowane. — Studiowała miasta od wielu lat, odkąd po raz pierwszy przeczytała jakąś książkę o nich. Jej profesorowie zawsze uważali, że świetnie sobie radzi.

— Lubiła pani tych profesorów? — zapytałem.

— Och, nigdy ich nie spotkałam. Ale Mahalia mi o nich opowiadała. Pokazała mi w Internecie stronę programu badawczego i miejsce, gdzie pracowała.

— U profesor Nancy?

— Tak. To była jej promotorka. Mahalia ją lubiła.

— Współpraca im się układała?

Corwi spojrzała na mnie, gdy zadałem to pytanie.

— Och, nie wiem. — Pani Geary zaśmiała się nerwowo. — Mam wrażenie, że Mahalia ciągle się z nią kłóciła. Chyba rzadko się ze sobą zgadzały, ale kiedy ją pytałam, jak się jej układa w pracy, zawsze odpowiadała, że wszystko w porządku. Mówiła, że lubią się spierać. Zapewniała, że w ten sposób może się więcej nauczyć.

— Śledziła pani pracę córki? — pytałem. — Czytała jej eseje? Czy Mahalia opowiadała pani o swych ulqomańskich znajomych?

Corwi przesunęła się na krześle. Pani Geary potrząsnęła głową.

— Nie, nie — odparła.

— Inspektorze — odezwał się Thacker.

— Sprawy, którymi się zajmowała, nie były… właściwie mnie nie interesowały, panie Borlú. No wie pan, odkąd tu zamieszkała, wiadomości z Ul Qomy przyciągały moją uwagę i czytałam wszystko, co pisano na ten temat w gazetach, ale dopóki Mahalia czuła się szczęśliwa, ja… my również byliśmy szczęśliwi. Cieszyliśmy się, że może się zajmować tym, co ją pasjonuje.

— Inspektorze, jak pan myśli, kiedy otrzymamy dokumenty transferowe z Ul Qomy? — zapytał Thacker.

— Myślę, że już niedługo. I czy rzeczywiście była szczęśliwa?

— Och, myślę, że… — pani Geary przerwała. — No wie pan, zawsze zdarzają się dramaty.

— Tak — zgodził się jej mąż.

— Ostatnio… — dodała kobieta.

— Tak? — zapytałem.

— Ostatnio była… no wie pan, zestresowana. Mówiłam jej, że powinna wrócić do domu na wakacje. Wiem, że powrót do domu raczej nie brzmi jak wakacje, ale wie pan, jak to jest. Ale odpowiedziała, że zrobiła znaczne postępy i być może zbliża się do rozwiązania.

— Na co niektórzy się wkurzyli — dodał pan Geary.

— Kochanie.

— Tak było. Sama nam o tym powiedziała.

Corwi popatrzyła na mnie, wyraźnie zbita z tropu.

— Drodzy państwo… — zaczął Thacker. Wykorzystałem tę chwilę, by szybko wytłumaczyć jej to po besźańsku.

— Nie „kurzyli”, bo palili papierosy, tylko „wkurzyli”. W amerykańskim slangu to znaczy, że byli źli.

— Kto się wkurzył? — zapytałem ich. — Jej profesorowie?

— Nie — zaprzeczył pan Geary. — Do cholery, kto pana zdaniem to zrobił?

— John, proszę, proszę…

— Cholera, co to jest Najpierw Qoma? — oburzył się pan Geary. — Nawet nas pan nie zapytał, kto naszym zdaniem ją zabił. Nawet pan nie zapytał. Myśli pan, że nie wiemy?