Выбрать главу

Wziął w rękę jeden z walających się na biurku przedmiotów i rzucił mi go. To była kaseta wideo. Wskazał na stojący w rogu gabinetu podłączony do telewizora odtwarzacz. Kiepski obraz barwy sepii psuło dodatkowo śnieżenie. Nie było dźwięku. Przez ekran przejeżdżały ukośnie samochody. Ruch nie był zbyt intensywny, ale ciągły. Na górze, między filarami i ścianami budynków, wyświetlano datę i godzinę.

— Co właściwie widzę? — To było po północy, przed dwoma tygodniami. Niedługo przed odnalezieniem ciała Mahalii Geary. — Co to jest?

Gadlem zaczął przewijać obraz do przodu. Pojazdy przyśpieszyły, trzęsąc się niemiłosiernie. Komisarz machał ręką demonstrując teatralnie niezadowolenie, jakby pilot był pałeczką dyrygenta. Przesunął taśmę wiele minut do przodu.

— Co to za miejsce? Obraz jest do dupy.

— I tak jest znacznie lepszy od tych, które my moglibyśmy zdobyć. W tym właśnie rzecz. To będzie teraz — stwierdził. — Późna noc. Pytasz, co to za miejsce, Borlú? Od czego jesteś detektywem? Patrz na prawo. — Przez obraz przejechał czerwony samochód, potem szary, stara ciężarówka i — O, tu! Voilà!, zawołał Gadlem — brudna, biała furgonetka. Przesunęła się powoli z górnego prawego do dolnego lewego rogu ekranu, w stronę jakiegoś tunelu. Zatrzymała się, być może przed niewidocznymi światłami, a potem zniknęła nam z oczu. Spojrzałem pytająco na komisarza. — Zwróć uwagę na plamy — rzucił i znowu zaczął przewijać obraz do przodu. Samochody ponownie zatańczyły na ekranie. — Trochę to przycięli. — Po przesunięciu taśmy o jakąś godzinę zawołał: — O, tu! — Nacisnął przycisk odtwarzania i zobaczyłem jeden, drugi, trzeci samochód, a potem białą furgonetkę. To z pewnością była ta sama, ale teraz jechała w przeciwnym kierunku, wracając tam, skąd przybyła. Tym razem mała kamera uchwyciła tablice rejestracyjne z przodu pojazdu.

Mignęły zbyt szybko, bym zdołał je odczytać. Nacisnąłem przyciski na odtwarzaczu i cofnąłem obraz, przywołując z powrotem furgonetkę. Potem przesunąłem ją kilka metrów do przodu i zatrzymałem. To nie było DVD, interpretację obrazu utrudniały liczne zjawy i inne zakłócenia. Drżący samochód nie stał w miejscu, ale przeskakiwał od jednego stanu do drugiego, jak niespokojny elektron. Nie mogłem dokładnie odczytać numeru, ale w większości miejsc możliwe były tylko dwie interpretacje — vye albo bye, zsec albo kho, siódemka albo jedynka i tak dalej. Wyjąłem notes i zacząłem go kartkować.

— Tylko patrzcie — wyszeptał Gadlem. — Coś zauważył. Coś podejrzewa, panie i panowie. — Przewracałem kartki, cofając się o kolejne dni, aż wreszcie się zatrzymałem. — Żarówka, widzę ją, próbuje się zapalić i rzucić światło na sytuację…

— Niech to chuj — warknąłem.

— Zgadzam się z tą opinią.

— Tak, to furgonetka Khuruscha.

— Tak jak mówisz, to furgonetka Mikyaela Khuruscha.

Pojazd, do którego załadowano ciało Mahalii i z którego je wyrzucono. Gapiłem się na obraz przez pewien czas. W owej chwili ciało niemal na pewno znajdowało się w środku.

— Jezu. Kto to znalazł? Co to ma znaczyć? — Gadlem potarł z westchnieniem powieki. — Chwileczkę, chwileczkę. — Uniosłem rękę i spojrzałem na list od Komisji Nadzoru, którym Gadlem wachlował twarz. — To jest narożnik Hali Łącznikowej — stwierdziłem. — Niech to szlag. To Hala Łącznikowa. A to jest furgonetka Khuruscha, przejeżdżająca z Besźel do Ul Qomy i z powrotem. Legalnie.

— Bing — rzekł Gadlem tonem znużonego dzwonka w teleturnieju. — Bing, bing. Cholera jasna, bing.

* * *

Oznajmiono nam, że jako część drobiazgowego śledztwa — do którego, jak powiedziałem Gadlemowi, wrócimy — prowadzonego w każdym przypadku przywołania Przekroczeniówki, sprawdzono też sporządzone owej nocy nagrania wideo z przejścia granicznego. Nie brzmiało to przekonująco. Przekroczenie wydawało się tak oczywiste, że nikt nie powinien mieć powodu, by oglądać wiele godzin nagrań. Co więcej, antyczne kamery zamontowane na besźańskim końcu Hali Łącznikowej nie mogły dać wystarczająco wyraźnych obrazów, by zidentyfikować pojazd. Te nagrania pochodziły z zewnątrz, z systemu bezpieczeństwa prywatnego banku, gdzie odnalazł je jakiś śledczy.

Za pomocą zdjęć dostarczonych przez inspektora Borlú i jego ekipę — usłyszeliśmy — udało się nam ustalić, że jeden z pojazdów przejeżdżających przez oficjalny punkt graniczny w Hali Łącznikowej z Besźel do Ul Qomy i z powrotem był tym, w którym przewieziono ciało ofiary. W związku z tym, choć popełniono straszliwą zbrodnię i sprawców należy jak najszybciej odnaleźć, przeniesienie ciała z miejsca zbrodni, do której najwyraźniej doszło w Ul Qomie, do Besźel, gdzie je porzucono, nie stanowiło w rzeczywistości przekroczenia. Granicę pokonano legalnie. W związku z tym nie ma podstaw do przywołania Przekroczeniówki. Przekroczenia nie było.

To była jedna z tych prawnych sytuacji, na które niewtajemniczeni reagują zrozumiałym zdumieniem. Na przykład przemyt, powtarzają uparcie. Przemyt jest przekroczeniem, tak? Z samej definicji, prawda? Otóż nie.

Przekroczeniówka włada mocami, jakie zwykli ludzie ledwie mogą sobie wyobrazić, ale jej zadania są bardzo ściśle określone. Nie chodzi o samo przejście z jednego miasta do drugiego ani nawet o przeniesienie kontrabandy. Liczy się tylko, w jaki sposób to zrobiono. Jeśli ktoś wyrzuci feld, kokainę albo broń przez okno besźańskiego mieszkania tak, by przeleciały nad przeplotowym podwórkiem i wylądowały w ulqomańskim ogrodzie, gdzie odbierze je łącznik, to będzie przekroczenie i Przekroczeniówka go dorwie, ale taki sam los go czeka, gdyby przerzucił chleb albo pierze. A co, jeśli ktoś ukradnie bombę atomową i przewiezie ją potajemnie przez Halę Łącznikową, w miejscu, gdzie oba miasta oficjalnie stykają się ze sobą? Popełni w ten sposób wiele różnych przestępstw, ale nie będzie wśród nich przekroczenia.

Przemyt sam w sobie nie jest przekroczeniem, choć większości przekroczeń dopuszczają się przemytnicy. Najsprytniejsi z nich zawsze pokonują granice między miastami w przepisany sposób, okazują owym granicom głęboki szacunek, jeśli więc zostaną złapani, odpowiadają tylko przed prawem jednego z miast, nie przed mocą Przekroczeniówki. Być może ta ostatnia, gdy już zostanie przywołana, bierze pod uwagę wszystkie szczegóły przestępstwa, wszelkie występki popełnione w Besźel i Ul Qomie, ale jeśli nawet to robi, to wyłącznie dlatego, że mają związek z przekroczeniem, jedynym karanym przez nią przestępstwem, egzystencjalnym pogwałceniem granic rozdzielających oba miasta.

Kradzież ciężarówki i porzucenie ciała w Besźel były złamaniem prawa. Popełnione w Ul Qomie morderstwo również, i to w straszliwym stopniu. Ale to, co naszym zdaniem było nielegalnym związkiem między owymi przestępstwami, w rzeczywistości się nie wydarzyło. Winni przeszli przez granicę z zachowaniem wszelkich formalności, korzystali z oficjalnych pozwoleń, mieli wszystkie potrzebne dokumenty. Nawet jeśli były one sfałszowane, przeszli granicę w Hali Łącznikowej, co znaczyło, że było to tylko nielegalne przejście granicy, nie przekroczenie. Takie przestępstwo można popełnić w każdym kraju. Przekroczenia nie było.

* * *

— To pierdolony pic na wodę.

Spacerowałem w kółko między biurkiem Gadlema i ekranem, na którym widniał nieruchomy samochód z ofiarą w środku.

— To kpiny. Wyruchali nas.

— Mówi mi, że to pic na wodę — oznajmił całemu światu Gadlem. — Mówi mi, że nas wyruchali.

— Bo to zrobili, szefie. Potrzebujemy Przekroczeniówki. Jak, do licha, mamy to zrobić? Ktoś gdzieś próbuje sparaliżować całe śledztwo.