Książkę opublikowano w dawno już nieistniejącym wydawnictwie prowadzonym przez hipisów i anarchistów, ale, sądząc po pierwszych stronach, jej ton był znacznie bardziej oschły, niż sugerowałaby to odjechana, jaskrawa okładka. Linijki tekstu nie były zbyt równe, zauważyłem też z westchnieniem, że nie ma skorowidza.
Położyłem się na łóżku i zadzwoniłem do dwóch kobiet, z którymi się spotykałem, by je zawiadomić, że wyjeżdżam do Ul Qomy.
— Bomba — odpowiedziała dziennikarka, Biszaya. — Pamiętaj zajrzeć do galerii Brunai. Jest tam wystawa Kounellisa. Wyślij mi pocztówkę.
Historyczka, Sariska, sprawiała wrażenie bardziej zaskoczonej i rozczarowanej faktem, że nie wiedziałem, kiedy wrócę.
— Czytałaś Między miastem a miastem? — zapytałem.
— Jasne. Kiedy byłam na studiach. W okładce Bogactwa narodów. — W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku można było niekiedy kupić zakazaną literaturę w okładkach zdartych z legalnie wydanych książek. — Czemu pytasz?
— I co na ten temat sądzisz?
— Kurde, w tamtych czasach książka robiła porażające wrażenie. Co więcej, czytanie jej wydawało się aktem wielkiej odwagi. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że to wszystko śmieszne. Czyżbyś w końcu wstąpił w wiek młodzieńczy, Tyador?
— Niewykluczone. Nikt mnie nie rozumie. Nie prosiłem się na ten świat.
Nie zapamiętała jednak zbyt wiele z samej książki.
— Kurwa, nie wierzę — rzekła Corwi, gdy zadzwoniłem do niej. Powtarzała to raz po raz.
— Ehe. Powiedziałem Gadlemowi to samo.
— Odwołali mnie ze sprawy?
— Nie jestem pewien, czy są jacyś „oni”. Ale, niestety, nie możesz ze mną jechać.
— I to wszystko? Spławili mnie i tyle?
— Przykro mi.
— Niech to szlag. — Oboje umilkliśmy na blisko minutę, słuchając swych oddechów jak zakochane nastolatki. — Pytanie brzmi, kto ujawnił to nagranie? — odezwała się wreszcie. — Nie, pytanie brzmi, jak je znaleźli? Po co? Ile godzin nagrań musieli przejrzeć, z ilu kamer? Skąd wzięli czas na cały ten syf? Dlaczego akurat w tej sprawie?
— Nie muszę wyjeżdżać natychmiast. Tak sobie pomyślałem… Kurs orientacyjny mam pojutrze…
— I co?
— No wiesz.
— Co wiem?
— Przepraszam, zastanawiałem się na głos. Chodzi mi o tę taśmę, która tak nagle spadła nam na głowę. Chcesz jeszcze przez chwilę poprowadzić to śledztwo? Zadzwonić w parę miejsc, złożyć wizytę albo dwie. Jest pewna kwestia, którą chciałbym wyjaśnić, nim przyślą mi wizę i tak dalej… Myślałem o tej furgonetce, tak beztrosko wyjeżdżającej do cudzoziemskich krajów. Możesz mieć przez to kłopoty — to ostatnie zdanie wypowiedziałem żartobliwym tonem, jakbym chciał ją zachęcić. — Oczywiście zdjęli cię ze sprawy, więc to byłoby nieoficjalne.
To nie była prawda. Nic jej nie groziło. Miałem prawo zaaprobować wszelkie jej poczynania. Ja mogłem mieć kłopoty, ale nie ona.
— Kurwa, zgadzam się — odparła. — Jeśli oficjalne czynniki nam brużdżą, zostają nam tylko nieoficjalne kroki.
Rozdział jedenasty
— Tak? — Mikyael Khurusch przyjrzał mi się uważnie zza drzwi swego zapuszczonego gabineciku. — Ach, to pan, inspektorze. O co… hej?
— To tylko drobiazg, Khurusch.
— Wpuść nas — zażądała Corwi. Uchylił szerzej drzwi, by zobaczyć również i ją, a potem otworzył je z westchnieniem.
— W czym mogę wam pomóc? — zapytał, splatając i rozplatając dłonie.
— Jak sobie radzisz bez furgonetki? — zapytała Corwi.
— Jest cholernie ciężko, ale jeden kolega mi pomaga.
— To miło z jego strony.
— Jasne — zgodził się Khurusch.
— Kiedy dostałeś na nią wizę DUK, Khurusch? — zapytałem.
— Kiedy co? — zdziwił się. — Nic nie wiem…
— To ciekawe, że mącisz sprawę — przerwałem. Jego reakcja potwierdziła moje domysły. — Nie jesteś aż tak głupi, by po prostu wszystkiemu zaprzeczyć, no bo przecież przepustki są rejestrowane. Ale w takim razie o co właściwie pytamy? Dlaczego nie chcesz nam tego powiedzieć? Na czym polega trudność?
— Czy możemy zobaczyć twoją przepustkę, Khurusch?
Gapił się na Corwi przez kilka sekund.
— Nie mam jej tutaj. Jest w domu. Albo…
— Może już starczy? — przerwałem mu ponownie. — Kłamiesz. Daliśmy ci ostatnią szansę, a ty, hm, naszczałeś na nią. Nie masz przepustki, wizy dla Dowolnego Uprawnionego Kierowcy pozwalającej na wielokrotny wjazd do Ul Qomy. Zgadza się? I nie masz jej dlatego, że ją ukradziono. Razem z furgonetką. W gruncie rzeczy była wtedy w samochodzie, razem z tym antycznym planem.
— Niech pan posłucha — zaczął. — Wszystko już wam powiedziałem. Nie było mnie tam. Nie mam planu. Mam w telefonie GPS. O niczym nie wiem…
— Nieprawda. Niemniej twoje alibi się zgadza. Zrozum, nikt nie uważa, że jesteś winien morderstwa czy nawet porzucenia ciała. Nie dlatego tu przyszliśmy.
— Interesuje nas, dlaczego nie powiedziałeś nam o przepustce — dodała Corwi. — Pytanie brzmi, komu ją dałeś i co otrzymałeś w zamian.
Jego twarz pobladła.
— O Boże — wyszeptał. Poruszył kilka razy ustami, a potem usiadł ciężko na krześle. — O Boże, chwileczkę. Nie miałem z tym nic wspólnego. Nikt nic mi nie dał…
Oglądałem taśmę wiele razy. Furgonetkę przepuszczono bez chwili wahania, a przecież przejście graniczne w Hali Łącznikowej jest pilnie strzeżone. To w niczym nie przypominało przekroczenia czy przemykania się przez przeplotową ulicę. Kierowca z pewnością też nie zmieniał tablic rejestracyjnych, by pasowały do podrobionych papierów. Musiał pokazać pogranicznikom przekonujące dokumenty. Istniał pewien rodzaj przepustki, który mógł bardzo ułatwić podobną podróż.
— Chciałeś zrobić komuś przysługę? — zapytałem. — A może to była propozycja nie do odrzucenia? Szantaż? „Zostaw dokumenty w skrytce. Lepiej, żebyś nic o tym nie wiedział”.
— W przeciwnym razie dlaczego nie powiedziałeś nam o zaginionych dokumentach? — zapytała Corwi.
— To twoja ostatnia szansa — oznajmiłem. — To jak będzie?
— O Boże, niech pan posłucha. — Khurusch rozejrzał się tęsknie wokół. — Błagam. Wiem, że powinienem zabierać dokumenty z furgonetki. Zawsze to robię. Przysięgam. Przysięgam. Ten jeden raz musiałem o tym zapomnieć i wtedy właśnie ją ukradli.
— Dlatego nie zawiadomiłeś nas o kradzieży, zgadza się? — zapytałem. — Wiedziałeś, że w takim przypadku musiałbyś nam powiedzieć o dokumentach i liczyłeś na to, że sprawa przyschnie.
— O Boże.
Odwiedzające Besźel samochody z Ul Qomy z reguły łatwo jest zidentyfikować dzięki tablicom rejestracyjnym, naklejkom na szybach i nowoczesnemu wyglądowi. Podobnie besźańskie pojazdy przyciągają w Ul Qomie uwagę swymi tablicami i staromodnymi, w oczach naszych sąsiadów, karoseriami. Przepustki, zwłaszcza przepustki DUK wielokrotnego użycia, nie są tanie i trudno je uzyskać. Trzeba spełnić wiele warunków. Jeden z nich brzmi tak, że dokumentu nigdy nie wolno zostawiać w niestrzeżonym pojeździe. Nie ma sensu dodatkowo ułatwiać życia przemytnikom. Często jednak się zdarza, że zapominalscy albo przestępcy zostawiają je w skrytkach bądź pod siedzeniem. Khurusch wiedział, że w najlepszym razie grozi mu wysoka grzywna oraz dożywotnie odebranie prawa wjazdu do Ul Qomy.