Выбрать главу

— Komu oddałeś furgonetkę, Mikyael?

— Inspektorze, przysięgam na Boga, że nikomu. Nie wiem, kto ją zabrał. Naprawdę nie wiem.

— Próbujesz nam wmówić, że to był czysty przypadek? Ktoś, kto musiał przetransportować ciało z Ul Qomy akurat ukradł samochód ze wszystkimi potrzebnymi dokumentami? Musiał się strasznie ucieszyć.

— Nic nie wiem, inspektorze, przysięgam na własne życie. Może ten, kto zwinął samochód, sprzedał papiery komuś innemu?

— I znalazł kogoś, kto ich potrzebował, akurat tej samej nocy? To musiał być najfartowniejszy złodziej w dziejach.

Khurusch oklapł na krześle.

— Błagam, sprawdźcie moje konto. I portfel. Nikt mi, kurwa, za nic nie zapłacił. Odkąd zabrali mi furgonetkę, nic nie mogę zrobić. Nie zarabiam forsy i nie mam pojęcia, co począć…

— Zaraz się rozpłaczę — przerwała mu Corwi. Popatrzył na nią ze zrozpaczoną miną.

— Przysięgam na życie — powtórzył.

— Sprawdzaliśmy twoje akta, Mikyael — podjąłem. — Nie policyjne. Te przeanalizowaliśmy już poprzednio. Mówię o aktach besźańskiej służby granicznej. Sprawdzano cię profilaktycznie kilka miesięcy po wydaniu przepustki. To było dobre parę lat temu. Znaleźliśmy w kilku miejscach znaki Pierwszego Ostrzeżenia, ale najważniejszy dotyczył przypadku zostawienia dokumentów w samochodzie. Wtedy to był samochód osobowy, tak? Zostawiłeś je w skrytce. Jak ci się udało wykręcić od kary? Dziwię się, że nie zabrali ci przepustki już wtedy.

— To był pierwszy raz — wyjaśnił Khurusch. — Błagałem ich. Jeden z facetów, którzy znaleźli samochód, powiedział, że pogada z kolegą i skończy się na oficjalnym ostrzeżeniu.

— Przekupiłeś go?

— Jasne. Coś mu dałem, nie pamiętam, ile.

— Czemu by nie? W końcu przepustkę dostałeś w ten sam sposób, prawda? Właściwie po co ci była potrzebna?

Zapadła długa cisza. Przepustki DUK są z reguły przeznaczone dla firm zatrudniających nieco więcej pracowników niż mizerny interesik Khuruscha, nieraz jednak się zdarza, że otrzymują je drobni kupcy, którzy wspierają swe podania odrobiną dolarów — besźańskie marki raczej nie wzruszają miejscowych pośredników ani wydających pozwolenia urzędników ambasady ulqomańskiej.

— Na wszelki wypadek — odparł bezradnie. — Jakbym kiedyś potrzebował przewieźć towar. Mój bratanek zdał egzamin, paru kumpli też mogłoby poprowadzić furgonetkę. Nigdy nic nie wiadomo.

— Inspektorze? — Corwi patrzyła na mnie. Uświadomiłem sobie, że powtórzyła to słowo już kilka razy. — Inspektorze? — Zerknęła na Khuruscha. „To co zrobimy?”.

— Przepraszam — odpowiedziałem. — Zamyśliłem się. — Skinąłem na kobietę, nakazując jej przejść za mną do kąta pokoju. Wskazałem palcem na Khuruscha, ostrzegając go, by się nie ruszał. — Będę musiał go zatrzymać — stwierdziłem. — Ale coś tu nie gra. Spójrz tylko na niego. Spróbuję się czegoś dowiedzieć. Posłuchaj, chcę, żebyś sprawdziła jedną sprawę. Tylko się pośpiesz, bo jutro muszę iść na ten cholerny kurs. Dlatego czeka nas długa noc. Nie masz nic przeciwko temu? Chcę dostać listę wszystkich furgonetek, o których kradzieży zameldowano tamtej nocy w Besźel. Dowiedz się, co się stało z każdą z nich.

— Wszystkich?

— Bez paniki. Skradzionych pojazdów na pewno będzie mnóstwo, ale wyeliminuj wszystkie oprócz furgonetek zbliżonych rozmiarów, które zniknęły tylko na jedną noc. Przynieś mi wszystko, co znajdziesz na temat każdej z nich, wliczając w to związane z ich sprawami papiery, dobra? Tak szybko, jak tylko się da.

— A co ty będziesz robił?

— Spróbuję wycisnąć prawdę z tego zakłamanego skurczybyka.

* * *

Dzięki błaganiom, perswazji i biegłości w posługiwaniu się komputerem Corwi zdołała w kilka godzin zebrać wszystkie potrzebne informacje. Uporanie się z całą niezbędną biurokracją tak szybko zakrawało na posługiwanie się voodoo.

Dwie pierwsze godziny jej nieobecności spędziłem z Khuruschem w celi, zadając mu rozmaite warianty tych samych pytań: „Kto wziął twoją furgonetkę?” i „Kto zabrał twoją przepustkę?”. Uskarżał się głośno i domagał się adwokata. Za każdym razem zapewniałem, że wkrótce go dostanie. Dwukrotnie próbował się rozgniewać, ale najczęściej powtarzał, że nic nie wie i nie zameldował o kradzieży furgonetki oraz dokumentów, bo bał się, że będzie miał kłopoty.

— Zwłaszcza, że już mnie przed tym ostrzegali, pamięta pan?

Dopiero po zakończeniu dnia pracy usiedliśmy z Corwi w moim gabinecie, by przejrzeć materiały. Ponownie ostrzegłem ją, że czeka nas długa noc.

— Za co zatrzymaliśmy Khuruscha?

— Na tym etapie za nieprawidłowe przechowywanie dokumentów i niezawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Zależnie od tego, czego się dowiemy dziś w nocy, możemy dodać współudział w morderstwie, ale mam przeczucie…

— Nie sądzisz, żeby cokolwiek wiedział, prawda?

— Raczej nie wygląda na geniusza zbrodni.

— Nie sugeruję, że on to wszystko zaplanował, szefie. Może i nie znał żadnych szczegółów, ale nie sądzisz, że wie, kto zabrał jego furgonetkę? I że chciał coś z nią zrobić?

Pokręciłem głową.

— Nie widziałaś go. — Wyjąłem z kieszeni taśmę z nagraniem przesłuchania. — Posłuchaj tego później, jeśli będziemy mieli trochę czasu.

Usiadła za komputerem, dzieląc zebrane informacje między arkusze kalkulacyjne. Nadawała moim niejasnym pomysłom wygląd tabel.

— To się nazywa eksploracja danych, data mining — dodała, używając angielskiego terminu.

— Górnictwo? — zdziwiłem się. — A które z nas będzie ostrzegawczym kanarkiem?

Zignorowała to pytanie. Cały czas stukała w klawiaturę, popijając mocną kawę — „zaparzoną jak trzeba, do cholery” — skarżąc się pod nosem na moje oprogramowanie.

— Oto, co mamy — oznajmiła wreszcie. Minęła już druga w nocy. Co chwila wyglądałem przez okno, za którym panowała ciemność. Corwi wygładziła wydrukowane kartki. Z zewnątrz dobiegały głuche odgłosy nocnego ruchu. Wierciłem się na krześle. Chciało mi się lać od nadmiaru napojów z kofeiną. — Całkowita liczba furgonetek, o których kradzieży zameldowano, trzynaście. — Przesunęła palcem po papierze. — Trzy z nich znaleziono spalone albo zniszczone przez wandali.

— Ktoś chciał się przejechać.

— Ehe. Zostaje dziesięć.

— Ile czasu minęło do zawiadomienia?

— We wszystkich przypadkach oprócz trzech, wliczając naszego czarusia w celi, kradzież zgłoszono przed końcem następnego dnia.

— Dobra. A teraz pokaż mi, gdzie mamy… Na ile z tych furgonetek wydano przepustki do Ul Qomy?

Przerzuciła papiery.

— Na trzy.

— To sporo. Trzy z trzynastu?

— Furgonetki będą miały większą przeciętną niż wszystkie pojazdy razem wzięte, bo korzystają z nich firmy importowo-eksportowe.

— Ale to i tak dużo. Jak wyglądają statystyki dla obu miast razem wziętych?

— Pytasz o liczbę furgonetek z przepustkami? Nie umiem tego znaleźć — odparła po chwili stukania w klawiaturę. — Na pewno jest jakiś sposób, by to sprawdzić, ale na razie na niego nie wpadłam.

— Dobra, dowiemy się tego, jeśli będziemy mieli czas. Ale założę się, że to będzie mniej niż trzy na trzynaście.

— Można by… to rzeczywiście dość dużo.

— Dobra, spróbuj tego. Ilu spośród trzech właścicieli furgonetek z przepustkami otrzymało przedtem ostrzeżenia za złamanie zasad ich przechowywania?

Przerzuciła papiery, a potem spojrzała na mnie.

— Wszyscy troje. Cholera. Całą trójkę ostrzeżono za nieprawidłowe przechowywanie dokumentów. Niech to szlag.