Выбрать главу

— Nie…

— Znałeś go wcześniej.

— Skąd wiecie?

— Sam nam powiedziałeś. To zależy od nas, w jaki sposób tracisz przytomność, ile czasu spędzisz w tym stanie, co wtedy zobaczysz i powiesz, a także kiedy ją odzyskasz i czy to w ogóle się stanie. Skąd go znałeś?

Potrząsnąłem przecząco głową, ale…

— Prawdziwi Obywatele — zawołałem nagle. — Był tam, gdy próbowałem ich wypytać.

To był ten, który zadzwonił po prawnika Gosza. Jeden z tych agresywnych nacjonalistów.

— Był żołnierzem — oznajmił mężczyzna. — Snajperem. Służył sześć lat w Besźańskich Siłach Zbrojnych.

To mnie nie zdziwiło. Strzał był nadzwyczajny.

— Yolanda! — Uniosłem wzrok. — Jezu, Dhatt. Co się z nimi stało?

— Starszy detektyw Dhatt już nigdy nie odzyska pełnej ruchomości w prawym stawie barkowym, ale wraca do zdrowia. Yolanda Rodriguez nie żyje. — Przyglądał mi się z uwagą. — Pocisk, który zranił Dhatta, był przeznaczony dla niej. Dopiero drugi trafił ją w głowę.

— Niech to diabli. — Przez kilka sekund mogłem jedynie patrzeć na podłogę. — Czy jej rodzina wie?

— Tak.

— Czy ktoś jeszcze ucierpiał?

— Nie. Tyadorze Borlú, popełniłeś przekroczenie.

— On ją zabił. Nie wiecie, co jeszcze…

Mężczyzna wyprostował się na krześle. Nim jeszcze zdążył odpowiedzieć, pokiwałem głową w geście pozbawionych nadziei przeprosin.

— Yorjavic nie przekroczył, Borlú. Strzelił przez granicę, w Hali Łącznikowej. To nie było przekroczenie. Prawnicy mogą się spierać, czy zbrodnię popełniono w Besźel, gdzie nacisnął spust, czy w Ul Qomie, gdzie kule uderzyły w cel. A może w obu miastach jednocześnie? — Rozpostarł dłonie w eleganckim geście mówiącym „kogo to obchodzi?”. — On nie przekroczył, ale ty to zrobiłeś. Dlatego jesteś teraz w Przekroczeniu.

* * *

Kiedy wyszli, przyniesiono posiłek. Chleb, mięso, owoce, ser i wodę. Zjadłem wszystko, a potem zacząłem szarpać drzwi, lecz nawet nie drgnęły. Dotknąłem koniuszkami palców pokrywającej je farby, ale znaczyły ją tylko zwykłe pęknięcia albo kod był zbyt wyrafinowany, bym mógł go odczytać.

Yorjavic nie był pierwszym człowiekiem, do którego strzeliłem ani nawet którego zabiłem, niemniej nie było ich zbyt wielu. Nigdy też nie zastrzeliłem kogoś, kto nie mierzył z broni do mnie. Czekałem, aż zacznę drżeć. Serce waliło mi wściekle, ale dlatego, że byłem w tym miejscu, nie z powodu wyrzutów sumienia.

Byłem sam przez długi czas. Spacerowałem po całym pokoju, przyglądałem się ukrytej w kloszu kamerze. Znowu podciągnąłem się do okna, żeby popatrzeć na dachy. Gdy drzwi otworzyły się ponownie, zapadł już półmrok. Do środka weszła ta sama trójka.

— Yorjavic w pewnym sensie przekroczył — oznajmił starszy mężczyzna, nadal mówiąc po besźańsku. — Kiedy go zastrzeliłeś. Ofiary przekroczenia zawsze również przekraczają. Wywarł znaczący wpływ na wydarzenia w Ul Qomie. W ten sposób się o nim dowiedzieliśmy. Ktoś wydał mu polecenia. Nie byli to Prawdziwi Obywatele. Tak to wygląda — skwitował. — Przekroczyłeś i w związku z tym należysz do nas.

— I co teraz będzie?

— To, co zdecydujemy. Ten, kto przekroczył, należy do nas.

Mogli bez trudu sprawić, że zniknę. Na temat tego, co by to w praktyce oznaczało, krążyły tylko pogłoski. Nikt nigdy nie słyszał relacji tych, których zabrała Przekroczeniówka, i nie było wiadomo, co się z nimi działo, po tym, jak już… Właściwie co? Odsiedzieli wyrok? Albo musieli być zdumiewająco dyskretni, albo nigdy ich nie wypuszczano.

— Nawet jeśli nie dostrzegasz sprawiedliwości w tym, co robimy, to jeszcze nie znaczy, że jesteśmy niesprawiedliwi, Borlú. Możesz to uznać za swój proces. Powiedz nam, co i dlaczego zrobiłeś, a może będziemy mogli coś postanowić. Musimy zakończyć sprawę przekroczenia. Trzeba przeprowadzić dochodzenia. Możemy rozmawiać z ludźmi, którzy nie przekroczyli, jeśli potrafimy udowodnić, że to ma znaczenie dla sprawy. Rozumiesz? Istnieją surowsze i mniej surowe sankcje. Mamy twoje dane. Jesteś z policji. — Co próbował mi powiedzieć? Że jesteśmy kolegami po fachu? Nie odzywałem się ani słowem. — Dlaczego to zrobiłeś? Powiedz nam. Opowiedz nam o Yolandzie Rodriguez i o Mahalii Geary.

Nie odzywałem się przez bardzo długi czas, ale nie miałem żadnego planu.

— Słyszeliście o nich? Co wiecie?

— Borlú.

— Co tam jest? — zapytałem, wskazując na drzwi. Zostawili je uchylone.

— Wiesz, gdzie jesteś — odparł mężczyzna. — Wkrótce zobaczysz to na własne oczy. Na jakich warunkach, to już zależy od tego, co powiesz i zrobisz. Opowiedz nam, jak tu trafiłeś. Ten głupi spisek powrócił po raz pierwszy od długiego czasu. Opowiedz nam o Orciny, Borlú.

* * *

Jedynym źródłem światła była wąska strużka barwy sepii wpadająca przez uchylone drzwi. To stanowczo nie wystarczało. Mój rozmówca cały czas był ukryty w cieniu. Potrzebowałem kilku godzin, by opowiedzieć im o całej sprawie. Niczego nie ukrywałem, bo na pewno i tak wszystko wiedzieli.

— Dlaczego przekroczyłeś? — zapytał mężczyzna.

— Nie zamierzałem tego robić. Chciałem się tylko dowiedzieć, dokąd pójdzie zabójca.

— To przekroczenie. On był w Besźel.

— Tak, ale przecież wiecie, że to się zdarza cały czas. A kiedy się uśmiechnął… Jego mina… Pomyślałem o Mahalii i Yolandzie.

— Skąd wiedział, że tam będziecie?

— Nie mam pojęcia. Był nacjonalistycznym świrem, ale najwyraźniej miał kontakty.

— A co ma z tym wspólnego Orciny?

Popatrzyliśmy na siebie.

— Powiedziałem wam wszystko, co wiem — odparłem i ukryłem twarz w dłoniach, spoglądając nad koniuszkami palców. Odniosłem wrażenie, że dwoje stojących w drzwiach ludzi w ogóle na mnie nie patrzy. Zerwałem się z krzesła i pobiegłem w ich stronę. Któreś z nich, nawet nie zauważyłem które, złapało mnie w biegu i cisnęło pod przeciwległą ścianę. Potem ktoś mnie uderzył, z pewnością kobieta, bo, gdy uniosłem głowę, młodszy mężczyzna nadal opierał się o framugę. Starszy siedział spokojnie na krześle.

Kobieta usiadła mi na plecach i zacisnęła ręce na szyi.

— Borlú, popełniłeś przekroczenie. W tym pokoju odbywa się twój proces — oznajmił starszy mężczyzna. — I tu może się zakończyć. Znalazłeś się poza zasięgiem prawa. Wszelkie decyzje należą do nas. Powtarzam, powiedz nam, co ci ludzie i te morderstwa mają wspólnego z opowieścią o Orciny.

Minęła krótka chwila.

— Co mu robisz? — zapytał kobietę.

— On się nie dusi — odpowiedziała.

Śmiałem się, na ile pozwalał mi na to jej chwyt.

— Nie chodzi wam o mnie — rzekłem, odzyskawszy zdolność mowy. — Mój Boże, to śledztwo w sprawie Orciny.

— Nie ma żadnego Orciny — oznajmił mężczyzna.

— Wszyscy mi to powtarzają. A mimo to dzieją się różne rzeczy, ludzie giną albo znikają, a słowo „Orciny” wypływa w związku ze sprawą raz po raz.

Kobieta mnie puściła. Siedziałem na podłodze, potrząsając głową ze zdziwienia.

— Wiecie, dlaczego się do was nie zwróciła? — zapytałem. — Yolanda? Myślała, że to wy jesteście Orciny. Gdyby ktoś ją zapytał: „Jak może istnieć miejsce między miastem a miastem”, odpowiedziałaby: „Wierzysz w Przekroczeniówkę? Gdzie ona się kryje?”. Ale nie miała racji, prawda? Wy nie jesteście Orciny.