Выбрать главу

Wybuchła wojna, krwawa wojna między tymi, którzy chcieli zjednoczyć miasta, a siłami, których zadaniem było zachować ich odrębność.

Napis JEDNOŚĆ, stanowiący połowę sloganu, był widoczny na ścianie Hali Ungira, która była również Pałacem Sul Kibai, ale teraz stracił swój sens. Besźańskie dzielnice biznesowe nie mogły się równać ze swymi ulqomańskimi odpowiednikami. Siedziba firmy Sear & Core znajdowała się przy brzegu rzeki Colinin. To była jedna z nielicznych udanych prób ożywienia umierających nadrzecznych dzielnic Besźel. Jechaliśmy wzdłuż czarnej rzeki.

Obaj unieśliśmy wzrok, usłyszawszy warkot dobiegający z opróżnionego przez blokadę nieba. Helikopter był jedynym poruszającym się na nim obiektem. Jego potężne światła padły na nas z góry.

— To oni — stwierdziłem. — Spóźniliśmy się. — Helikopter nadlatywał jednak z zachodu, zmierzając ku brzegowi rzeki. Nie oddalał się od budynku, lecz zmierzał ku niemu. — Szybciej. — Nawet w tak pełnej napięcia sytuacji Ashil prowadził samochód z biegłością budzącą mój podziw. Przemknął po pogrążonym w mroku moście, skręcił w jednolitą, jednokierunkową ulicę znajdującą się w Besźel, przeciął przeplotowy plac i wjechał w kolejną ulicę, jednolicie ulqomańską. Wychylałem się przez okno, by obserwować helikopter, lądujący na dachu budynku niespełna kilometr przed nami. — Wylądował — poinformowałem Ashila. — Śpiesz się.

Na dachu znajdował się przebudowany magazyn, po obu jego stronach unosiły się zapory balonowe umieszczone nad ulqomańskimi budynkami. Na placu nie było nikogo, ale pomimo późnej pory w budynku Sear & Core paliły się światła, a w wejściu stali ochroniarze. Gdy weszliśmy do środka, ruszyli agresywnie w naszą stronę. W środku były marmurowe posadzki i światło jarzeniówek, na ścianach niczym dzieła sztuki zawieszono loga S&C z nierdzewnej stali. Na stołach ustawionych przy sofach leżały czasopisma i przypominające je wyglądem korporacyjne sprawozdania.

— Kurwa, spływajcie stąd — zawołał mężczyzna, były besźański wojskowy, sięgając w stronę kabury. Ruszył ku nam ze swymi ludźmi, ale zaraz się zatrzymał. Zauważył, jak się porusza Ashil.

— Odsuńcie się — rozkazał ten, łypiąc spode łba na strażnika, by go zastraszyć. — Całe Besźel jest dzisiaj w Przekroczeniu. — Nie musiał pokazywać odznaki. Strażnicy się cofnęli. — Odblokujcie windę, dajcie mi klucze do lądowiska helikopterów i wycofajcie się. Nikt więcej z nami nie pojedzie.

Gdyby ochroniarze byli cudzoziemcami, gdyby przyjechali z rodzinnego kraju Sear & Core albo zostali zwerbowani w Europie lub w Ameryce Północnej, mogliby nie wykonać rozkazu. To jednak było Besźel i strażnicy byli miejscowi. Zrobili, co im kazano. W windzie Ashil wyciągnął broń, wielki pistolet nieznanej mi konstrukcji. Na jego lufę założono spektakularnie wyglądający tłumik. Zrobił użytek z klucza, który dali nam ochroniarze, i pojechał na samą górę.

* * *

Drzwi się otworzyły. Do środka wtargnął zimny powiew. Ujrzeliśmy przed sobą kopulaste dachy i anteny, a także sznury mocujące ulqomańskie zapory balonowe do dachów odległych o kilka przecznic biurowców o zwierciadlanych fasadach, wieże świątyń z obu miast, a tam, w mroku, za gąszczem zabezpieczających poręczy, lądowisko. Czekał na nim czarny helikopter. Jego śmigło obracało się bardzo powoli, niemal bezgłośnie. Zebrała się przed nim grupka ludzi.

Nie słyszeliśmy zbyt wiele poza warkotem silnika oraz dobiegającym z dołu wyciem syren towarzyszącym tłumieniu unifikacjonistycznych zamieszek. Stojący przy helikopterze mężczyźni nie usłyszeli naszych kroków. Zbliżaliśmy się ukradkiem, pochylając nisko głowy. Ashil prowadził mnie w stronę helikoptera. Mężczyzn było czterech. Dwaj byli potężnie zbudowani i mieli ogolone głowy. Wyglądali na ultranacjonalistów. Prawdziwych Obywateli wysłanych z tajną misją. Stali po obu stronach nieznanego mi faceta w garniturze oraz kogoś, kogo twarzy nie widziałem, bo był odwrócony. Wszyscy pogrążyli się w ożywionej rozmowie.

Nic nie powiedziałem, ale jeden z nich nas zauważył. Wszyscy poderwali się nagle, zwracając się ku nam. Pilot helikoptera skierował na nas policyjny reflektor. Zebrani ludzie poruszyli się i zobaczyłem twarz ostatniego mężczyzny.

To był Mikhel Buric, socjaldemokrata, przedstawiciel opozycji w Izbie Handlowej.

Oślepiony przez blask reflektora, poczułem, że Ashil złapał mnie za rękę i pociągnął za grubą, żelazną rurę wentylacyjną. Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Czekałem na strzał, ale żaden nie padł.

— Buric — powiedziałem Ashilowi. — Buric. Wiedziałem, że Syedr nie byłby w stanie czegoś takiego zorganizować. — To on wszystkim kierował, on nawiązywał kontakty. Wiedział o poglądach Mahalii, widział ją podczas jej pierwszej wizyty w Besźel, gdy rozgniewała wszystkich na konferencji demonstracją młodzieńczej opozycyjności. Buric był pomysłodawcą. Znał prace Mahalii i wiedział, że pragnęła fikcyjnej historii, pociechy niesionej przez paranoję, względów człowieka ukrytego za zasłoną. Jako członek Izby Handlowej mógł jej to wszystko zapewnić. Znaleźć zbyt na to, co kradła na jego polecenie dla wymyślonego Orciny. — Kradziono tylko artefakty z przekładniami — zauważyłem. — W Sear & Core prowadzono nad nimi badania. To był eksperyment naukowy. — Jak wszyscy besźańscy politycy Buric miał swoich informatorów i zawiadomili go oni, że ktoś prowadzi dochodzenie w sprawie Sear & Core, że zbliżamy się do prawdy. Być może sądził, że wiemy więcej niż w rzeczywistości i byłby wstrząśnięty, gdyby usłyszał, jak niewiele się domyśliliśmy. Człowiek o jego pozycji mógł bez większego trudu wprowadzić policyjnych prowokatorów w szeregi biednych, głupich unifikacjonistów, by pokrzyżować szyki Przekroczeniówce i ułatwić sobie ucieczkę. — Są uzbrojeni?

Ashil zerknął na nich i skinął głową.

— Mikhel Buric? — zawołałem. — Buric? Dlaczego prawdziwi Obywatele towarzyszą liberalnemu sprzedawczykowi, takiemu jak ty? Wysyłasz na śmierć dobrych żołnierzy takich jak Yorj? Każesz zabijać studentki mogące wykryć twoje przekręty?

— Spływaj, Borlú — powiedział głosem, w którym nie słyszało się gniewu. — Wszyscy jesteśmy patriotami. Znają moją historię.

Do hałasów nocy dołączył warkot przyśpieszającego obroty silnika.

Ashil popatrzył na mnie i wyszedł na otwartą przestrzeń.

— Buric — oznajmił swym budzącym lęk głosem. Unosił pistolet nieruchomo przed sobą i szedł w stronę helikoptera, chowając się za bronią, jakby go prowadziła. — Odpowiadasz przed Przekroczeniówką. Pójdziesz ze mną.

Podążyłem za Ashilem, który zerknął na mężczyznę towarzyszącego politykowi.

— To Ian Croft, kierownik miejscowej filii CorIntech-u — poinformował Ashila Buric, krzyżując ramiona na piersi. — Jest tu gościem. Zwracaj się do mnie. I pierdol się.

Prawdziwi Obywatele wyjęli broń. Buric ruszył w stronę helikoptera.

— Nie ruszaj się z miejsca — ostrzegł go Ashil. — Cofnijcie się — zawołał do Pierwszych Obywateli. — Jestem z Przekroczeniówki.

— I co z tego? — zadrwił Buric. — Od lat pracowałem w rządzie tego miasta. Powstrzymywałem unifów. Zapewniałem Besźel inwestycje. Kradłem te cholerne błyskotki ulqomanom spod nosa, a co robią tchórze z Przekroczeniówki? Bronią Ul Qomy!

Ashil rozdziawił usta ze zdumienia.

— Mówi do Prawdziwych Obywateli — wyszeptałem do niego.

— Unifi pod jednym względem mają rację — ciągnął Buric. — Jest tylko jedno miasto i gdyby cholerna Przekroczeniówka nie zastraszała przesądnej i tchórzliwej ludności, wszyscy byśmy o tym wiedzieli. I to miasto nazywa się Besźel. A wy próbujecie zmusić patriotów do posłuszeństwa? Ostrzegałem ich, ostrzegałem swoich towarzyszy, że możecie się zjawić, choć powiedziano wam jasno, że to nie wasz interes.