Выбрать главу

— Dlatego ujawniłeś film o furgonetce — domyśliłem się. — Żeby nie dopuścić Przekroczeniówki do sprawy i przekazać cały syf militsyi.

— Pierdolić Przekroczeniówkę — oznajmił, starannie wypowiadając te słowa. — Jej priorytety nie są priorytetami Besźel. Tutaj uznajemy tylko jedną władzę, ty zaszczane ni to, ni sio. Władzę Besźel.

Skinął na Crofta, polecając mu, by wsiadł pierwszy do helikoptera. Prawdziwi Obywatele wytrzeszczali oczy. Nie byli gotowi strzelić do Ashila i sprowokować wojnę z Przekroczeniówką. Na ich twarzach już teraz malowało się oszołomienie wywołane bluźnierstwem, jakim było sprzeciwienie się Przekroczeniówce choćby w tak niewielkim stopniu. Nie opuszczali też jednak broni. Jeśli Ashil wystrzeli, odpowiedzą ogniem, a było ich dwóch. Niosła ich fala posłuszeństwa Buricowi. Nie musieli wiedzieć, dokąd leci ich mocodawca ani co go do tego skłoniło. Płacił im za to, żeby strzegli jego pleców, gdy będzie to robił. Byli naładowali cholerną odwagą.

— Ja nie jestem z Przekroczeniówki — odezwałem się. Buric odwrócił się i spojrzał na mnie. Prawdziwi Obywatele wlepili we mnie spojrzenia. Poczułem, że Ashil się zawahał. Nie opuszczał jednak broni. — Nie jestem z Przekroczeniówki. — Zaczerpnąłem głęboko tchu. — Jestem inspektor Tyador Borlú z besźańskiej Brygady Najpoważniejszych Zbrodni. Nie reprezentuję tu Przekroczeniówki, Buric. Reprezentuję besźańską policzai, a ty złamałeś besźańskie prawo. Przemyt to nie moja działka. Możesz przemycać, co chcesz. Nie interesuję się też polityką i nie obchodzi mnie, czy zadarłeś z Ul Qomą. Przyszedłem tu dlatego, że jesteś mordercą. Mahalia nie była ulqomanką ani wrogiem Besźel. A jeśli nawet mogło się zdawać, że nim jest, to tylko z powodu bzdur, jakie jej powtarzałeś, by zaopatrywała cię w towar. Który potem sprzedawałeś wydziałowi badań i rozwoju zagranicznej firmy. Nie pierdol, że robiłeś to dla Besźel. Byłeś po prostu paserem pracującym dla cudzoziemców. — Prawdziwi Obywatele mieli zmieszane miny. — Ale Mahalia zorientowała się, że ją okłamywałeś. Że nie naprawiała dawnych krzywd ani nie poznawała ukrytej prawdy. Zorientowała się, że zrobiłeś z niej złodziejkę. Dlatego kazałeś Yorjavicowi pozbyć się jej. Ale tamtą zbrodnię popełniono w Ul Qomie, więc nie mógłbym nic ci zrobić, nawet gdybyśmy udowodnili, że jesteś z nią powiązany. Na tym jednak nie koniec. Kiedy usłyszałeś, że Yolanda się ukrywa, pomyślałeś, że Mahalia coś jej powiedziała. Nie mogłeś ryzykować, że wszystko wygada. Kazałeś Yorjowi załatwić ją z tej strony granicy. To był sprytny plan, zapobiegający ingerencji Przekroczeniówki. Z drugiej strony strzał padł w Besźel i tu też wydałeś rozkaz. A to znaczy, że należysz do mnie. Ministrze Mikhelu Buric, zgodnie z uprawnieniami przyznanymi mi przez rząd i sądy Wspólnoty Besźańskiej, aresztuję cię pod zarzutem spisku w celu zamordowania Yolandy Rodriguez. Pójdziesz ze mną.

* * *

Na kilka sekund zapadła pełna zdumienia cisza. Ruszyłem powoli w stronę Mikhela Burica, mijając Ashila.

To nie potrwa długo. Prawdziwi Obywatele mieli dla miejscowej policji, którą uważali za słabą, niewiele więcej szacunku niż dla bezwolnych besźańskich mas. To jednak były poważne zarzuty i wygłosiłem je w imieniu Besźel. Zgodzili się uczestniczyć w politycznej sprawie, a ta na taką nie wyglądała. Z pewnością też podano im inne motywy tych zabójstw, o ile w ogóle o nich wiedzieli. Obaj nacjonaliści popatrzyli na siebie niepewnie.

Ashil ruszył się z miejsca. Wypuściłem powietrze z płuc.

— Niech to chuj — warknął Buric. Wyjął z kieszeni mały pistolecik, uniósł go i wycelował we mnie. Powiedziałem: „Och” albo coś w tym rodzaju, a potem zatoczyłem się do tyłu. Usłyszałem strzał, ale nie brzmiał on tak, jak się spodziewałem. To nie był huk, lecz raczej głośny wydech, powiew wiatru. Pamiętam, że tak właśnie pomyślałem, dziwiąc się, że zauważam podobną rzecz w chwili śmierci.

Buric zatoczył się sztywno do tyłu, machając szaleńczo rękami. Na jego piersi pojawiła się czerwona plama. Nie ja oberwałem, tylko on. Wypuścił z ręki pistolet, jakby odrzucał go celowo. To wyciszony przez tłumik strzał z broni Ashila usłyszałem przed chwilą. Buric runął na dach.

Rozległy się kolejne strzały. Dwa, szybko jeden po drugim, a potem trzeci. Ashil padł na ziemię. Prawdziwi Obywatele strzelili do niego.

— Stać, stać! — krzyknąłem. — Kurwa, nie strzelać! — Podkradłem się bokiem do Ashila, który leżał na betonie, krwawiąc i warcząc z bólu. — Kurwa, aresztuję was — wrzasnąłem. Prawdziwi Obywatele popatrzyli na siebie nawzajem, na mnie, a na koniec na martwego Burica. Rzekomo proste zadanie stało się nagle skomplikowane i pełne przemocy. Ich twarze jasno świadczyły, że uświadomili sobie rozmiary pajęczyny, w którą wpadli. Jeden z nich mruknął coś do drugiego i obaj podążyli truchtem w stronę windy. — Stać! — krzyknąłem, ale zignorowali mnie. Uklęknąłem przy charczącym Ashilu. Croft nadal stał nieruchomo przy helikopterze. — Nie ruszać się! — zawołałem jeszcze. Prawdziwi Obywatele otworzyli drzwi i zjechali na dół.

— Nic mi nie jest, nic mi nie jest — wydyszał Ashil. Dotknąłem go, by poczuć obrażenia. Miał pod ubraniem jakiś pancerz, który zatrzymał potencjalnie śmiertelny strzał. Drugi pocisk trafił jednak w ramię. Mężczyzna krwawił i jęczał z bólu. — Hej, ty — zdołał zawołać do człowieka z Sear & Core. — W Besźel możesz być pod ochroną, ale mam prawo ci powiedzieć, że nie jesteś w Besźel. Jesteś w Przekroczeniu.

Croft zajrzał do wnętrza helikoptera i powiedział coś pilotowi. Ten skinął głową i przyśpieszył obroty wirnika.

— Skończyłeś? — zapytał Croft.

— Wysiadaj. Helikopter ma zakaz odlotu — zażądał Ashil, choć zaciskał zęby z bólu, a pistolet wypadł mu z rąk.

— Nie jestem obywatelem Besźel ani Ul Qomy — oznajmił Croft. Mówił po angielsku, choć nie ulegało wątpliwości, że nas rozumie. — Nic mnie nie obchodzicie ani się was nie boję. Odlatuję. „Przekroczeniówka”. — Potrząsnął głową. — Banda świrów. Wydaje ci się, że obchodzicie kogokolwiek poza tymi dwoma miasteczkami? Tutejsi was finansują, robią, co im każecie, i może nawet się was boją, ale nikt inny się wami nie przejmuje. — Usiadł obok pilota i zapiął pasy. — I tak nie możecie mnie zatrzymać, ale stanowczo nie radzę wam próbować. „Zakaz odlotu”. Jak wam się zdaje, co by się stało, gdybyście sprowokowali mój rząd? Myśl, że Besźel albo Ul Qoma mogłyby toczyć wojnę z prawdziwym państwem, jest śmieszna, a o Przekroczeniówce nawet nie warto wspominać.

Zatrzasnął drzwi. Obaj na razie nie próbowaliśmy wstawać z dachu. Ashil leżał, a ja klęczałem obok niego. Helikopter warczał coraz głośniej, aż w końcu wzbił się w górę, jak zawieszony na sznurku. Podmuch targał naszymi ubraniami, poruszając trupem Burica. Maszyna przemknęła między wieżowcami obu miast, poruszając się w przestrzeni powietrznej Besźel i Ul Qomy jako jedyny obiekt na niebie.

Śledziłem ją wzrokiem. Inwazja na Przekroczeniówkę. Spadochroniarze lądujący w obu miastach, szturmujący tajne posterunki w spornych budynkach. By je zaatakować, musieliby najpierw rozbić Besźel i Ul Qomę.

— Ranny awatar — powiedział Ashil przez swoje radio i podał nasze położenie. — Proszę o pomoc.

— Wkrótce nadejdzie — zapewnił go głos z maszyny.

Ashil usiadł, wspierając się o ścianę. Na wschodzie niebo zaczynało lekko blednąć. Z dołu nadal dobiegały odgłosy przemocy, ale było ich coraz mniej. Wciąż słyszeliśmy syreny, besźańskie i ulqomańskie. Policzai i militsya odzyskiwały kontrolę nad swymi ulicami, a Przekroczeniówka wycofywała się, gdzie tylko było to możliwe. Blokada potrwa jeszcze dobę, by wyłapać resztki unifów, przywrócić normalność i zagonić pozostałych uchodźców z powrotem do obozów, ale najgorsze było już za nami. Chmury na wschodzie przybrały lekko czerwonawą barwę. Przeszukałem ciało Burica, lecz nie znalazłem nic interesującego.

* * *