— Tak, tak! — odpowiadał Izia. — Jeśli Żydowi odbierze się wiarę w Boga, a Rosjaninowi wiarę w dobrego cara, diabli wiedzą, do czego mogą być zdolni…
— Nie… Poczekaj! Żydzi to co innego…
— Przede wszystkim, Otto, niech się pan nie przemęcza — mówił jednocześnie Kensi, z przyjemnością chrupiąc kapustę. — I tak żadnego nauczania nie będzie, po prostu nie może być. Niech pan pomyśli, po co jest potrzebna nauka zawodu w mieście, gdzie każdy co chwilę zmienia zawód.
— O tak! — odpowiadał Otto, budząc się na chwilę. — To samo mówiłem panu ministrowi.
— I co na to minister? — Kensi wziął szklankę samogonu i upił kilka małych łyków, zupełnie jakby pił herbatą.
— Pan minister powiedział, że to bardzo interesująca myśl i zaproponował mi, żebym zrobił opracowanie. — Otto pociągnął nosem, jego oczy wypełniły się łzami. — Aja zamiast tego poszedłem do Elzy…
— …i kiedy czołg znalazł się dwa metry ode mnie — mówił Fritz, rozlewając samogon na białe nogi Selmy — wszystko mi się przypomniało!… Nie uwierzy pani, Fraulein, zobaczyłem wszystkie minione lata… Ale przecież jestem żołnierzem! Z imieniem Führera…
— Już dawno nie ma pańskiego Führera! — wyjaśniała mu Selma, płacząc ze śmiechu. — Spalili go, tego waszego Führera!
— Fräulein! — zawołał Fritz, groźnie wysuwając dolną szczękę. — Führer żyje w sercu każdego prawdziwego Niemca! Führer będzie żyć wiecznie! Pani jest Aryjką, Fräulein, pani mnie zrozumie: gdy rosyjski czołg… trzy metry ode mnie… ja, z imieniem Führera!
— Nudny jesteś z tym swoim Führerem! — wrzasnął na niego Andrzej. — Chłopaki! No, łajzy, posłuchajcie toastu!
— Toast! — ocknął się wuj Jura. — Dawaj! Wal, Andriucha!
— Za ksiutyzm! — wypalił nagle Otto, odsuwając od siebie Kensiego.
— Zamknij się wreszcie! — wrzasnął Andrzej, — Izia, przestań się szczerzyć! Poważnie mówię! Kensi, do diabła!… Uważam, że powinniśmy wypić… już, co prawda, piliśmy, ale jakoś tak mimochodem, a trzeba porządnie, jak należy wypić za nasz Eksperyment, za naszą szlachetną sprawę, a szczególnie…
— Za inicjatora wszystkich naszych zwycięstw towarzysza Stalina! — ryknął Izia.
Andrzej stracił wątek.
— Nie… słuchaj… — mamrotał. — Co mi przerywasz? Pewnie, że i za Stalina… Do licha, zupełnie mnie wybił… Chciałem, żebyśmy za przyjaźń wypili, durniu!
— To nic, Andriucha! — powiedział wujek Jura. — Toast był dobry, za Eksperyment trzeba wypić, i za przyjaźń też trzeba. Chłopaki, bierzcie szklanki, wypijemy za przyjaźń i żeby nam się dobrze działo.
— A ja wypiję za Stalina! — uparła się Selma. — I za Mao Tsetunga. Hej, Mao Tse-tung, słyszysz? Piję za ciebie! — krzyknęła do Wana.
Wan drgnął, uśmiechnął się żałośnie, wziął szklankę i upił troszkę.
— Tse-tung? — zapytał groźnie Fritz. — Kto to taki? Andrzej opróżnił swoją szklankę jednym haustem i, lekko ogłuszony, pospiesznie dźgnął zakąskę widelcem. Wszystkie rozmowy docierały do niego jakby z drugiego pokoju. Stalin… No jasne winien być jakiś związek…. Że też mi to wcześniej do głowy nie przyszło! Zjawisko tej samej kosmicznej skali. Powinien być jakiś związek, i to bliski… Powiedzmy, taki problem: wybierać pomiędzy sukcesem Eksperymentu i zdrowiem towarzysza Stalina… Co mnie osobiście, jako obywatela i bojownika… Prawda, Katzman mówi, że Stalina już nie ma, ale to nieważne. Załóżmy, że żyje. I załóżmy, że mam wybierać: Eksperyment albo dzieło Stalina… Nie, bzdura, nie tak. Kontynuować dzieło Stalina pod jego przewodnictwem, albo kontynuować dzieło Stalina w zupełnie innych warunkach, niezwykłych, nie przewidzianych przez żadną teorię — tak trzeba postawić problem…
— A skąd ci przyszło do głowy, że Nauczyciele kontynuują dzieło Stalina? — dotarł do niego głos Izi i Andrzej zrozumiał, że od jakiegoś czasu myśli na głos.
— A co innego mogą robić? — zdziwił się. — Na ziemi jest tylko jedno dzieło, którym warto się zajmować — budowa komunizmu! To właśnie dzieło Stalina.
— Dwója z „Podstaw” — powiedział Izia. — Dzieło Stalina to budowa komunizmu w pojedynczym kraju, walka z imperializmem i rozszerzenie obozu socjalistycznego na cały świat. Jakoś nie widzę, jak by te zadania można było tutaj realizować.
— Nuuudno! — zajęczała Selma. — Dajcie muzykę! Chcę tańczyć!
Ale Andrzej nic już nie widział i nie słyszał.
— Dogmatyk! — wrzasnął. — Talmudzista i doktryner! I w ogóle metafizyk. Nie widzisz nic prócz formy. Eksperyment może przyjąć każdą formę, ale treść jest tylko jedna i rezultat końcowy też tylko jeden: ustanowienie dyktatury proletariatu i pracujących farmerów..
— I inteligencji pracującej! — dodał Izia.
— Jakiej tam inteligencji… Po co nam jakaś inteligencja!…
— No tak — przyznał Izia. — To z innej epoki.
— Inteligenci to impotenci! — powiedział ze złością Andrzej. — Lokaje. Służą temu, kto ma władzę.
— Banda mięczaków! — krzyknął Fritz. — Mazgaje i gaduły, wieczne źródło demoralizacji i dezorganizacji!
— Otóż tot — Andrzej wolałby, żeby poparł go, powiedzmy, wujek Jura, ale poparcie Fritza też miało dobre strony. — O, proszę, taki Heiger. Tak w ogóle wróg klasowy, a jednak jego ideologia w pełni pokrywa się z naszą. No i wychodzi, że z punktu widzenia dowolnej klasy, inteligencja to gówno. — Zgrzytnął zębami. — Nienawidzę… Nie znoszę tych bezsilnych okularników, gadułów, darmozjadów. Żadnej wewnętrznej siły, żadnej wiary, żadnej moralności…
— Gdy słyszę słowo „kultura”, chwytam za pistolet! — powiedział Fritz metalicznym głosem.
— No nie! — sprzeciwił się Andrzej. — Tutaj się nie zgadzamy. Tak nie mów. Kultura jest wielkim dobrem wyzwolonego narodu. Trzeba dialektycznie…
Gdzieś obok grał patefon, pijany Otto, potykając się, tańczył z pijaną Selmą, ale Andrzeja to nie obchodziło. Zaczynała się najlepsza część, ta, dzięki której najbardziej na świecie lubił te zebrania. Dyskusja.
— Precz z kulturą! — wył Izia, przełażąc z jednego wolnego krzesła na drugie, żeby być bliżej Andrzeja. — Nie ma żadnego związku z naszym Eksperymentem. Na czym polega zadanie Eksperymentu? l Oto pytanie! Oto czego chcę się od ciebie dowiedzieć!
— Już ci mówiłem: stworzenie modelu komunistycznego społeczeństwa!
— A na jaką cholerę Nauczycielom model komunistycznego społeczeństwa, pomyślże, głąbie jeden!
— A dlaczego by nie? Dlaczego?
— Ja myślę — zaczął wujek Jura — że Nauczyciele nie są prawdziwymi ludźmi. Oni są, jakby to powiedzieć, innego rodzaju, czy coś. Wsadzili nas do akwarium… albo do jakiegoś zoo… i patrzą, co z tego wyjdzie.
— Sam pan to wymyślił, Juriju Konstantynowiczu? — Izia odwrócił się do niego z ogromnym zainteresowaniem.
Wujek Jura pomacał prawy policzek i odrzekł niejasno:
— W sporach się narodziło.
Izia aż uderzył ręką w stół.
— Porażające! — wykrzyknął z zapałem. — Dlaczego? Skąd? Dlaczego u zupełnie różnych ludzi, w dodatku myślących w sposób całkiem komformistyczny, rodzi się wyobrażenie o nieludzkim pochodzeniu Nauczycieli? Wyobrażenie, że Eksperyment prowadzony jen przez jakieś siły wyższe.
— Ja, na przykład, zapytałem jednego otwarcie — włączył się Kensi. — „Jesteście z innej planety?” Nie odpowiedział mi wprost, ale też nie zaprzeczył.
— A mnie powiedzieli, że to ludzie z innego wymiaru — powiedział Andrzej. Niezręcznie było rozmawiać o Nauczycielu, zupełnie jakby opowiadać obcym ludziom o rodzinnych sprawach. — Ale nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem… Może to była alegoria…