Mało brakowało, a Rikard uderzyłby aroganckiego młodzika.
– Vinnie niczego takiego nie zrobiła – syknął przez zęby. – Cóż, jeśli nie chce pan z nami współpracować, będziemy zmuszeni sami się tym zająć.
– Uważam, że od dłuższego czasu nic innego nie robicie – odparł drwiąco Hans-Magnus. – I nie znaleźliście dosłownie nic. Sam chciałbym wiedzieć, co się z tym wszystkim stało, bo przecież spora część tego należy do mnie.
Rikard odszedł trzęsąc się z wściekłości. Utrze nosa temu zarozumiałemu idiocie, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jakiej dokona w życiu.
Do Vinnie przyszła z wizytą Agnes, która wprost uwielbiała odwiedzać Bakkegarden bez względu na to, czy były tam meble, czy też nie.
– Muszę ci coś powiedzieć, Vinnie – oznajmiła drobna dama. – Zmieniasz się wprost z dnia na dzień. Z początku nie zwracało się na ciebie uwagi, ale teraz stałaś się… prawdziwą osobowością. Liczącą się kobietą.
– Och – roześmiała się Vinnie zażenowana. – Trudno mi w to uwierzyć. Ale to naprawdę niezwykłe, ile może zrobić dyskretny makijaż.
– O, to coś więcej – zapewniła Agnes.
– Obcięłam też włosy. To Mali z Lipowej Alei zachęciła mnie do tego. Rikardowi z początku nie podobał się ten pomysł, bo wiesz sama, jak mężczyźni lubią długie włosy…
Agnes nic na ten temat nie wiedziała, ale z zapałem kiwała głową.
– Ale potem stwierdził, że w takiej fryzurze bardziej mi do twarzy.
To dziwne tak mówić o samej sobie. I cudowne, zdaniem Vinnie, która przez całe życie uczyła się tylko niszczyć samą siebie. Uważała, że takie zajmowanie się sobą przez krótką chwilę zostanie jej wybaczone. Daleko jej przecież do samouwielbienia.
– Ależ zrozum, kryje się za tym coś jeszcze – utrzymywała Agnes. – Masz coś w oczach, w całej swojej postawie. Nowy człowiek, zapewniam cię!
Sprawia to miłość do Rikarda, pomyślała Vinnie. I jego uczucie dla mnie. Jakże dodaje to sił, całkiem nieprawdopodobnych. A zarazem człowiek staje się taki wrażliwy, niewiele trzeba, by wprawić mnie w rozpacz.
Jakiż jednak sens ma przejmowanie się czymś z góry? Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Jakie to niemądre! Przecież żyjemy właśnie teraz, teraz oddychamy i możemy myśleć o wszystkich dobrych rzeczach, jakie nas spotykają. Ale zapewne nie każdemu jest tak łatwo…
Agnes przerwała tok jej myśli:
– Nic więcej nie słyszałaś o swoich rzeczach? Że też ludzie potrafią być do tego stopnia nikczemni, by tak kraść!
– Nie, nic nie słyszeliśmy. Rikard ma, zdaje się, pewien plan…
Owszem, Rikard w istocie miał plan. Następnego dnia znów zabrał Vinnie do Oslo.
Jak szybko człowiekowi nudzi się podróż, pomyślała Vinnie. Wcześniej nigdzie nie wyjeżdżałam. Teraz jadę tą samą drogą trzeci raz w dość krótkim czasie i uważam, że podróż jest śmiertelnie długa. Tyle przystanków, tyle małych stacyjek! I ten brud, który wdziera się do środka przez szczeliny w oknach…
Z Rikardem czuła się bezpieczna. Z nim mogła rozmawiać nie ważąc każdego wypowiadanego słowa oprócz chwil, kiedy on wpadał w bardziej romantyczny ton. Wtedy znów zamykała się w swojej skorupie.
Dlatego Rikard bardzo się starał, by jej nie onieśmielać, podtrzymywał koleżeński ton rozmów. Także i w czasie tej podróży, a Vinnie była mu za to ogromnie wdzięczna.
Kiedy wysiedli na dworcu w Oslo, zapytała:
– Co będziemy tu robić, jeszcze mi tego nie powiedziałeś?
– W Halden nie ma lombardu, trudno też sprzedać cokolwiek tak, by nikt się o tym nie dowiedział. Jak zrozumiałem, w Bakkegarden znajdowało się wiele cennych przedmiotów?
– Tak, babcia odziedziczyła sporo antyków.
– No właśnie. Odwiedzimy lombardy, przedsiębiorstwa aukcyjne i antykwariaty tu w Oslo. Czy Hans-Magnus ma dostęp do ciężarówki?
– Często przyjeżdżał wojskową ciężarówką – powiedziała Vinnie po namyśle. – Sam prowadził.
Dawno już zrezygnowała z pokoju w Sarpsborg, do którego wynajęcia zmusiła ją ciotka Kamma. Nieliczne wyekspediowane tam sprzęty również wróciły na Bakkegarden. Rodzina, u której miała zamieszkać, czuła się urażona, Karen Margrethe Dahlen zapewniła im wszak bezpłatną pomoc domową, na której w dodatku można by się do woli wyżywać. Teraz znów musieli szukać sublokatora i okazało się to niełatwe. Żądali od Vinnie zapłaty za dwa miesiące, a ona w poczuciu winy już gotowa była im zapłacić, lecz towarzyszący jej Rikard powstrzymał ją w porę. Kiedy gospodarze dowiedzieli się, że jest z policji, natychmiast zrezygnowali z roszczeń.
Vinnie i Rikard rozpoczęli żmudną wędrówkę po lombardach i podejrzanych lokalach aukcyjnych, bez rezultatu.
– Sądzę, że Hans-Magnus nie mierzy tak nisko – stwierdziła Vinnie. – Zawsze miał zajęcie.
– Spróbujmy więc popytać w antykwariatach. Tu niedaleko jest bardzo elegancki sklep.
Cud nad cuda, poszczęściło się im już w pierwszym miejscu! Ledwie Vinnie zdążyła przestąpić próg sklepu, a już zawołała:
– Och, to przecież barokowa szafka babci!
I tak się to zakończyło. Wszystkie meble i bibeloty, wszystko, co zginęło, znajdowało się tutaj. Wstrząśnięty właściciel tłumaczył się, że zapewniono go, iż są to rzeczy po zmarłej osobie, i że działał absolutnie w dobrej wierze. Taki przystojny oficer…
Rikard zapewnił, że Hans-Magnus zwróci co do grosza całą sumę, którą właściciel zapłacił za „rzeczy po zmarłej” a potem skontaktowali się z firmą przewozową, której zlecili przetransportowanie wszystkiego z powrotem do Halden.
– Uff – odetchnęła Vinnie, kiedy wracali już na dworzec. – Dostał za to niezłą sumkę.
– To prawda. Miejmy nadzieję, że nie zdążył jeszcze roztrwonić wszystkich pieniędzy.
– Ale podpisał się swoim własnym nazwiskiem, nie może się więc chyba wyprzeć?
– Z pewnością. Nareszcie go mamy. To dla mnie prawdziwa przyjemność, Vinnie. Kiedy z nim rozmawiałem, zachowywał się nieprawdopodobnie arogancko i buńczucznie.
Szli główną ulicą Oslo, Karl Johan, przed sobą widzieli już sylwetkę dworca.
– Vinnie – powiedział Rikard powoli. – Czy miałaś czas, by zastanowić się nad nami? Czy mamy pozwolić, by urodziło się dziwne, może kalekie dziecko?
– I zapewnić mu cała naszą miłość? – wpadła mu w słowo. – Chronić przed światem, ale bez przesady, i kochać tyle, ile w nas sił?
– Właśnie, choć nie wiemy, czy naprawdę będzie tak straszliwie zniekształcone.
Vinnie nie miała złudzeń.
– Nataniel przepowiedział, że wyleję wiele łez.
– Tak, a Nataniela należy słuchać. Ale zapewnił też, że czeka cię wiele radości. Będziesz miała dość odwagi?
– Zdecydowałam się już dawno temu. Ale czy ty zawsze musisz mi się oświadczać w miejscach publicznych?
– Może ja też się wstydzę – uśmiechnął się Rikard. – Ale jeśli chcesz, powetujemy to sobie dziś wieczorem w Bakkegarden.
Zaśmiała się zawstydzona, ale szczęśliwa.
– Na które pytanie mam ci odpowiedzieć? Na to, czy mam dość odwagi, by przeżyć z tobą całe życie, czy też że dziś wieczorem w Bakkegarden powetujemy sobie wszystko?
– I na to, i na to. Ale przede wszystkim to pierwsze.
Vinnie pochyliła głowę, by ukryć ogarniającą ją radość.
– Chyba zaryzykuję i na oba pytania odpowiem twierdząco. Czy to wystarczy?
Rikard nie dbał o przechodniów, pędzących do jakiegoś nieważnego celu. Przyciągnął Vinnie do siebie, uniósł delikatnie jej brodę i pocałował.
A Vinnie po prostu zapomniała, że na świecie są jeszcze inni ludzie, choć niektórzy może się uśmiechnęli, a inni poczuli urażeni.