– Najmilsza Benedikte – powiedział. – Jakże się cieszę, że znów cię widzę. W ogóle się nie starzejesz!
– Ty także nie – odpowiedziała z uśmiechem. – Och, Imre, tym razem musisz pójść ze mną do Lipowej Alei i przywitać się ze wszystkimi. Mamy też nowy pączek w naszym drzewie, Tovę. I Vinnie tyle o tobie słyszała, na pewno chciałaby cię poznać.
– Nie mogę, Benedikte, nie teraz. Muszę natychmiast wracać. Chciałem cię tylko o coś prosić.
– Dobrze – odparła głosem pełnym powagi, jakby zabarwił się od wyrazu jego oczu.
– Czy możesz zostać tu przez jakiś czas?
– Na cmentarzu?
– Tak. Do chwili, gdy odejdą stąd wszyscy ludzie.
– Chyba tak – odparła z namysłem. – Nikt na mnie nie czeka, a w pobliżu Sandera zawsze czuję się spokojna i bezpieczna.
Skinął głową.
– Odejdę więc od razu, nie wolno mi zostać ani minuty dłużej niż to konieczne. Żegnaj, moja droga!
Ujął jej głowę w dłonie i ucałował w czoło. Przez moment jakaś myśl zakołatała jej w umyśle, ale zaraz zniknęła. Zapytała tylko:
– Czy to czarne anioły zabrały mandragorę?
– Tak, ale mnie z nimi nie było. Należało ją zabrać. Nie pytaj o nic więcej! Poza tym znam dobrze małą Tovę – uśmiechnął się. – Ona jest pod moją szczególną opieką.
– Naprawdę? – wykrzyknęła uradowana Benedikte. – Muszę powiedzieć o tym Vinnie i Rikardowi, czy mogę?
– Oczywiście.
– Ucieszą się. Czy zobaczymy się niedługo, Imre?
– Tak. Może wcześniej, niż byśmy tego chcieli.
– Przerażasz mnie!
Uścisnął ją szybko i odszedł ku bramom cmentarza. W następnej chwili zniknął za kościołem.
Benedikte stała, ciągle czując uścisk jego ramion. Wrażenie ciepła, owej niezwykłej mocy, jeszcze długo jej nie opuszczało.
Cmentarz powoli pustoszał. Zapadł zmierzch. Znalazła nie opodal ławeczkę, złożyła w kostkę płaszcz przeciwdeszczowy i usiadła na nim ze wzrokiem utkwionym w grób Sandera. W pobliżu znajdowały się groby Malin i Pera Voldenów, a po drugiej stronie miejsca spoczynku dwóch żon Henninga, Anneli i Agnety, grób Viljara i Belindy, jej babki i dziadka. Tak dawno temu…
Wszyscy ludzie opuścili już cmentarz, została sama.
Ale… czy naprawdę?
Skąd wzięły się te mroczne, milczące postaci? Pojawiły się wokół niej tak nagle.
Podniosła się gwałtownie i odruchowo nisko pokłoniła, choć miała już swoje sześćdziesiąt siedem lat.
Przed nią stał olbrzymi mężczyzna, odpychający i kuszący zarazem, ubrany w strój sprzed stuleci.
– Tengelu Dobry – szepnęła Benedikte. – Witaj! Nasi przodkowie nieczęsto nas odwiedzają. Przysyłacie w zastępstwie Imrego, a przed nim Marca.
– To prawda – rozległ się głęboki głos Tengela Dobrego, a Benedikte zadrżała. – Imre jest żywym człowiekiem i nie musi się materializować tak jak my.
– Ale nie powinien przybywać do Lipowej Alei, bo dwór pozostaje pod obserwacją. Gdzie on się podziewa, kiedy nie ma go tutaj? I Marco? On przecież był młodszy od mego ojca!
– Sami się tego dowiecie, to wasza sprawa – uśmiechnął się Tengel. – Z czasem wyjdzie to na jaw.
Zobaczyła, że są tu wszyscy, wszyscy dotknięci i wybrani spoczywający na dawnym cmentarzu Grastensholm. Tarjei, Niklas, Ulvhedin, Ingrid. Heike, ach, Boże, to musi być Heike! Zadrżała z napięcia.
– W jakiej sprawie przybywacie? – spytała z czcią w głosie. – Dlaczego chcecie ze mną rozmawiać?
– By prosić was, abyście się strzegli – odparł Tengel Dobry. – Wydarzyło się coś bardzo poważnego.
– Taaak? – nieco się przestraszyła.
– Odszukał nas Wędrowiec. Każdego dnia zagląda do miejsca spoczynku Tengela Złego, by sprawdzić, czy jego sen jest dostatecznie głęboki. Był tam także dzisiaj, a jaskinia okazała się pusta.
Benedikte poraził strach.
– Co takiego? Jest na to przecież zbyt wcześnie!
– Rozumiem, co chcesz powiedzieć, mały Nataniel jest jeszcze dzieckiem, musi mieć więcej czasu, by nabrać sił do walki. Ale Wędrowiec mówi, że nic nie wskazuje na to, by Tengel Zły kierował się do Lipowej Alei. Wydaje się, że ma inne plany, tylko że Wędrowiec nie może go odnaleźć.
– Jak mogło się to stać tak szybko?
– Ktoś w jakimś miejscu widocznie zagrał na flecie.
Wtrąciła się śliczna, rudowłosa Ingrid:
– Zastanawialiśmy się także, czy przypadkiem ludzie nie zabłąkali się do jego jaskini i nie wzięli go za mumię, ale ten pomysł odrzuciliśmy.
Benedikte pokiwała głową.
– Odór…
– Tak, nie zniesie go żadna żywa istota, po prostu się zadusi. Nie, ktoś go obudził… Tengel uciekł stamtąd i zdołał ukryć swe zamiary przed Wędrowcem. Musi jednak przesłonić wzrok Wędrowca, a to wymaga od niego wielkiego wysiłku i to nieustannego, więc nie może koncentrować się na niczym innym. Ale gdzie on jest?
– Będziemy się strzec – zapewniła Benedikte.
– O to właśnie chcieliśmy cię prosić – powiedział Tengel Dobry. – Wszyscy powinni ci się zwierzać z każdego, nawet niejasnego przeczucia, że on może być w pobliżu, mówić, kiedy coś jest nie tak, jak być powinno. A ty wówczas nas wezwiesz.
– Dobrze – skinęła głową. – Porozmawiam z całą rodziną.
– Szczególnie poproś o czujność Christę, aby nie udało mu się skrzywdzić Nataniela! Niech chłopiec więcej nie przyjeżdża do Lipowej Alei, bo właśnie ten dom jest celem Tengela Złego. Ukryjcie także małą Tovę, niech zostaje w domu u Rikarda i Vinnie, niech was nie odwiedza!
Benedikte obiecała im to wszystko.
– Czy będziecie mnie informować o tym, co się dzieje?
– Przez cały czas. Heike będzie naszym wysłannikiem.
Popatrzyła na dobrotliwego olbrzyma i uśmiechnęła się doń nieśmiało. Heike odwzajemnił uśmiech.
Dało jej to poczucie bezpieczeństwa, ale nie umiała zapanować nad niepokojem o najbliższych, o Henninga, Andre i Mali, Rikarda i jego Vinnie, a szczególnie o nieszczęsną małą Tovę.
Jak zdoła ich ochronić?
– Ty nie możesz ich chronić – powiedział Tengel Dobry, czytając w jej myślach. – Ale każde z nich ma wśród nas swego opiekuna, pomocnika. Nataniel ma Linde-Lou, a mała Tova niezwykle potężnego Imre.
– Ale Imre nie może przychodzić do Lipowej Alei.
– Tova też tam nie mieszka. Poza tym był to ostatni raz, kiedy widziałaś Imrego. Od tej pory będzie przychodził kto inny, tak jak kiedyś Imre zastąpił Marca.
– Jaka szkoda! Imre towarzyszył nam tak długo.
– Dlatego właśnie ktoś musi zająć jego miejsce.
– Ale przecież powiedział mi właśnie, że… że wkrótce się zobaczymy. Może wcześniej, niż byśmy tego chcieli!
– Prawdopodobnie nie miał dokładnie siebie na myśli – odparł Tengel. – Tylko kogoś z jego rodu, nowego opiekuna. Nie przejmujcie się za bardzo Tengelem Złym. Musieliśmy was ostrzec, bo potrzebna nam wasza czujność, inaczej nic byśmy nie powiedzieli. Pamiętajcie, że przez cały czas go szukamy i wszystko jest tylko kwestią czasu. Wędrowiec ma przecież swój flet, którym może na powrót sprowadzić na niego sen. Żegnaj, Benedikte! Niedługo znów dostaniesz od nas wiadomość!
Ich sylwetki powoli bladły, rozpływały się w powietrzu. Cmentarz był pusty, tylko wiatr szumiał wśród zeszłorocznych liści.
Tydzień po obietnicy Hitlera, że nie zajmie już nic poza tym, co już zajął, czyli Austrią i rejonem Sudetów, Niemcy zaanektowały Czechosłowację.
Wędrowiec wiedział już, gdzie powinien szukać.
POSŁOWIE
W roku 1937 w Halden nie wybuchła epidemia czarnej ospy, ale mogło się tak zdarzyć w każdej chwili w każdym innym mieście. Szwecję nawiedziła krótka epidemia w roku 1963 w okolicach Sztokholmu. Dwadzieścia siedem osób zachorowało, cztery z nich zmarły.