– Utyłeś. W liceum zbrzydłeś, pogrubiały ci rysy i posypał się zarost. Po maturze przestałeś chodzić w odwróconej daszkiem do tyłu bejsbolówce. A teraz utyłeś – Pietia spoglądała na mnie z ostentacyjnie podrasowanym niesmakiem. – Zawsze miałeś z lekka zbrodniczą urodę, ale teraz nabrałeś uroku zdeprawowanego zwyrodnialca. Wiesz, że masz urodę seryjnego mordercy? Mówił ci to już ktoś? Nie? No to ja ci mówię. Masz urodę seryjnego mordercy. Na niektórych filmach seryjni mordercy są łudząco podobni do ciebie. Te same blond włoski w przedziałek, te same puste oczy, ta sama schludność, ten sam ład wewnętrzny i ten sam lód w sercu. Tak. Lodowaty z was człowiek, Patryku Pawłowiczu. Lodowaty i w dodatku zbyt tęgi. Za bardzo utyłeś. Za wcześnie utyłeś. Przecież ty dopiero po trzecim roku jesteś. Musisz na to uważać i nie obżerać się.
– Uważam i wcale się nie obżeram. W każdym razie nie jem więcej niż inni.
– Tak, ale ty musisz uważać specjalnie, bo najwyraźniej masz skłonność do otyłości. Wojewodowie to brzuchacze. W twoim przypadku samo nieobżeranie się to i tak jest za mało. Co jadłeś na śniadanie?
– Chleb z kiełbasą
– Niemożliwe.
– Dlaczego niemożliwe?
– Słuchaj, kto w roku 1998 je na śniadanie chleb z kiełbasą?
– Ja – odpowiedziałem ze stoickim spokojem – ja jem chleb z kiełbasą. Czasami z serem.
– Powinieneś to zmienić. Jadaj odtąd płatki z jogurtem. Jakbym miała na to wpływ, jakbyś był pod moją opieką, jakbyś był ze mną, jadałbyś, oboje jadalibyśmy na śniadanie płatki z jogurtem. Tropikalne musli z waniliowym danone.
– No nie wiem – zasępiłem się na niby i z udawaną kokieterią.
– Ale ja wiem. Płatki z jogurtem, ewentualnie z mlekiem.
– Nie idzie mi o to, że ja nie wiem, czy jadałbym z panią płatki, idzie mi o to, że nie wiem, czy w ogóle byłbym z panią.
– Byłbyś – Pietia nadzwyczaj płynnie podjęła grę. – Byłbyś. Wiesz dlaczego?
– Jak mogę wiedzieć, dlaczego byłbym z panią, jak mówię, że nie wiem, czy byłbym z panią?
– Toteż chcę ci pomóc. Podpowiadam tobie. Pomagam ci wyrobić sobie własne zdanie.
– Jakie, w takim razie, jest moje zdanie?
– Nie mam zielonego pojęcia, jakie jest twoje zdanie. Moje zdanie jest, że jakbyś był odpowiednio starszy i chudszy, wyglądałbyś tak, jak powinien wyglądać mój mąż. A jak ktoś wygląda tak, jak powinien wyglądać mój mąż, musi zostać moim mężem.
– Dużo już miała pani takich przypadków?
– Jakich?
– No takich, że jak widziała pani faceta, który wyglądał tak, jak powinien wyglądać pani mąż, to ten facet w związku z tym zostawał pani mężem?
– Jeden. Jeden był taki przypadek. Zobaczyłam faceta i pomyślałam: Chryste Panie! On wygląda jak mój mąż. Ale on nie został moim mężem. Był już żonaty i kochał żonę. Nie został moim mężem. Moim mężem został facet, który w ogóle nie wyglądał na mojego męża. I nic dobrego z tego nie wyszło.
– Ja nie jestem żonaty i nikogo nie kocham.
– Czyli ożenisz się ze mną?
– A kiedy by to miało być?
Zapadła rytualna, a może nawet trochę od rytualnej dłuższa chwila ciszy, gra nie była ostra, ale najwyraźniej oboje nie sprostaliśmy i takiemu tempu.
– No proszę – Pietia po minucie odezwała się głosem tak zmienionym, że ciarki przeszły mi po plecach – no proszę, doczekałam się, żenicha dażdała, doczekałam narzeczonego… Skoro tak, to teraz twoja kolej.
– Moja kolej? Na co?
– Słuchaj, zawsze byłeś dobrym, a nawet bardzo dobrym uczniem, ale nigdy – delikatnie mówiąc, nie byłeś uczniem przesadnie lotnym. To ci jakby zostało. Skoro zostałeś moim narzeczonym i w ogóle masz niebawem zamiar jadać ze mną na śniadanie tropikalne musli z waniliowym danone, to musisz teraz przedstawić swoją wersję naszej historii. Co ty o mnie wtedy myślałeś? Zauważałeś mnie w ogóle? Byłam dla ciebie tylko panią od rosyjskiego? Coś jeszcze przychodziło ci do głowy?
Była pani nie tylko panią od rosyjskiego, l nie tylko dla mnie. Pani mi się bardzo podobała. Pani nam wszystkim strasznie się podobała. Budziła w nas pani potworne żądze, bez przerwy snuliśmy wyuzdane wizje, co będziemy z panią robić, i co pani, kiedy wreszcie zabierzemy panią w jakieś ustronne miejsce, będzie robić z nami. Pani widmo przed każdym z nas całymi godzinami klęczało, pani widmo na każdej dużej przerwie w toalecie męskiej rozbierało się do naga i potem tam aż do dzwonka szalało. Wszyscy znaliśmy na pamięć każdy szczegół pani wyobrażonego ciała, codziennie wnikliwie analizowaliśmy, w co pani jest ubrana, i stawialiśmy plastyczne hipotezy, co pani ma pod spodem. Fantomy pani majtek, rajstop i biustonoszy jak stada gołębi fruwały pod sufitem pracowni biologicznej, niekiedy przelatywała tam nawet pani podpaska (wtedy bez skrzydełek), byli bowiem śród nas i tacy spece, co twierdzili, że wiedzą, kiedy pani ma okres. Pani granatowa sukienka z delikatnym wiśniowym wzorem i umiarkowanym dekoltem karo była naszą ulubioną sukienką, ale równie nas pani podniecała w dżinsach i rudawym żakiecie, kiedy odwracała się pani tyłem do klasy, traciliśmy przytomność, kiedy unosiła pani w górę dłoń i zaczynała pisać na tablicy, i sukienka albo spódnica, którą miała pani na sobie, też unosiła się lekko w górę i mocniej niż zwykle zarysowywały się pod tkaninami pani pośladki – umieraliśmy. Każdy z nas miał panią po kilka razy dziennie, z myślą o Pani każdy z nas – łącznie z Olivierem Twistem Gruchała, który był nieskorym do wybryków rusofobem – onanizował się po tysiąckroć, a myśl, że jak wreszcie realnie przyjdzie co do czego, będzie pani to robić językiem naznaczonym ruskim akcentem, doprowadzała nas do ostatecznych spazmów, pani ruski akcent był dla nas jak srebrny ćwiek wbity w język dla specjalnych perwersji…
Nie miałem pewności, ale intuicyjnie czułem, że trzeba czymś w tym stylu polecieć. Nie wiadomo skąd wiedziałem, że nie obrażą jej nawet najbardziej świńskie szczegóły. Dla pełni efektu postanowiłem jej nie tylko opowiedzieć, jak było, było ostro, ale aż tak ostro nie było, podobała się nam, była piękna, ale aż takich szałów, żeby majtki pod sufitem latały, nie było, więc dla pełni, a raczej dla wzmożenia efektu postanowiłem to i owo dodać. Próbowałem przypomnieć sobie jakieś filmy albo książki zawierające sceny fascynowania się przez uczniów ponętnymi nauczycielkami, ale nic nie przychodziło mi do głowy, świetnie nadającej się do tego celu „Maleny" z Moniką Bellucci jeszcze nie wyświetlali w kinach, słowem, nie przychodził mi do głowy żaden cytat, za pomocą którego mógłbym jeszcze bardziej wzmóc naturalizm dalszego ciągu mojej wersji wydarzeń. Zamilkłem i gorączkowo kombinowałem, jaką jeszcze perwersyjną scenę z udziałem pani od rosyjskiego wymyślić. Inna sprawa, że było to daremne, Pietia zdawała się nie słyszeć nawet umiarkowanego i dość pod względem wyuzdania stereotypowego początku mojej pieśni miłosnej. Niby słuchała, ale miała wyraz twarzy cudzoziemki, która ani w ząb nie rozumie tubylczego narzecza, może faktycznie na chwilę obronnie wpadła w lingwistyczną zapaść i na parę minut straciła zrozumienie dla polszczyzny, ani jednym grymasem, gestem czy słowem nie odniosła się do głównej roli, jaką odgrywała w naszej szczeniacko rozbestwionej wyobraźni. Po chwili mówiła dalej, jakby nic do niej nie dotarło albo – myślę, że ten wariant prędzej wchodził w grę – albo jakby to, co do niej dotarło, było niewarte grymasu, gestu, wzmianki.
– Żenicha dażdała… Proszę, wreszcie, wreszcie… Żal człowiekowi będzie umierać i ciebie zostawiać. Nie zwracałeś na mnie uwagi, latałeś za Esmeraldą… Swoją drogą ciekawe, co się nią dzieje. Masz z nią jakiś kontakt? Nie? W końcu była tak zdolna, że powoli powinno być o niej głośno, a tu cicho sza. Masz w ogóle z kimś z twojej klasy kontakt? Słyszałeś, że Luizjana Poświat popełniła samobójstwo? Nicoll Bażanowska wyszła za mąż za starszego faceta. Rok temu. Od paru miesięcy próbuje się rozwieść. Śpieszy się, żeby zdążyć przed przyjazdem Papieża. Wiesz, tu znowu wzmogły się plotki, że Wojtyła przyjedzie do Granatowych Gór. Wzmogły się ze zdwojoną siłą. Podobno niedawno na jakiejś audiencji prywatnej albo generalnej wspomniał, że jeździł przed wojną w Granatowych Górach na nartach i do dziś wspomina piękno naszej okolicy. Ludzie mówią, że tym razem na pewno przyjedzie. Krąży nawet taka wersja, że nie tylko przyjedzie, ale w ogóle tu osiądzie, bo urząd złoży i w Granatowych Górach resztę życia spędzi. Dlatego Nicoll tak się z tym rozwodem śpieszy. Bo mówią, że jak Papież tu osiądzie, to będzie całkiem jak w Watykanie albo jak w jakimś wyodrębnionym skansenie katolickim. Żadnych rozwodów. Ani żadnych innych przyjemności. W każdym razie nawet jak wzorcowy kołchoz kościelny nie powstanie, bo w to jednak trudno uwierzyć, to i tak rozwieść się w bezpośredniej bliskości Ojca Świętego ciężej będzie. Nicoll wie, co robi. Mnie tam wszystko jedno. Przyjedzie albo nie przyjedzie, osiądzie albo nie osiądzie, mnie to w końcu ani grzeje, ani ziębi. Nawet jak umrze i osieroci wielki polski naród katolicki, w rozpacz nie wpadnę, pewnie, że żal mi będzie, ale pod pociąg się nie rzucę. Prawosławna jestem. Dawno po rozwodzie w dodatku. Wszystko, co miało się zdarzyć, dawno się zdarzyło. Wszystko minęło i tylko tyle zostało, że sobie przysięgłam: bez względu na wszystko, bez względu na to, jak byś zbrzydł, zgłupiał i bez względu na to, jak byś mi zobojętniał, kiedyś zabiorę ciebie na windsurfing nad Granatowe Jezioro. Wiesz, że ja cztery lata czekałam? Cztery lata szykowałam się do tego, co zrobiłam dzisiaj, do tego, żeby wreszcie, jak przyjedziesz do Granatowych Gór, spotkać ciebie niby przypadkiem i zaproponować windsurfing? Pewnie, że z rozmaitym natężeniem na to doniosłe wydarzenie czekałam, ale czekałam. Parę razy mi się wydawało, że już jesteś, że przyjechałeś, Ale to była złudna pewność. Tak samo jak niedawno w Warszawie, kiedy bez cienia wątpliwości widziałam ciebie dwa razy, ale to nie byłeś ty. Wielki dramat złudzeń, ale zniosłam go nie tyle nawet dzielnie, co łatwo, byłam już znacznie, znacznie spokojniejsza, mój kochanku niedokonany, niespełniona ofiaro moich zboczeń. Zresztą w ogóle to nie był udany pobyt, zgubiłam kartę bankomatową, a gotówki prawie nie miałam…