Выбрать главу

— Wiesz, Strella, że będziemy filmowani?

— Wiem — odparł mały człowiek głosem Estrel. Zaledwie przemknęli oczyma po Falku; zachowywali się tak, jak gdyby byli sami.

— Więc co chciałeś powiedzieć, Kradgy?

— Chciałem zapytać, dlaczego zabrało ci to tak wiele czasu.

— Tak wiele? Jesteś niesprawiedliwy, mój panie. Jak miałam wytropić go w lesie, na wschód od Shorg, przecież to zupełna dzicz. Te głupie zwierzęta nie były w niczym pomocne, przez cały czas tylko paplały o Prawie. Kiedy w końcu zrzuciłeś mi detektor, byłam dwieście mil na północ od niego. A kiedy wreszcie go zlokalizowałam, kierował się prosto na terytorium Basnasska. Wiesz, że Rada zaopatruje ich w latające bomby i inną broń; żeby mogli przerzedzać szeregi Wędrowców i Solia-pachimów: Więc musiałam przyłączyć się do tego plugawego plemienia. Czy nie słuchałeś moich raportów? Przesyłałam je przez cały czas, dopóki nie straciłam nadajnika podczas przeprawy przez rzekę na południe od Enklawy Kansas. Chyba nagrywali moje raporty?

— Nie słuchałem żadnych nagrań. W każdym razie wszystko poszło na nic, cały ten czas i ryzyko, ponieważ przez wszystkie te tygodnie nie potrafiłaś przekonać go, żeby przestał się nas bać.

— Estrel — powiedział Falk. — Estrel!

Groteskowa i jakaś krucha w swych szatach odmieńca Estrel nie odwróciła się, nie dała żadnego znaku świadczącego o tym, że go słyszy. Dalej mówiła do otulonego togą mężczyzny. Dławiąc się wstydem i gniewem Falk wykrzyczał jej imię, a potem podszedł i chwycił ją za ramię — nie było nic oprócz zamazanej plamy świateł w powietrzu, niknącego kolorowego błysku.

Rozsuwane drzwi w ścianie wciąż były otwarte i Falk zobaczył przez nie następny pokój. Stał tam przyobleczony w długą szatę mężczyzna wraz z Estrel, oboje zwróceni doń plecami. Wyszeptał jej imię, a ona odwróciła się i spojrzała na niego. W jej wzroku nie było ani triumfu, ani wstydu; patrzyła spokojnie, śmiało, obojętnie i lekceważąco — jak zawsze.

— Dlaczego… dlaczego mnie okłamałaś? — zapytał. — Dlaczego mnie tu sprowadziłaś? — Wiedział dlaczego, wiedział, kim jest i kim zawsze był dla Estrel. To nie rozum mówił przez niego, lecz jego szacunek dla siebie samego i jego wierność, które w pierwszej chwili nie mogły dopuścić do świadomości i znieść takiej prawdy.

— Wysłano mnie, żebym cię tutaj sprowadziła. Sam chciałeś tu przyjść.

Usiłował zebrać myśli. Cały spięty, nie próbując zbliżyć się do niej, zapytał:

— Czy jesteś Shingą?

— Ja jestem — odezwał się ubrany w grube szaty mężczyzna, uśmiechając się uprzejmie. — Jestem Shingą. Wszyscy Shinga kłamią. Jeśli więc nim jestem, to kłamię, i w takim razie nie jestem Shingą, lecz nie-Shingą, który kłamie mówiąc, że nim jest. A może kłamstwem jest to, że wszyscy Shinga kłamią. Lecz ja naprawdę jestem Shingą i naprawdę kłamię. Ziemianie i inne zwierzęta również wiedzą, co to kłamstwo: jaszczurki zmieniają barwę, owady naśladują patyki, a flądry kłamią leżąc nieruchomo na piasku i upodabniając się do niego. Strella, ten tu jest głupszy od dziecka.

— O nie, Lordzie Kradgy, jest bardzo inteligentny — odparła Estrel jak zwykle cichym i uległym głosem. Mówiła o Falku tak, jak człowiek mówi o zwierzęciu.

Wędrowała z nim. jadła z nim, spała z nim. Spała w jego ramionach… Falk milczał, obserwując ją. A ona i wysoki obcy również stali bez słowa, nieporuszeni, jak gdyby oczekując znaku od niego, by dalej ciągnąć swoje przedstawienie.

Nie czuł do niej urazy. Niczego do niej nie czuł. Zwrócony był ku sobie: czuł się chory, fizycznie chory z upokorzenia. „Idź sam, Opalooki” — powiedział Książę Kansas. „Idź sam” — mówił Hiardan Pszczelarz. „Idź sam” — mówił Stary Słuchacz w lesie. „Idź sam, mój synu” — powiedział Zove. Kto wskazałby mu drogę, pomógł w jego poszukiwaniach, uzbroiłby w wiedzę, gdyby szedł przez prerie sam? Jak wiele mógłby się dowiedzieć, gdyby nie zaufał dobrej woli i przewodnictwu Estrel?

Nie wiedział nic oprócz tego, że jest bezgranicznie otępiały i że Estrel go okłamała. Okłamywała go od początku, bez żadnych skrupułów, od chwili kiedy powiedziała mu, że jest Wędrowcem — nie, jeszcze przedtem: od momentu kiedy pierwszy raz go ujrzała i udawała, że nie wie, kim lub czym jest. Cały czas wiedziała i wysłano ją po to, aby upewnić się, że dotrze do Es Toch, i być może, aby przeciwdziałać wpływowi, jaki mogli wywrzeć na niego ci, którzy nienawidzą Shinga. Lecz dlaczego, myślał z bólem patrząc na nią, jak stała bez ruchu w drugim pokoju, dlaczego teraz nie kłamie?

— To bez znaczenia, co teraz mówię do ciebie — powiedziała jak gdyby czytając w jego myślach.

I być może czytała. Nigdy nie używali myślomowy, lecz jeśli była Shingą i posiadała mentalną moc Shinga, której zakres był dla ludzi jedynie przedmiotem przypuszczeń i domysłów, wówczas przez wszystkie tygodnie ich wspólnej wędrówki mogła być dostrojona do jego umysłu. Skąd miał wiedzieć? Nie było sensu jej pytać…

Z tyłu rozległ się jakiś dźwięk. Odwrócił się i zobaczył dwie osoby stojące w drugim końcu pokoju, niedaleko lustra. Mieli na sobie czarne togi z białymi kapturami i dwukrotnie przewyższali wzrostem człowieka.

— Bardzo łatwo cię oszukać — odezwał się pierwszy olbrzym.

— Musisz wiedzieć, że zostałeś oszukany — powiedział drugi.

— Jesteś tylko półczłowiekiem.

— Półczłowiek nie może poznać całej prawdy.

— Ten, kto nienawidzi, godzien jest, aby go okpić i ośmieszyć.

— Ten, kto zabija, godzien jest, aby go wytrzeć i zniewolić.

— Skąd przybyłeś, Falk?

— Czym jesteś, Falk?

— Gdzie jesteś, Falk?

— Kim jesteś, Falk?

Obaj giganci podnieśli kaptury pokazując, że nie było pod nimi nic oprócz cienia, cofnęli się do ściany, weszli w nią i zniknęli.

Estrel podbiegła do niego z drugiego pokoju, objęła go przyciskając się do niego i całując z rozpaczliwą pożądliwością.

— Kocham cię, pokochałam cię, jak tylko cię zobaczyłam. Zaufaj mi, Falk, zaufaj! — Potem oderwała się od niego jęcząc: — Zaufaj mi! — i oddaliła się jak gdyby ciągnięta przez jakąś potężną, niewidzialną siłę, wirującą trąbę powietrzną, która wessała ją i przyciągnęła przez rozsunięte drzwi. Drzwi zamknęły się za nią tak cicho jak zamykane usta.

— Rozumiesz oczywiście — odezwał się wysoki mężczyzna z drugiego pokoju — że jesteś pod działaniem środków halucynogennych. — W jego szepczącym, precyzyjnie wymawiającym słowa głosie pobrzmiewała nuta sarkazmu i znudzenia. — Zwłaszcza sobie nie ufasz, co? — Uniósł długie szaty i obfitą strugą oddał mocz, po czym wyszedł z pokoju poprawiając ubranie i przygładzając długie, falujące włosy.

Falk stał, obserwując zielonkawą podłogę drugiego pokoju, która stopniowo wchłaniała mocz, aż w końcu nie pozostało po nim ani śladu.

Skrzydła drzwi zaczęły wolno zbliżać się do siebie, zwężając szczelinę wejścia. Wyrwał się z letargu i przebiegł przez drzwi, zanim się zamknęły. Pokój, w którym stali Estrel i obcy, był dokładnie taki sam jak ten, który przed chwilą opuścił, być może nieco mniejszy i ciemniejszy. Rozsuwane drzwi w jego przeciwległej ścianie były jeszcze otwarte, lecz z wolna zamykały się. Przebiegł przez pokój i przez drzwi i znalazł się w trzecim pokoju, takim samym jak tamte, tylko być może odrobinę mniejszym i ciemniejszym. Szczelina w przeciwległej ścianie zamykała się powoli, więc przedostał się przez nią do jeszcze jednego pokoju, mniejszego i ciemniejszego niż ostatni, a z niego przecisnął się do innego małego, ciemnego pokoju, a stąd wpełzł w małe, ciemne lustro i upadł wrzeszcząc w obezwładniającym przerażeniu do białego, porytego bliznami, gapiącego się nań księżyca.