— Z, pewnością. Przez długi czas był moim nauczycielem, mogę się z nim skontaktować za pomocą tego. — Orry uniósł do ust obejmujące nadgarstek złote ogniwa. Gdy mówił do bransolety, Falk siedział wspominając szeptane modlitwy Estrel, kierowane do amuletu, i dziwił się bezmiarowi własnej tępoty. Każdy głupiec domyśliłby się, że ta rzecz jest nadajnikiem; każdy z wyjątkiem tego jednego…
— Lord Abundibot mówi, że możemy przyjść, kiedy tylko chcemy. Jest we Wschodnim Pałacu — oznajmił Orry. Wychodząc z jadłodajni chłopiec rzucił metalowy pieniądz zgiętemu w ukłonie kelnerowi, który odprowadził ich do drzwi.
Wiosenne chmury burzowe zakrywały księżyc i gwiazdy, lecz ulice płonęły światłami. Falk przemierzał je z ciężkim sercem. Wbrew wszystkim swym obawom pragnął ujrzeć miasto, elonaae, Siedzibę Ludzi, lecz Es Toch tylko dręczyło go i nużyło. To nie tłumy niepokoiły go, choć w swym życiu, tym, które pamiętał, widział nie więcej niż dziesięć domów czy stu ludzi naraz. To nie rzeczywistość tego miasta była tak przygniatająca, lecz jego nierzeczywistość. To nie była Siedziba Ludzi. Es Toch nie dawało poczucia historii, sięgania wstecz w czasie i osiągania nowych przestrzeni, choć już od tysiąclecia panowało nad światem. Nie było tam żadnej biblioteki, szkoły czy muzeum, których szukał, pamiętając stare taśmy, jakie oglądał w Domu Zove. Nie było pomników ani pamiątek ze Złotego Wieku Człowieka, nie było nowych źródeł zasilających naukę czy rzemiosło. Używano pieniędzy tylko dlatego, że Shinga je rozdawali, gdyż nie było systemu ekonomicznego, który zastąpiłby je własnymi, o realnej sile nabywczej. Chociaż powiadano, że Władców jest tak wielu, to jednak na Ziemi zamieszkiwali tylko jedno, odcięte od reszty świata miejsce, tak jak sama Ziemia odcięta była od innych światów, które niegdyś tworzyły Ligę. Es Toch było samowystarczalne pod każdym względem, pozbawione korzeni; cały blask jego świateł, doskonałość konstrukcji i maszyn, luksusowa gmatwanina jego ulic wypełniona różnorodnym tłumem przybyszów — wszystko to wznosiło się nad otchłanią, pustką. To była Siedziba Kłamstwa. A jednak była cudowna, jak oszlifowany klejnot przepadły w bezmiernej dziczy Ziemi; cudowny, bezwieczny, obcy.
Śmigacz niósł ich ponad jednym ze spajających krawędzie przepaści, pozbawionych balustrad mostów ku świecącej wieży. Rzeka, daleko w dole, płynęła niewidoczna w ciemności, góry skrywały noc, burza i blask miasta. Przy wejściu do wieży wyszedł im na spotkanie wykonawca i zaprowadził do zabezpieczonej śluzą windy, a stamtąd do pokoju, którego pozbawione okien przezroczyste jak wszędzie ściany zdawały się utkane z błękitnawej, skrzącej się mgły. Poproszono ich, aby usiedli, a następnie podano im jakiś napój w wysokich, srebrnych pucharach. Falk skosztował go ostrożnie i ze zdziwieniem stwierdził, że jest to ten sam pachnący jałowcem trunek, jakim poczęstowano go kiedyś w Enklawie Kansas. Wiedział już, że jest to mocny napój alkoholowy i nie pił więcej, za to Orry wypił ochoczo, wielkimi łykami. Wszedł Abundibot, wysoki, w białych szatach, z twarzą jak maska, i odprawił wykonawcę ledwo dostrzegalnym gestem. Zatrzymał się w pewnej odległości od Falka i Orry’ego. Wykonawca pozostawił trzeci srebrny puchar na maleńkim stoliku. Abundibot uniósł go jak gdyby w geście pozdrowienia, wypił duszkiem, a potem odezwał się swym oschłym, szepczącym głosem.
— Widzę, że nie pijesz, Lordzie Ramarren. Na Ziemi znane jest stare, bardzo stare powiedzenie: w winie prawda. — Uśmiechnął się i zaraz zgasił swój uśmiech. — Lecz być może twoje pragnienie ugasi prawda, nie wino.
— Chciałbym zadać ci pytanie.
— Tylko jedno? — Brzmiąca w jego głosie nuta szyderstwa wydała się Falkowi tak wyraźna — wyraźna do tego stopnia, że spojrzał na Orry’ego, aby zobaczyć, czy ją uchwycił. Lecz chłopiec, ze spuszczonymi oczami, pociągając pariithę z następnej tuby, nie słyszał niczego.
— Chciałbym przez chwilę porozmawiać z tobą sam na sam — rzekł szorstko Falk.
Słysząc to Orry, zaintrygowany, uniósł wzrok. Shinga powiedział:
— Oczywiście możesz. Tak czy inaczej moja odpowiedź będzie taka sama, bez względu na to; czy Har Orry będzie przy tym obecny, czy nie. Nie ma niczego, co chcielibyśmy ukryć przed nim, a powiedzieć tobie, jak również niczego, co chcielibyśmy ukryć przed tobą, a powiedzieć jemu. Niemniej jednak jeśli chcesz, aby wyszedł, niech tak będzie.
— Poczekaj na mnie w sali, Orry — powiedział Falk i chłopiec, jak zawsze uległy, wyszedł. Kiedy pionowe krawędzie drzwi zamknęły się za nim, Falk — szepcząc raczej, gdyż wszyscy tutaj szeptali — powiedział: — Chcę powtórzyć to, o co pytałem cię już wcześniej. Nie jestem jednak pewien, czy dobrze zrozumiałem. Możecie przywrócić moją wcześniejszą pamięć tylko kosztem obecnej, czy to prawda?
— Dlaczego pytasz mnie, co jest prawdą? Czy uwierzysz w to, co ci powiem?
— Dlaczego… dlaczego miałbym nie wierzyć? — odparł Falk, lecz serce w nim zamarło, gdyż czuł, że Shinga bawi się z nim jak z nieświadomą i bezsilną istotą.
— Czyż nie jesteśmy Kłamcami? Nie wierzysz w nic, co ci mówimy. Tego właśnie nauczono cię w Domu Zove, tak właśnie myślisz. Wiemy, co myślisz.
— Odpowiedz na moje pytanie — powiedział Falk, zdając sobie sprawę z daremności swego uporu.
— Powiem ci to, co już powiedziałem wcześniej, i najjaśniej, jak potrafię, chociaż to Ken Kenyek jest tym, który wie o tych sprawach najwięcej. On jest naszym najzdolniejszym mentalistą. Czy chcesz, abym go wezwał? Niewątpliwie chętnie prześle tu swój obraz. Nie? Oczywiście, to bez znaczenia. Z grubsza rzecz biorąc, odpowiedź na twoje pytanie wygląda następująco: twój umysł został, tak jak powiedzieliśmy, wytarty. Wytarcie umysłu jest operacją — oczywiście nie chirurgiczną, lecz oddziaływającą na neuronalne struktury mózgu i wymagającą skomplikowanego wyposażenia psychoelektronicznego — której efekty są nieodwracalne w stopniu nieosiągalnym dla tych, będących wynikiem jakiejkolwiek zwykłej blokady hipnotycznej. Przeto, choć odtworzenie wytartej osobowości jest możliwe, jest to proces o wiele bardziej drastyczny niż zdjęcie blokady hipnotycznej. Problemem jest w tej chwili zastępcza, dodatkowa, częściowa pamięć i struktura osobowości, które ty nazywasz „sobą”. Oczywiście, w rzeczywistości tak nie jest. Patrząc na to bezstronnie, ta wtórnie wyrosła jaźń jest zaledwie szczątkiem, emocjonalnie skołowaciałym i intelektualnie nieudolnym, w porównaniu z twoją prawdziwą, tak głęboko ukrytą osobowością. Tak jak i my nie możemy, tak i nie spodziewamy się, abyś i ty mógł patrzeć na ta bezstronnie, niemniej mieliśmy ochotę zapewnić cię, że odtworzony Ramarren będzie zawierał kontynuację Falka. I kusiło nas, aby cię okłamać po to, żeby zaoszczędzić ci strachu i wątpliwości i uczynić twą decyzję łatwiejszą. Lecz lepiej, że znasz prawdę, nie mogliśmy postąpić inaczej i jak sądzę, ty też nie mógłbyś. Prawda wygląda tak: jeśli przywrócimy normalny stan i funkcjonowanie całości połączeń synaptycznych twego pierwotnego umysłu — jeśli mogę tak uprościć tę niewiarygodnie skomplikowaną operację, którą Ken Kenyek ze swoimi psychokomputerami gotów jest przeprowadzić — to rekonstrukcja spowoduje całkowitą blokadę zastępczych połączeń synaptycznych, które teraz uważasz za swój umysł i jaźń. Zastępcza osobowość zostanie bezpowrotnie usunięta: teraz ona z kolei zostanie wytarta.
— Zatem, aby Ramarren mógł zmartwychwstać, musicie zabić Falka.