Oczywiście, wystarczyło, by porywaczom udało się przetrwać jeszcze tych osiem dni, o których mówili w piwnicy Johann z Olim. Wtedy minąłby termin urodzin Loebego, a wraz z tym terminem minęłoby również śmiertelne zagrożenie dla dziewczyny. Niestety, najpierw wasz uniżony sługa, a potem już sam kupiec byli na tyle sprytni, że dotarli do kryjówki Schwimmerów.
Teraz również oczywisty stawał się nieprawdopodobny atak szaleństwa starego Loebe, którego powody wcześniej wydawały mi się mocno wyolbrzymione. Pamiętałem jego rozpaczliwy szloch, wilcze wycie i wściekłość w oczach, która ustąpiła miejsca bolesnemu otępieniu. A więc nie chronił własnego dziecka, lecz dbał jedynie, by dziewczyny nie zbezczeszczono zanim nie zostanie poświęcona demonowi… Rozpaczał, gdyż stracił szansę na drugą młodość, a nieszczęście córki nic dla niego nie znaczyło.
Zagadką pozostawało dla mnie jedynie, w jaki sposób Johann dowiedział się o zdradzie Loebego? Czy podsłuchał jakąś rozmowę lub podejrzał mroczne rytuały? I dlaczego wiedząc, co się ma stać, nie powiadomił Świętego Officjum! Cóż, tego nie dowiem się nigdy, gdyż Schwimmer zdawał już relację ze swych uczynków przed Panem oraz Jego Aniołami. Trudno jednak nie zauważyć, iż był sam sobie winien, próbując rozwiązać rzecz własnymi siłami, a nie starając się nawet zaufać mądrości Inkwizytorium. Wszak to my jesteśmy od tego, by mierzyć siły ze złem i badać oraz karać przeklęte herezje. My czuwamy nad spokojem duszy prostych ludzi i jakże bolesne było przekonać się po raz kolejny, że ci, których z całej mocy bronimy, nie ufają nam, tak jak ufać powinni.
Zabawny jednak wydawał mi się fakt, że Loebe był przekonany, iż o wszystkim doskonale wiem, i właśnie dlatego kazał mnie zabić oraz zdecydował się na pospieszne zlikwidowanie wszelkich interesów oraz ucieczkę (bo nie mógł mieć pewności, iż nie pozostawiłem komuś informacji). Przecież w innym wypadku wzięłaby górę ostrożność i kupiecka chytrość i nie mając świadków swych złowrogich postępków, starałby się zatuszować całą sprawę, uznając ją za zwykłe porwanie. W jakiś więc sposób, choć wysoce nieświadomie, przyczyniłem się do wykrycia podłego kultu wyznawców demona. Przyznam jednak szczerze, że niewielkie było to pocieszenie…
Nie sądziłem, by ktokolwiek w Amszilas był zachwycony moim raportem, ale nie zamierzałem również niczego ukrywać. Czym innym bowiem było składanie niepełnych raportów Jego Ekscelencji biskupowi Hez-hezronu, a czym innym próba oszukania mnichów i powiązanego z nimi Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium. Miałem wrażenie, że nie wyszłoby mi to na zdrowie, i nie byłem na tyle głupi, by próbować podobnych sztuczek.
– Błogosławieni ubodzy duchem, gdyż ich jest Królestwo Boże – powiedziałem tylko z gorzkim szyderstwem, myśląc o własnej nieroztropności.
Stary mnich pokiwał głową, a potem odwrócił się i zniknął za drzwiami znajdującymi się za biurkiem kancelisty. Westchnąłem i wyszedłem na korytarz, gdzie oczekiwał już nowicjusz, mający wskazać mi drogę do celi.
Czekała mnie ciężka noc, którą zamierzałem poświęcić na napisanie raportu, tak jak mnie zobligowano. Nie miałem również wątpliwości, że prędzej czy później czeka mnie sprawiedliwa kara, ale wiedziałem, iż przyjmę ją z właściwą sobie pokorą, wypełniony tęskną radością oraz bojaźnią Bożą. Ośmielałem się mieć nadzieję, że Święte Officjum pozwoli mi zmazać winy i powierzy zadanie wytropienia Ulricka Loebe, aby następnie przywieść go na przesłuchanie do Amszilas. Oczywiście, kupiec musiał ukryć się daleko od Hezu i zmienić nazwisko, ale wiedziałem też, że nic i nikt nie może się równać z cierpliwą miłością Inkwizytorium, które prędzej czy później znajdzie okazję, aby przywrócić każdego grzesznika na łono naszego błogosławionego Kościoła.
Epilog
Użyłem swych wpływów, by umieścić Ilonę w siedzibie hezkiego Inkwizytorium, teoretycznie, by mogła składać zeznania dotyczące postępowania ojca, w praktyce dlatego, że nie miała po prostu gdzie się podziać. Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Inkwizytorium nie jest zajazdem, w którym można odpocząć i przeczekać złe chwile.
Z córką Loebego spotkałem się w bocznym skrzydle gmachu Świętego Officjum, w małej izdebce, którą dla niej przeznaczono. Kiedy wszedłem, siedziała na łóżku smutna i blada, wpatrzona niewidzącym wzrokiem w rozproszone światło dnia bijące z niewielkiego, wąskiego okienka.
– Witaj, Ilono – powiedziałem.
Obróciła się w moją stronę, a ja zauważyłem, że straszne przeżycia wyryły na tej pięknej twarzy, tuż pod oczami, głębokie zmarszczki. O, mili moi, nie zrozumcie mnie źle. Ilona nadal była olśniewająca, lecz urodą kobiety, a nie niewinnej dziewczynki pozbawionej trosk oraz zmartwień.
– Witajcie – rzekła bezbarwnym tonem. – Będę musiała stąd odejść, prawda?
– Tak, moja droga – odparłem. – Nic na to nie mogę poradzić. Czy nie masz żadnej rodziny?
– Nie, mówiłam wam już. – Wzruszyła ramionami. – Matka umarła przy połogu, braci ojca zabrał mór… Miałam tylko jego. A teraz mam jedynie to, co tu. – Spojrzała w stronę rzeźbionego w gryfy kufra, który stał w rogu izby.
– Klejnoty? Kosztowności? Naczynia?
– Trochę sukien. – Pokręciła głową. – Trochę świecidełek. Może wystarczy na kilka miesięcy skromnego życia. Ritter mówi, żebym pojechała do stolicy. – Ożywiła się nieco. – Że poleci mnie swym przyjaciołom. Może będę mogła grać?
– To ciężki chleb, Ilono – powiedziałem. – Zwłaszcza jak zaczyna się bez przyjaciół i pieniędzy.
– Oświadczył mi się, wiecie, mistrzu? – Uśmiechnęła się leciutkim uśmiechem, pozbawionym jednak wesołości.
– O! – powiedziałem tylko, gdyż nabrałem do mistrza Rittera nowego szacunku. – I co odpowiedziałaś, jeśli wolno spytać?
– Nie kocham go – rzekła po prostu. – Jest… przyjacielem.
– Przykro mi to powiedzieć, Ilono, ale jeśli złapiemy twego ojca i jeśli zostanie skazany przez Święte Officjum, co, da Bóg, niedługo się wydarzy, to cały jego majątek przepadnie na rzecz Inkwizytorium. Takie jest prawo.
– Wiem – odparła.
Podniosła na mnie oczy pełne łez.
– Dlaczego mi to zrobił? – zapytała. – Przecież tak bardzo go kochałam. Myślałam, że dba o mnie, że opiekuje się mną… A byłam tylko jak świnia, którą trzeba tuczyć na rzeź – dodała ostrzejszym tonem i zobaczyłem, że palcami ściska fałdy sukni.
– To prawda – odparłem, gdyż nie zamierzałem jej pocieszać. – Ale musisz teraz nauczyć się żyć z tą myślą. Jeżeli nie możemy czegoś zmienić, musimy się z tym pogodzić. A przeszłości z całą pewnością zmienić nie potrafimy.
– Znajdziecie go? – zapytała, patrząc teraz gdzieś nad moją głowę.
– Oczywiście – odparłem. – Nie dziś, to jutro, nie za miesiąc, to za dwa lub za rok. Officjum jest cierpliwe i wytrwałe…
– Jak już go znajdziecie… Spytajcie… dlaczego…
Pokiwałem głową, ale szczerze mówiąc, nie musiałem rozmawiać z Loebem, by znaleźć odpowiedź na tak postawione pytanie. Ludzie zawsze pragnęli nieśmiertelności lub choćby długiego życia. Młodości, sił witalnych, bogactwa. I za te marności doczesnego bytu potrafili poświęcić nieśmiertelną duszę. Byli godni nie tylko potępienia, ale także, a może przede wszystkim, litości. Potępienie leżało w rękach Wszechmocnego Pana, my mogliśmy im ofiarować jedynie litość i posłać ich przed Tron Pański drogą nieogarnionego, lecz pełnego miłości bólu.
– Zastanawiałem się, co mógłbym dla ciebie zrobić – powiedziałem powoli. – I przyszło mi do głowy pewne rozwiązanie.
– Tak? – Spojrzała na mnie bez cienia zainteresowania.
– Znam dobrze kobietę, prowadzącą dom, w którym spotykają się bogaci kupcy oraz szlachta. Sądzę, że mógłbym jej polecić właśnie ciebie…
– A cóż miałabym robić?
– Pięknie wyglądać, mądrze rozmawiać, sączyć wino, flirtować…
– Mówicie o domu schadzek! – Wbiła we mnie wzrok z niedowierzaniem i nagle się rozpłakała. – Naprawdę chcecie dla mnie takiego losu? Już tak bardzo jestem nic niewarta w waszych oczach? Może to i prawda – ciągnęła ze szlochem – bo i w moich własnych nic nie znaczę.
Objąłem ją i przytrzymałem, bo szarpnęła się mocno.
– Dziecko – powiedziałem. – Wysłuchaj mnie, zanim potępisz. Owszem, to dom schadzek, ale nie zmuszą cię do niczego wbrew twej woli. Zrozum, będziesz atrakcją dla gości. Piękna, zdolna, ujmująca, niegdyś bogata dziewczyna, którą własny ojciec wydziedziczył i chciał zamordować. Nie wolno ci wspomnieć o tym, czego dowiedziałaś się w czasie przesłuchań, ale przecież możemy rzucić słówko tu i tam, by podsycić ludzką ciekawość. Zapłacą szczerym złotem, aby tylko móc z tobą porozmawiać oraz zyskać nadzieję, że rozmowa przyniesie bardziej szczodry plon.
Znieruchomiała w moich ramionach i tylko szlochała mi w szyję. Czułem jej ciepły oddech oraz łzy.
– Po miesiącu, natomiast, udamy się z pewną wizytą, która, mam nadzieję, przyniesie ci wiele korzyści. Uwierz mi.
– Inkwizytorowi? – szepnęła z ustami przy moim karku.
– Cóż, skoro nasz Pan mógł zawierzyć celnikom oraz nierządnicom… – odparłem.