Pod wąskim dominem twarz Peleryny — ani stara, ani młoda — wydawała się niemal doskonale okrągła, delikatna i zarazem nieobecna jak twarz głównej kapłanki, która pozwoliła nam opuścić Katedrę zaraz po tym, jak Agia i ja zniszczyliśmy ołtarz. Obracała w dłoni kieliszek z winem, a kiedy ukląkłem przed nią, odstawiła go na stolik i podała mi dłoń do ucałowania.
— Odpuść mi, matko, ponieważ wyrządziłem wielką krzywdę tobie i twoim siostrom — powiedziałem.
— Śmierć wszystkim nam wyrządza wielką krzywdę — odparła.
— Nie jestem nią.
Podniosłem wzrok i nagle ogarnęły mnie wątpliwości. Pomimo gwaru wyraźnie usłyszałem, jak gwałtownie wciągnęła powietrze.
— Nie jesteś?
— Nie, matko. — Chociaż już zwątpiłem w jej autentyczność, obawiałem się, że mi ucieknie, wyciągnąłem więc rękę i chwyciłem za pasek jej szaty. — Wybacz mi, ale czy naprawdę należysz do zakonu?
Bez słowa potrząsnęła głową, po czym osunęła się na podłogę.
Nasi klienci często symulują utratę przytomności, lecz zdemaskowanie oszustwa nie nastręcza nam żadnych trudności, przede wszystkim dlatego, że nieszczęśnik uciekający się do tego wybiegu starannie zamyka oczy, a następnie przez cały czas trzyma je zamknięte. Ten, kto naprawdę mdleje — czy to mężczyzna, czy kobieta — najpierw traci kontrolę właśnie nad oczami, w związku z czym przez chwilę każde z nich może spoglądać w innym kierunku albo też wywracają się białkami na wierzch. Jeżeli chodzi o powieki, to bardzo rzadko bywają szczelnie zamknięte, opadają zaś wyłącznie dlatego, że zwiotczeniu ulegają ich mięśnie. Zazwyczaj pozostaje między nimi wąska szpara, w której widać błysk białka. Tak właśnie stało się teraz, kiedy moja rozmówczyni osunęła się na posadzkę.
Kilku mężczyzn pomogło mi przenieść ją do alkowy. Natychmiast zaczęła się bezsensowna paplanina o upale i ogólnym podnieceniu, co nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Przez jakiś czas wokół nas tłoczyło się mnóstwo ciekawskich, szybko jednak stracili zainteresowanie i jestem pewien, że miałbym tyle samo kłopotów z zatrzymaniem ich na miejscu co wcześniej z nakłonieniem, by sobie poszli. Kobieta w szkarłacie poruszyła się lekko, ja zaś dowiedziałem się od innej, mniej więcej w tym samym wieku, która była przebrana za dziecko, iż nieprzytomna jest żoną pewnego szlachcica mieszkającego w willi wzniesionej w pobliżu Thraxu, który niedawno wyruszył w podróż do Nessus. Przyniosłem pozostawiony na stoliku kieliszek z winem i przyłożyłem jej go do ust.
— Nie… — szepnęła słabo. — Nie chcę. To wino owocowe, a ja go nie znoszę. Kazałam sobie nalać tylko dlatego, że pasuje kolorem do mojego kostiumu.
— Dlaczego zemdlałaś? Czy dlatego, że wziąłem cię za prawdziwą mniszkę?
— Nie. Dlatego, że domyśliłam się, kim jesteś.
Przez dłuższy czas milczeliśmy ona półleżąc na otomanie, ja siedząc u jej stóp. Wróciłem pamięcią do chwili, kiedy ukląkłem przed nią na środku sali (jak już wielokrotnie wspominałem, dysponuję umiejętnością odtworzenia każdego, dowolnie wybranego momentu mojego życia), ale nie uzyskałem w ten sposób odpowiedzi na nie dające mi spokoju pytanie, więc w końcu musiałem wypowiedzieć je na głos:
— W jaki sposób?
— Każdy inny w takim przebraniu, zapytany o to, czy jest śmiercią, odpowiedziałby twierdząco… właśnie dlatego, że to byłoby tylko przebranie. Tydzień temu przyszłam do sądu, ponieważ mój mąż oskarżył jednego z naszych chłopów o kradzież. Widziałam cię, jak stoisz na uboczu wsparty na mieczu, który masz teraz ze sobą, a kiedy pocałowałeś mnie w rękę i zapytałeś o to, o co zapytałeś, pomyślałam sobie… Och, sama nie wiem, co pomyślałam. Pewnie uznałam, że ukląkłeś przede mną wyłącznie po to, żeby mnie zabić. Widząc cię w sądzie, doszłam do wniosku, iż należysz do ludzi traktujących z szacunkiem tych, którym mają ściąć głowę, a szczególnie kobiety.
— Ukląkłem tylko dlatego, że pragnę odnaleźć zakon Peleryn, i wydawało mi się, że twój kostium, tak samo jak mój, wcale nie jest przebraniem.
— Bo nie jest. To znaczy nie mam prawa go nosić, ale ręczę za jego autentyczność. — Umilkła na chwilę, po czym zapytała: — Czy wiesz, że nawet nie znam twojego imienia?
— Severian. A ty jesteś Cyriaca. Powiedziała mi to jedna z kobiet, które zajmowały się tobą, kiedy leżałaś bez przytomności. Czy mogę spytać, w jaki sposób weszłaś w posiadanie tego ubioru i czy wiesz może, gdzie obecnie przebywają Peleryny?
— Chyba nie interesujesz się nimi w związku ze swoimi obowiązkami? — Spojrzała mi prosto w oczy, po czym pokręciła głową. — Nie, to jakaś osobista sprawa. Peleryny wychowywały mnie, a potem byłam u nich postulantką. Podróżowałyśmy po całym kontynencie, ja zaś uczyłam się botaniki, obserwując mijane drzewa i kwiaty. Nieraz, kiedy wracam pamięcią do tamtych chwil, wydaje mi się, że w ciągu zaledwie tygodnia pokonywałyśmy drogę od palm do sosen, chociaż wiem, że to niemożliwe.
Na rok przed złożeniem ostatecznych ślubów dostałam własną zakonną szatę. Dają taki prezent każdej kandydatce, żeby zdążyła oswoić się z jej widokiem — tak samo, jak w wielu rodzinach dziewczyna prawie codziennie ogląda suknię ślubną matki, wiedząc, że była to też suknia babki i że ona także weźmie w niej ślub, o ile zdecyduje się wyjść za mąż. Ja jednak ani razu nie założyłam swojej szaty, a kiedy wreszcie wróciłam do domu — długo czekałam na chwilę, kiedy znajdziemy się w jego pobliżu, gdyż nie było nikogo, kto mógłby mi towarzyszyć w podróży — zabrałam ją ze sobą.
Przez wiele lat w ogóle o niej nie myślałam, ale kiedy otrzymałam zaproszenie na przyjęcie w pałacu archonta, wyjęłam ją z szafy i postanowiłam wystąpić w niej dziś wieczorem. Nadal mam dobrą figurę, trzeba więc było tylko popuścić kilka zaszewek. Myślę, że jest mi w niej do twarzy, tym bardziej że mam twarz Peleryn, może z wyjątkiem oczu. Myślałam, że zmienią się, kiedy złożę ostatnie śluby. Przełożona postulanek miała takie oczy, o jakich zawsze marzyłam. Nawet kiedy coś szyła, wydawało się, że jej wzrok przenika ściany namiotu i sięga aż po najdalsze krańce Urth. Niestety, nie wiem, gdzie przebywają teraz Peleryny. Wątpię, czy one same to wiedzą, może z wyjątkiem Matki.
— Z pewnością zaprzyjaźniłaś się z wieloma z nich — powiedziałem. — Chyba nie wszystkie postulanki zrezygnowały z wstąpienia do zakonu?
Cyriaca wzruszyła ramionami.
— Żadna nigdy do mnie nie napisała. Naprawdę, nie mam pojęcia.
Do naszej alkowy dotarły pierwsze dźwięki muzyki.
— Czy czujesz się już wystarczająco dobrze, żeby zatańczyć?
Nie poruszyła głową, ale jej oczy, do tej pory penetrujące kręte korytarze wspomnień, skierowały się w moją stronę.
— A ty masz na to ochotę?
— Raczej nie. Nie czuję się zbyt swobodnie w większym towarzystwie, chyba że są to moi przyjaciele.
— Więc ty masz przyjaciół? — zapytała ze zdumieniem.
— Nie tutaj… To znaczy, tutaj tylko jednego. W Nessus byli nimi bracia z konfraterni.
— Rozumiem. — Zawahała się. — Wcale nie musimy tam iść. Zabawa potrwa do białego rana, a wówczas, jeżeli archont będzie zadowolony z jej przebiegu, być może poleci opuścić kotary albo nawet zaciągnąć dach nad całym ogrodem. Możemy sobie tu siedzieć tak długo, jak tylko zechcemy, korzystając do woli z jedzenia i napitków, a jeżeli w pobliżu zjawi się ktoś, z kim będziemy chcieli porozmawiać, po prostu zatrzymamy go i zaprosimy do towarzystwa.
— Obawiam się, że szybko byś się mną znudziła.