Выбрать главу

Ktoś próbował mnie powstrzymać — nie rozumiał, że usiłuję ratować życie pasażerów — byłem jednak silniejszy. Nacisnąłem spust. W pistolecie rozwinęła się nanoskalowa sprężyna, uwalniając potężny impuls zakumulowanej w cząsteczkach energii. Z lufy wystrzeliła mgiełka strzałek, rozbiła okno, tworząc rozszerzającą się pajęczynę pęknięć. Okno wybrzuszyło się na zewnątrz, naprężyło i rozleciało na miliardy okruchów. Powietrzna burza rzuciła nas wszystkich przez dziurę w otwarty kosmos.

Trzymałem się pistoletu, jakby to była jedyna solidna rzecz we wszechświecie. Gorączkowo rozglądałem się wokół, próbując ustalić swą pozycję w stosunku do innych. Wiatr wypchnął ludzi w różnych kierunkach, byli jakby częściami racy, ale choć poruszaliśmy się po różnych trajektoriach, to wszyscy spadaliśmy.

Poniżej była tylko planeta.

Mój skafander obracał się powoli — znów widziałem naszą windę, ciągle przyczepioną do nici, wznosiła się, gdy ja opadałem, z każdą sekundą coraz mniejsza. Nagle dojrzałem podprogowo błysk ruchu — to dolna winda wznosiła się ze swą normalną prędkością — a chwilę później eksplozję jasną i szybką, niemal jak wcześniejszy wybuch bomby.

Gdy rozbłysk przeminął, wszystko zniknęło, nawet nić.

CZTERY

Sky Haussmann miał trzy lata, gdy zobaczył światło.

Później, jako dorosły, zaliczy to do swych pierwszych wyraźnych wspomnień, coś do czego może się jasno odwołać — w czasie i miejscu — i wiedzieć, że pochodzi to z rzeczywistego świata, a nie jest fantazmem, który przekroczył mglistą granicę między rzeczywistością dziecka a jego snami.

Rodzice posłali go do przedszkola. Wbrew ich zakazom odwiedzał delfinarium — ciemne, wilgotne, zapomniane miejsce w brzuchu wielkiego statku „Santiago”. W istocie to Constanza sprowadziła go na manowce, powiodła w plątaninę tunelów kolejki, przejść, ramp, schodów i pokazała miejsce, gdzie hodowano delfiny. Constanza była od niego tylko dwa lub trzy lata starsza, ale jemu wydawało się, że jest dorosła i nadzwyczaj mądra, jak ludzie starsi. Wszyscy uznawali ją za genialną; twierdzili, że pewnego dnia — być może wówczas, gdy Flotylla zbliży się do końca swego długiego powolnego rejsu — Constanza zostanie kapitanem. Mówiono to półżartem, ale częściowo też serio. Sky zastanawiał się, czy Constanza mianuje go wówczas swoim zastępcą — siedzieliby we dwoje w pokoju dowodzenia, którego Sky jeszcze nigdy nie widział. To nie był znów taki niepoważny pomysł — dorośli również jemu mówili, że jest nadzwyczaj inteligentnym dzieckiem. Nawet Constanza z zaskoczeniem przyjmowała niektóre jego pomysły. Potem jednak Sky wspominał, że mimo swej całej przemyślności Constanza nie była nieomylna. Wiedziała, jak dotrzeć do delfinarium, by nikt ich nie zobaczył, ale niezbyt się orientowała, jak mają wrócić niezauważeni.

Wyprawa była warta zachodu.

— Dorośli ich nie lubią — powiedziała Constanza, gdy dotarli do ściany zbiornika, gdzie trzymano zwierzęta. — Woleliby, żeby delfiny w ogóle nie istniały.

Stali na kratach śliskich od przelewającej się z basenów wody. Wysoki szklany zbiornik, oświetlony mdławym niebieskim światłem, ciągnął się dziesiątki metrów w głąb ładowni. Sky wpatrywał się w mrok. Widział delfiny jako poruszające się celowo szare kształty w turkusowej dali, ich sylwetki łamały się i przekształcały w płynnej grze światła. Opływowe i nie całkiem realne, wyglądały bardziej jak przedmioty wyrzeźbione z mydła niż zwierzęta.

Sky przycisnął dłoń do szyby.

— Dlaczego ich nie lubią?

— Coś z nimi nie jest w porządku — wyjaśniła Constanza z rezerwą. — To nie są te same delfiny, które były na statku, gdy opuścił Merkurego. To wnuki tamtych lub wnuki wnuków, nawet nie wiem. Nigdy nie znały innego środowiska poza tym zbiornikiem. Tak jak ich rodzice.

— Ja też znam tylko ten statek.

— Ale nie jesteś delfinem. Nie oczekujesz, że będziesz pływał w oceanach.

Constanza zamilkła, gdyż jedno zwierzę płynęło w ich stronę. Opuściło swych towarzyszy w dalekim końcu zbiornika, gdzie stłoczyli się przy czymś, co wyglądało jak zestaw ekranów telewizyjnych pokazujących rozmaite obrazy. Teraz, gdy delfin pojawił się tuż przy szybie w całej okazałości, jawił się jako wielka, potencjalnie niebezpieczna istota z krwi i kości, a nie przedmiot niemal przezroczysty. Sky widział zdjęcia delfinów w przedszkolu — u tej istoty nie wszystko wydało mu się normalne: jej czaszkę pokrywała sieć cienkich linii, jakby zarysowanych skalpelem, a wokół oczu miał regularne wypukłości i krawędzie — najwyraźniej tuż pod skórą umieszczono metalowe i ceramiczne obiekty.

— Cześć! — powiedział Sky, stukając w szybę.

— Wydaje mi się, że to Obły — wyjaśniła Constanza. — Jeden z najstarszych.

Delfin spoglądał na Skya. Gładka linia szczęki sprawiała, że to przyglądanie się było zarówno dobrotliwe, jak i szalone. Potem zwierzę gwałtownie się odwróciło — teraz patrzyło mu prosto w twarz i Sky poczuł wibrowanie szyby. W wodzie przed delfinem powstały nieregularne łuki banieczek. Początkowo tworzyły chaotyczne linie — jak pierwsze pociągnięcia pędzla artysty — potem ujawniła się w nich pewna struktura i zamiar; Obły energicznie ruszał głową, jakby szarpany elektrowstrząsami. Trwało to zaledwie parę sekund, ale obiekt, który delfin wyrzeźbił, przedstawiał bez wątpienia ludzką twarz w trzech wymiarach. Brakowało jej dopracowanych szczegółów, ale Sky zrozumiał, że to nie tylko podświadoma sugestia każe mu widzieć twór geometryczny w przypadkowych śladach banieczek. Ich układ był na to zbyt symetryczny i proporcjonalny. Dostrzegł w nim również emocje, choć z pewnością chodziło o strach i przerażenie.

Po wykonaniu swego zadania Obły odpłynął, pogardliwie ruszając ogonem.

— One nas również nienawidzą — stwierdziła Constanza. — Ale czy można je za to winić?

— Po co Obły to zrobił? I jak?

— W ciele tłuszczowym ma zamontowane maszyny — to ten wzgórek nad oczami. Implantujemy je delfinom w dzieciństwie. Za pomocą ciała tłuszczowego wytwarzają normalnie dźwięki, ale urządzenia pomagają im precyzyjniej skoncentrować dźwięk, dzięki temu delfiny mogą za pomocą bąbelków coś narysować. A w wodzie żyją małe stworzenia, mikroorganizmy, które się rozświetlają, gdy uderza w nie dźwięk. Ludzie to wymyślili, bo chcieli znaleźć sposób komunikacji z delfinami.

— Można by sądzić, że delfiny będą za to wdzięczne.

— Może byłyby, gdyby nie musiały ciągle poddawać się operacjom i gdyby mogły pływać gdzie indziej, a nie tylko w tym okropnym zbiorniku.

— Tak, ale gdy dotrzemy do Kresu Podróży… Constanza spojrzała na Skya smutnymi oczyma.

— Będzie za późno. Przynajmniej dla tych delfinów. Nie będą już wtedy żyły. Nawet my dorośniemy, a nasi rodzice staną się starcami albo w ogóle ich nie będzie.

Obły wrócił z innym, nieco mniejszym towarzyszem, i obaj zaczęli coś kreślić w wodzie. Linie tworzyły obraz człowieka rozrywanego przez rekiny, ale Sky odwrócił wzrok, nim nabrał co do tego pewności.

— Za bardzo odeszły od normalności — ciągnęła Constanza. Sky znów spojrzał na zbiornik.

— Lubię je. Są piękne. Nawet Obły.

— Są złe. Psychotyczne… tak to określa mój tata — powiedziała bez przekonania, jakby nieco zawstydzona własną wymownością.

— To co z tego. Ja tu wrócę, żeby je znów zobaczyć. — Postu-kał w szybę i powiedział znacznie głośniej: — Wrócę, Obły. Lubię cię.