Выбрать главу

Matka i ojciec Skya przekazali iluzji swą rodzicielską odpowiedzialność.

Teraz jednak — gotów przebaczyć — otrząsnął się z tych myśli, zafascynowany perspektywą wyjścia na zewnątrz i widokiem wielkiej ładowni, która wydawała się naprawdę olbrzymia, gdyż byli tam tylko oni dwaj w kałuży poruszających się świateł. Wyglądu ciemnej części pomieszczenia można się było tylko domyślać, jej rozmiary ocenić na podstawie gabarytów ciemnych, piętrzących się kontenerów towarowych i obsługujących je maszyn, znikających zakrzywionymi liniami w czerni.

Gdzieniegdzie parkowały statki: jednoosobowe holowniki lub „kije od miotły” przeznaczone do latania tuż przy kadłubie na zewnątrz statku, albo hermetyczne taksówki do przelotów na inne statki Flotylli. W razie konieczności taksówki mogły wejść do atmosfery, ale nie były dostosowane do drogi powrotnej w kosmos. Deltoskrzydłe ładowniki, które potrafiły odbyć wielokrotne wyprawy na powierzchnię Kresu Podróży, były za duże; trzymano je przyczepione na zewnątrz „Santiago”. Można je było zobaczyć tylko wówczas, gdy pracowało się w jednej z zewnętrznych grup, jak matka Skya w dniu śmierci. Tytus zatrzymał się przy małym promie.

— Tak, wychodzimy na zewnątrz — przyznał. — Sądzę, że nadszedł czas, byś zobaczył, jak się sprawy rzeczywiście przedstawiają.

— Jakie sprawy?

Zamiast udzielić odpowiedzi, ojciec uniósł mankiet munduru i powiedział cicho do bransolety:

— Przygotować wehikuł wycieczkowy 15.

Taksówka zareagowała natychmiast, bez wahania, bez pytania o uprawnienia. Na masce o kształcie litery V zapaliły się światła, drzwi kokpitu uniosły się na gładkich teleskopach, paleta, na której pojazd był zamontowany, obróciła się i ustawiła go na szynach wylotowych, a drzwi znalazły się w dogodnym miejscu. Z dysz rozmieszczonych wzdłuż boków zaczęła uchodzić para, rozległ się jęk turbin z głębi powłoki maszyny. Jeszcze parę sekund temu była tylko smukłym kawałkiem martwego metalu — teraz dysponowała niesamowitymi energiami. Ledwo trzymanymi w ryzach.

Zawahał się przy drzwiach, ale ojciec skinął mu, żeby wsiadał.

— Ty pierwszy, Sky. Zajmij miejsce po lewej panelu przyrządów. I niczego tam nie dotykaj.

Sky wskoczył do pojazdu, czując pod stopami drgania podłogi. Taksówka była w środku mniej przestronna, niż się spodziewał (kadłub na zewnątrz był grubo zbrojony) i Sky musiał się schylać, by dostać się na tylne siedzenie. Głową zawadził o ścięgnopodobną plątaninę rur. Na fotelu przez chwilę zmagał się ze stalowoniebieską sprzączką, nim zapiął się mocno wokół piersi. Przed sobą zobaczył chłodny turkusowy displej, na nim stale zmieniające się liczby i skomplikowane wykresy, poniżej zakrzywione, mieniące się złotem okienko. Po lewej miał panel sterujący z równymi rzędami dźwigni i przełączników, oraz jednym czarnym dżojstikiem.

Ojciec usiadł w fotelu najdalszym po prawej. Drzwi się zamknęły i zapanowała cisza; było słychać tylko stały szum cyrkulującego powietrza. Ojciec dotknął palcem displeju — wskazania zmieniły się i Tytus, skoncentrowany, odczytywał je, mrużąc oczy.

— Dobra rada: nigdy nie ufaj temu żelastwu, gdy ci mówi, że wszystko jest w porządku. Sam wszystko sprawdzaj, Sky.

— Nie ufasz informacjom maszyn?

— Kiedyś ufałem. — Ojciec pchnął naprzód dżojstik i taksówka zaczęła wyjeżdżać po torze, mijając zaparkowane rzędy innych pojazdów. — Ale maszyny nie są niezawodne. Oszukiwaliśmy się, że są, bo tylko w ten sposób można pozostać przy zdrowych zmysłach w miejscu takim jak to, gdzie każdy nasz oddech zależy od ich działania. Niestety, to była nieprawda.

— Co takiego się stało, że zmieniłeś zdanie?

— Wkrótce się dowiesz.

Sky przemówił do swojej bransolety — która miała podzbiór możliwości bransolety ojca — i poprosił statek, by połączył go z Constanzą.

— Nigdy nie zgadniesz, skąd dzwonię — powiedział, gdy pojawiła się mała, jasna twarz koleżanki.

— Wychodzę na zewnątrz.

— Z Tytusem?

— Tak, jest ze mną ojciec.

Constanza miała trzynaście lat i — tak jak Skya — często brano ją za osobę starszą. Nie chodziło o wygląd zewnętrzny. O ile Constanza nie wyglądała na starszą, niżby wskazywał jej prawdziwy wiek, to Sky wyglądał znacznie młodziej niż jego rówieśnicy. Był mały i blady i trudno było sobie wyobrazić, że w najbliższej przyszłości stanie się już młodzieńcem. Oboje byli jednak intelektualnie nad wiek dojrzali. Constanza pracowała w zasadzie na pełnym etacie w organizacji bezpieczeństwa pod dowództwem Tytusa. Na statku z tak nieliczną załogą obowiązki dziewczynki nie miały oczywiście wiele wspólnego z wymuszaniem przestrzegania zasad, a znacznie więcej z nadzorowaniem skomplikowanych procedur bezpieczeństwa oraz badaniem i symulacją scenariuszy operacyjnych. Praca wymagała umiejętności, gdyż „Santiago” był nadzwyczaj skomplikowaną jednostką, ale z całą pewnością nie wymagała wychodzenia na zewnątrz. Gdy Constanza zaczęła współpracować z Tytusem, jej przyjaźń ze Skyem osłabła — dziewczynka podjęła już prawdziwe obowiązki i przeszła do świata dorosłych. Teraz jednak Sky miał zrobić coś, co musi wywrzeć na niej wrażenie i podnieść jego prestiż w jej oczach.

Czekał na odpowiedź — nadeszła, choć nie takiej się spodziewał.

— Współczuję ci, Sky. Wiem, że to nie będzie dla ciebie łatwe, ale sądzę, że musisz to zobaczyć.

— Co masz na myśli?

— To co Tytus zamierza ci pokazać. — Zamilkła. — Zawsze o tym wiedziałam, od kiedy to się stało, już tamtego dnia, gdy wróciliśmy od delfinów. Ale nigdy omawianie tego nie wydawało mi się właściwe. Gdy wrócisz, porozmawiamy na ten temat, jeśli tylko zechcesz.

Syknął rozdrażniony. Mówiła jak nie jego koleżanka, lecz zarozumiała starsza siostra. A teraz jeszcze ojciec pogorszył sytuację, kładąc mu w geście pocieszenia rękę na ramieniu.

— Ma rację, Sky. Zastanawiałem się, czy powinienem cię uprzedzić, ale doszedłem do wniosku, że nie należy tego robić. Constanza mówi prawdę. To nie będzie przyjemne, lecz prawda rzadko jest miła. Uważam jednak, że jesteś na to gotów.

— Na co gotów? — spytał i uświadomił sobie, że połączenie z Constanza nadal jest aktywne. Zwrócił się do niej: — Już wcześniej wiedziałaś, że planowana jest ta wyprawa?

— Przeczuwała, że zabieram cię na zewnątrz — wyjaśnił ojciec, nim Constanza zdążyła powiedzieć coś na swoją obronę. — To wszystko. Nie możesz jej za to winić. To jest lot na zewnątrz i wszyscy z bezpieczeństwa muszą o nim wiedzieć. A ponieważ nie udajemy się na inny statek, muszą znać powód.

— Jaki to powód?

— Zobaczysz, co się stało z twoją matką.