Выбрать главу

— Co?

— Dlaczego to ja mam być świnką morską? Mówiłeś, że też musisz usunąć implanty.

— Masz słuszność. I zaraz wrócę. Muszę tylko zamienić niektóre dobra na gotówkę. Tom twierdzi, że zrobię to na bazarze.

Wyraz niezrozumienia na jego twarzy zastąpiła wściekłość.

— Nie możesz teraz odejść! Myślałem, że siedzimy w tym razem! Jako towarzysze podróży! Tanner, nie zdradzaj przyjaźni tuż przed jej rozpoczęciem…

— Uspokój się. Niczego nie zdradzam. Kiedy z tobą skończy, będę miał już dosyć gotówki. — Pstryknąłem palcem w kierunku tłustej kobiety. — Dominika!

Leniwie odwróciła się ku mnie, jej wargi uformowały milczące zapytanie.

— Jak długo to u niego potrwa?

— Godzina — odpowiedziała. — Dominika naprawdę szybka. Kiwnąłem głową.

— To dużo czasu, Quirrenbach. Siadaj i pozwól, by wykonała swą pracę.

Spojrzał w twarz Dominiki i chyba nieco się uspokoił.

— Naprawdę? Wrócisz tutaj?

— Oczywiście. Nie wejdę do miasta z implantami tkwiącymi nadal we łbie. Co, wydaje ci się, że oszalałem? Ale potrzebuję pieniędzy.

— Co zamierzasz sprzedać?

— Trochę własnych gratów. Trochę rzeczy, które zwędziliśmy naszemu wspólnemu przyjacielowi, Vadimowi. Musi być popyt, inaczej by ich nie gromadził.

Dominika próbowała zaciągnąć Quirrenbacha na leżankę, ale nadal stał na nogach. Wspomniałem, jak impulsywnie zmienił zdanie, kiedy zaczęliśmy łupić kwaterę Vadima — z początku się opierał, potem entuzjastycznie uczestniczył w procederze. Teraz zobaczyłem podobną zmianę nastroju.

— Cholera — powiedział cicho, kręcąc głową. Popatrzył na mnie zaciekawiony, a potem otworzył teczkę. Przerzucał kartki z nutami, aż dotarł do schowków pod nimi. Wyłowił trochę zabranych Vadimowi eksperientali. — Nie jestem dobry w handlu wymiennym. Weź je i wytarguj dobrą cenę, Tanner. Przypuszczam, że pokryją koszt operacji.

— Powierzasz mi je? Spojrzał na mnie z ukosa.

— Po prostu weź dobrą cenę.

Wziąłem eksperientale i umieściłem je wśród swoich.

Za jego plecami masywna kobieta przepływała przez pokój niczym nieuwiązany sterowiec, jej stopy sunęły kilka cali nad podłogą. Wpięła się w czarną metalową uprząż, przymocowaną do stelaża ramieniem pneumatycznym o złożonych przegubach. Gdy ramię się zginało, syczało parą. Wałki tłuszczu maskowały u kobiety miejsce, gdzie głowa stapiała się z tułowiem. Rozłożyła ręce, jakby suszyła pomalowane przed chwilą paznokcie. Końce palców zniknęły wewnątrz specyficznych naparstków. A może po prostu się przekształciły? Każdy naparstek kończył się wyspecjalizowanym narzędziem medycznym.

— Nie. Ten najpierw — powiedziała, wyciągając w moją stronę mały palec, z naparstkiem ozdobionym czymś na kształt sterylnego harpuna.

— Dziękuję, Dominiko — powiedziałem. — Ale lepiej zajmij się najpierw Quirrenbachem.

— Wrócisz?

— Tak, jak tylko zdobędę trochę kasy.

Uśmiechnąłem się i wyszedłem z namiotu, słysząc, jak wiertła nabierają z jękiem prędkości.

CZTERNAŚCIE

Mężczyzna, który przeglądał moje skarby, miał przymocowany do głowy brzęczący i pstrykający monokl. Łysą czaszkę zdobiła sieć cienkich blizn, budząc skojarzenia z niewprawnie posklejaną rozbitą wazą. Wszystko, co mu pokazywałem, ujmował w szczypczyki, podnosił do monokla i oglądał uważnie na sposób wiekowego entomologa. Obok stał jakiś młodziak ze skrętem w ustach. Na głowie miał hełm taki sam jak ten, który odebrałem Vadimowi.

— Mogę wykorzystać część tego gówna — powiedział mężczyzna z monoklem. — Chyba. Mówi pan, że to wszystko prawdziwe, hę? Wszystko oparte na faktach?

— Epizody militarne zostały wytrałowane z pamięci żołnierzy po danej sytuacji bitewnej, w procesie rutynowego zbierania materiałów wywiadowczych.

— Taa? A w jaki sposób wpadły w pańskie ręce?

Nie czekając na odpowiedź, sięgnął pod stół, wyciągnął puszeczkę uszczelnioną taśmą elastyczną i odliczył z niej kilkadziesiąt lokalnych banknotów. Jak już zauważyłem wcześniej, banknoty miały dziwaczne nominały — trzynastki, czwórki, dwudziestki siódemki, trójki.

— Nie twój cholerny interes, skąd je wziąłem — odpowiedziałem.

— Nie mój, ale nie powstrzyma mnie to od pytania. — Ściągnął usta. — Masz jeszcze coś, skoro już marnujesz mój czas?

Pozwoliłem mu zbadać eksperientale wzięte od Quirrenbacha i patrzyłem, jak usta krzywią mu się najpierw z pogardą, potem z niesmakiem.

I co?

— Teraz już mnie obrażasz i nie podoba mi się to.

— Jeśli towar nie ma wartości, po prostu mi powiedz, to sobie pójdę.

— Nie są bezwartościowe — powiedział, gdy przyjrzał się im powtórnie. — Dokładnie takie rzeczy skupywałem miesiąc czy dwa temu. Grand Teton ma wzięcie. Ludzie nigdy się nie nudzą tymi maziowatymi wypiętrzeniami.

— Więc w czym problem?

— To gówno już zalało rynek, oto w czym problem. Takie eksperientale tracą na wartości. A to musi być… co? Kopia piracka trzeciej lub czwartej generacji. Groszowe gówienko.

Odliczył kilka dodatkowych banknotów, jednak daleko mniej, niż zapłacił za moje eksperientale.

— Wyciągnie pan jeszcze coś z rękawa? Wzruszyłem ramionami.

— To zależy, czego pan poszukuje.

— Niech pan wysili wyobraźnię. — Podał jeden z militarnych eksperientali swemu pomagierowi. Podbródek młokosa pokrywały pierwsze, nieśmiałe kosmyki brody. Młokos wyrzucił eksperiental, który właśnie odgrywał, i na jego miejsce wsunął do gniazda mój, nawet nie zdejmując gogli z oczu. — Cokolwiek czarnego. Matowoczarnego. Wie pan, co mam na myśli, prawda?

— Mam dość sensowną koncepcję.

— Więc niech pan to wykrztusi albo się wynosi. — Młokosa na krześle obok chwyciły konwulsje. — Hej, a to gówno, to co?

— Czy hełm ma dostateczną rozdzielność przestrzenną, by stymulować ośrodki przyjemności i bólu? — spytałem.

A jeśli ma?

Pochylił się i uderzył mocno w głowę skręcającego się młokosa, zrzucając mu plastikowy hełm. Młokos, nadal w konwulsjach, opadł na krzesło. Oczy miał szkliste. Ślinił się.

— W takim razie prawdopodobnie nie powinien ich włączać losowo — wyjaśniłem. — Myślę, że właśnie natrafił na sesję przesłuchania przez KP. Czy obcinano ci kiedyś palce?

Mężczyzna z monoklem zachichotał.

— Brzydko, bardzo brzydko. Ale na ten rodzaj gówna jest rynek, tak jak jest rynek na czarne.

Teraz nadeszła właściwa chwila, by sprawdzić jakość towaru Vadima. Wręczyłem mu czarny eksperiental, jeden z ozdobionych drobnym, srebrnym wizerunkiem robala.

— Mówi pan o czymś takim?

Miał sceptyczną minę, póki dokładniej nie obejrzał eksperientala. Jego wytrenowany wzrok odbierał prawdopodobnie całą gamę podświadomych sygnałów, pozwalających odróżnić prawdziwy towar od nędznych podróbek.

— Jeśli to piracka kopia, to dobrej jakości, czyli jest to coś warte bez względu na zawartość. Hej, gównomózgi! Spróbuj tego.

Ukląkł, podniósł poobijany hełm odgrywarki, wcisnął go na głowę młokosa, a potem chciał włożyć eksperiental. Młokos właśnie się ożywiał. Zobaczył eksperiental i natychmiast zaczął machać rękami, próbując powstrzymać mężczyznę od wciśnięcia eksperientala do gniazda.