Выбрать главу

Ale jednocześnie nadeszła druga wiadomość:

Nie róbcie tego. Próbują was oszukać.

Nie miało wielkiego znaczenia, że wiadomość nie podawała rozsądnej przyczyny, dla której ktoś w ogóle miałby popełnić takie oszustwo. Powstała wątpliwość i przez to narada zyskała całkowicie nowy dreszcz emocji.

W końcu znaleźli się w polu widzenia „Palestyny” — miejsca narady. Zbliżał się do niej rój promowych taksówek z pozostałych trzech statków, wiozący starszych oficerów statkowych. Miejsce spotkania ustalono w pośpiechu, z pewnymi trudnościami. A jednak wybór „Palestyny” był oczywisty. We wszystkich wojnach, myślał Sky, zimnych czy innych, zawsze w interesie wszystkich uczestników leżało posiadanie terenu neutralnego — na negocjacje, wymianę szpiegów lub — jeśli wszystko inne zawiodło — na demonstrację nowych broni. I „Palestyna” wzięła na siebie taką rolę.

— Czy sądzi pan, kapitanie, że to naprawdę oszustwo? — spytał Sky gdy Balcazar zakończył jedną ze swych sesji kaszlu. — Dlaczego by to robili?

— Robili… co takiego, do cholery?

— Próbowali nas zabić, przesyłając błędne dane techniczne. Tam, w domu, nic by na tym nie zyskali. Zadziwiające, że w ogóle się potrudzili przesyłaniem nam czegokolwiek.

— Właśnie. — Balcazar wypluł to słowo, jakby jego oczywistość była godna pogardy. — Nic by nie zyskali również na przesyłaniu mam czegoś użytecznego — i wymagałoby to znacznie więcej pracy, niż przesłanie nam materiałów niebezpiecznych. Nie widzisz tego, głuptaku? Niech nas Bóg wspomaga, kiedy ktoś z twojego pokolenia kiedyś obejmie dowództwo… — Głos mu zanikł.

Sky poczekał, aż kapitan skończy kaszleć, a potem sapać.

— Ale nadal musi za tym stać jakaś motywacja…

— Czysta złośliwość.

Sky stąpał teraz po bardzo cienkim lodzie, ale dzielnie ciągnął:

— Złośliwa może równie dobrze być wiadomość, która nas ostrzega, byśmy nie wdrażali zmian.

— Och, i pragniesz zaryzykować życie czterech tysięcy ludzi, by przetestować tę uczniowską spekulację?

— Podejmowanie takich decyzji nie należy do zakresu moich obowiązków. Mówię tylko, że nie zazdroszczę panu odpowiedzialności.

— A co ty w ogóle wiesz o odpowiedzialności, ty mały bezczelny kutasie?!

„Mały” teraz, pomyślał Sky. Ale pewnego dnia… pewnego dnia, niezbyt odległego, wszystko może się zmienić. Uznał, że najlepiej na to nie odpowiadać, i prowadził taksówkę dalej w ciszy, którą przerywały tylko odgłosy związane z ciężką pracą starczych organów.

Głęboko się jednak zastanawiał. Nad tym, co Balcazar powiedział wcześniej: nad uwagą, że lepiej chować zmarłych w kosmosie, niż zawozić ich do świata przeznaczenia. Kiedy o tym myślał, dostrzegał w tym pewien sens.

Każdy kilogram wieziony na statku był jeszcze jednym kilogramem, który trzeba wyhamowywać z szybkości międzygwiezdnych. Statki miały masę około miliona ton — jak zauważył Balcazar, dziesięć tysięcy razy większą niż człowiek. Proste prawo fizyki newtonowskiej powiedziało Skyowi, że zmniejszenie masy statku o taką właśnie wielkość przyniosłoby proporcjonalne zwiększenie możliwej do osiągnięcia szybkości hamowania statku. Oczywiście, przy założeniu niezmienionej wydajności silnika.

Polepszenie o jedną dziesięciomilionową nie byłoby zbyt widowiskowe… ale kto powiedział, że trzeba się zadowolić masą tylko jednego człowieka?

Sky pomyślał o wszystkich zmarłych pasażerach, niesionych przez „Santiago”: spacze, których z przyczyn medycznych w żaden sposób nie da się ożywić. Tylko ludzki sentymentalizm przemawiał za wiezieniem ich na Koniec Podróży. Co więcej, można by wyrzucić również ogromną i ciężką maszynerię, która ich utrzymywała przy życiu. Myślał o tym jeszcze chwilę i zaczynał dochodzić do wniosku, że redukcja masy statku o wiele ton jest możliwa. W zasadzie aż się prosi, by ją uzyskać. Na razie polepszenie byłoby znacznie mniejsze od jednej tysiącznej. A jednak — któż mógł twierdzić, że w następnych latach nie stracą więcej spaczy? Tysiące rzeczy mogą się zepsuć.

Bycie zamrożonym to sprawa ryzykowna.

— Może powinniśmy wszyscy po prostu poczekać i zobaczyć — odezwał się kapitan, przerywając mu tok myślenia. — To nie byłoby takie złe podejście, prawda?

— Poczekać i zobaczyć, panie kapitanie?

— Tak. — Kapitan wyrażał się teraz z zimną jasnością, ale Sky wiedział, że może ona zniknąć równie łatwo, jak się pojawiła. — Mam na myśli: poczekać i zobaczyć, co z tym zrobią. Oni też odebrali tę wiadomość, zdajesz sobie sprawę. Będą musieli również dyskutować, co z tym zrobić — ale nie będą mogli omówić tego z nikim z nas.

Kapitan wydawał się dość przytomny, ale Sky miał kłopot ze siedzeniem toku jego myśli. Starając się to ukryć, zapytał:

— Dawno już pan o nich nie wspominał, prawda?

— Oczywiście. Nie papla się o wszystkim, Tytusie, sam to wiesz najlepiej. Otwarte usta zatapiają okręty, takie rzeczy. Albo sprawiają, że się je odkrywa.

— Co odkrywa, kapitanie?

— Cóż, wiemy cholernie dobrze, że nasi przyjaciele na innych trzech statkach chyba w ogóle o nich nie wiedzą. Nasi szpiedzy przeniknęli na te statki do najwyższych stopni dowodzenia i nie usłyszeli o nich ani słowa.

— Czy możemy być pewni takich rzeczy, kapitanie?

— Och, myślę, że tak, Tytusie.

— Naprawdę, panie kapitanie?

— Oczywiście. Ty pilnie obserwujesz, co się dzieje na „Santiago”, prawda? Wiesz, że załoga słyszała pogłoskę o szóstym statku, nawet jeśli większość w nią zupełnie nie wierzy.

Sky zamaskował zdziwienie.

— Szósty statek to dla większości z nich mit, kapitanie.

— I ten stan będziemy utrzymywać. Sami natomiast nie jesteśmy tacy głupi.

A więc to prawda, pomyślał Sky. Po tylu latach okazuje się, że ta przeklęta rzecz naprawdę istnieje. Przynajmniej w mózgu Balcazara.

Kapitan mówił to tak, jakby Tytus sam był wprowadzony w sekret. Niezależnie od tego, co o nim wiedziano, szósty statek stanowił potencjalne zagrożenie bezpieczeństwa, więc możliwe, że Tytus był rzeczywiście wprowadzony. I zmarł, a akurat tej informacji nie zdążył przekazać swemu następcy.

Sky wspomniał rozmowy w pociągu z przyjaciółmi. Pamiętał pewność Norquinco co do istnienia szóstego statku. Nie trzeba było również wiele, by przekonać Gomeza. Ostatni raz rozmawiał z którymś z nich mniej więcej rok temu, ale wyobraził sobie tutaj ich obydwu, cicho kiwających głowami, cieszących się, że zmuszono go, by spokojnie zaakceptował tę prawdę. Prawdę, przeciwko której wypowiadał się tak zapalczywie. Prawie nie myślał o tym od czasu rozmowy w pociągu, ale teraz gorączkowo przeszukiwał pamięć, próbując wspomnieć, co takiego dokładnie mówił Norquinco.

— Większość załogi, która w ogóle wierzy tej pogłosce — powiedział — uważa, że szósty statek jest martwy; po prostu dryfuje za nami.

— To tylko wskazuje, że pod pogłoską kryje się ziarno prawdy. Oczywiście jest ciemny — nie ma świateł, nie ma w ogóle wyraźnych dowodów ludzkiej obecności, ale to wszystko może być wybiegiem. Oczywiście nie znamy ich psychiki i nadal nie wiemy, co naprawdę się wydarzyło.

— Dobrze by było wiedzieć. Zwłaszcza teraz. — Sky przerwał i świadomie podjął znaczne ryzyko. — Biorąc pod uwagę bieżącą powagę sytuacji, spowodowaną tą wiadomością z domu, czy nie powinienem wiedzieć czegoś więcej o szóstym statku, czegokolwiek, co pomoże nam podjąć właściwą decyzję?

Z ulgą przekonał się, że kapitan bez urazy pokręcił głową.

— Widziałeś wszystko, co mam, Tytusie. Naprawdę nie wiemy nic więcej. Obawiam się, że te pogłoski zawierają mniej więcej tyle wiedzy, ile naprawdę posiadamy.