Oczywiście, nie ma mowy, żeby na to poszli. Oni chcą tylko szybkiego zabójstwa; chcą w nocy powąchać sobie krwi, przy jak najmniejszych wydatkach, bez niebezpieczeństwa i zaangażowania osobistego.
— Dobra — powiedziała Dominika, przycisnąwszy sterylizowany wacik do boku mojej głowy. — Ty teraz być załatwiony, panie Mirabel. — Trzymała implant w dwóch palcach: błyszczał jak szary klejnot. — I jeśli to nie jest implant myśliwski, Dominika to najchudsza kobieta w Chasm City.
— Nigdy nie można przewidzieć — odparłem. — Cuda się zdarzają.
— Nie Dominice. — Potem pomogła mi wstać z kanapy. Czułem się lekko oszołomiony. Pomacałem ranę w głowie — sprawiała wrażenie malutkiej, bez objawów infekcji i głębokich blizn. — Ty nie ciekaw? — spytała, gdy pośpiesznie wdziałem znowu płaszcz Vadima. Choć panowała wilgoć i gorąco, dawał mi poczucie anonimowości.
— Nie ciekaw… chcę powiedzieć nie jestem ciekaw… czego?
— Powiedziałam: ja zapytać o przyjaciela.
— Reivicha? Już wyczerpaliśmy ten temat. Zaczęła pakować swoje naparstki.
— Nie. Pan Quirrenbach. Drugi przyjaciel, ten z tobą wczoraj.
— Pan Quirrenbach i ja byliśmy w zasadzie bardziej znajomymi niż przyjaciółmi. Co z nim?
— Zapłacić mi tego nie mówić, dobre pieniądze. Więc ja nic nie mówić. Ale pan teraz bogacz, panie Mirabel. Pan robić pan Quirrenbach wydawać się biedny. Pan łapać sens?
— Mówisz, że Quirrenbach dał ci napiwek, byś milczała, ale jeśli go przelicytuję, to mogę kupić twoje mówienie?
— Pan bystry facet, pan Mirabel. Dominiki operacje nie dać ci uszkodzenie mózgu.
— Jestem zachwycony, że to słyszę. — Z cierpiętniczym westchnieniem sięgnąłem znowu do kieszeni i poprosiłem ją, by mi powiedziała, cóż takiego Quirrenbach chciał przede mną ukryć. Nie byłem pewien czego się spodziewać; jakiejś drobnostki, bo nie przypuszczałem, by muzyk miał w ogóle coś do ukrycia.
— Przyszedł z ty — powiedziała Dominika. — Ubrany jak ty, w ubranie Żebraków. Prosił implanty precz.
— Powiedz mi o czymś, czego nie wiem.
Dominika uśmiechnęła się obleśnie i wiedziałem, że cokolwiek mi teraz powie, będzie się cieszyła z mojej reakcji.
— On nie mieć implantów, panie Mirabel.
— Przecież widziałem go na twojej kanapie. Operowałaś go. Ogoliłaś mu głowę.
— On kazać mi zrobić to wyglądać dobrze. Dominika nie pytać. Robić co klient mówić. Klient zawsze racja. Kiedy klient płacić dobrze, jak pan Quirrenbach. Klient powiedzieć udawać operacja. Ogolić włosy, przejść przez procedurę. Ale ja nigdy nie otwierać jego głowa. Nie potrzebować. I tak go skanować — tam nic. On już czysty.
— Więc dlaczego do cholery…
I wtedy nagle wszystko nabrało sensu. Quirrenbach nie musiał usuwać implantów, gdyż one — jeżeli w ogóle je kiedykolwiek miał — zostały usunięte przed laty, podczas zarazy. Quirrenbach w ogóle nie był z Grand Teton. Nie był nawet spoza układu. Był miejscowym talentem i zwerbowano go, by zjechał za mną na dół i wykrył, jakie mam zamiary.
Pracował dla Reivicha.
Reivich dotarł do Chasm City przede mną, jechał już w dół, kiedy Lodowi Żebracy nadal składali do kupy moje wspomnienia. Kilka dni przewagi to niewiele, ale widocznie ten czas wystarczył do zwerbowania pomocy. Quirrenbach mógł być jego pierwszym punktem kontaktu. A potem Quirrenbach powrócił na orbitę i zmieszał się z imigrantami, którzy właśnie przybyli spoza układu. Miał śledzić ożywionych ludzi z „Orvieto” i znaleźć tego, kto mógł być najemnym zabójcą.
Wróciłem myślami do tamtych wydarzeń.
Najpierw zaczepił mnie Vadim w jadalni „Strelnikova”. Odtrąciłem Vadima, ale po kilku minutach zauważyłem, że bije on Quirrenbacha. Rzuciłem się i zmusiłem Vadima, by zostawił Quirrenbacha, a potem zbiłem Vadima. Pamiętam dobrze, że to Quirrenbach hamował mnie, bym go nie zabijał.
W tamtym czasie tłumaczyłem to jego skłonnością do wybaczania.
Potem razem z Quirrenbachem popełzliśmy do kwatery Vadima. Znowu wspomniałem, jak niepewnie czuł się Quirrenbach, gdy zaczęliśmy przeszukiwać graty. Uważał to za niemoralne. Sprzeczałem się z nim i wtedy Quirrenbach został zmuszony do udziału w kradzieży.
Przez cały czas nie widziałem rzeczy oczywistej: że Quirrenbach i Vadim pracowali razem.
Quirrenbach musiał w jakiś sposób znaleźć się blisko mnie bez wzbudzania podejrzeń; dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Obydwaj mnie wrobili. W jadalni Vadim niewątpliwie zbił Quirrenbacha, ale tylko dlatego, że potrzebowali realizmu. Musieli wiedzieć, że ruszę z interwencją, zwłaszcza po swoim wcześniejszym starciu z Vadimem. Później, gdy zaatakowano nas w karuzeli, Quirrenbach stał z boku, przytrzymywany przez drugiego mężczyznę, a ja przyjmowałem na siebie całą zemstę Vadima.
Powinienem był to wtedy dostrzec.
Quirrenbach przypiął się do mnie, z czego wynikało, że w swoim fachu był bardzo dobry; wyodrębnił mnie spośród wszystkich pasażerów statku — ale niekoniecznie musiało tak być. Reivich mógł wynająć kilku agentów, by śledzili innych pasażerów, a każdy z nich wykorzystywał odrębną strategię zbliżenia się do swego celu. Różnica polegała na tym, że kiedy tamci szli za niewłaściwą osobą, Quirrenbach — dzięki szczęściu lub rozumowaniu — trafił w środek tarczy. Nie miał jednak całkowitej pewności. Podczas naszych rozmów starannie unikałem wszelkich wskazówek co do mojej tożsamości ochroniarza Cahuelli.
Spróbowałem postawić się na miejscu Quirrenbacha.
I on, i Vadim prawdopodobnie bardzo chcieli mnie zabić. Ale nie mogli tego zrobić, dopóki nie nabrali absolutnego przekonania, że to ja jestem prawdziwym zabójcą.
Quirrenbach chyba zamierzał chodzić za mną tak długo, jak będzie trzeba. Odwiedziny u Dominiki były zasadniczym elementem maskarady. Musiał nie zdawać sobie sprawy, że jako żołnierz nie mam implantów i dlatego nie potrzebuję usług poczciwej Madame. Ale przyjął to spokojnie — powierzył mi swoje rzeczy, gdy przeprowadzano mu operację. Doskonałe posunięcie, Quirrenbach, myślałem. Te towary służyły do uprawdopodobnienia bajki.
Ale powinienem się wcześniej zorientować. W retrospektywie było to jasne. Handlarz narzekał, że eksperientale Quirrenbacha są pirackie. Że to kopie oryginałów, które sprzedawał przed kilkoma tygodniami. A jednak Quirrenbach mówił, że dopiero co przyjechał. Czy w spisie światłowców, przybyłych w zeszłym tygodniu, znalazłbym statek, który przyleciał z Grand Teton? Może tak, a może nie. Zależy to od tego, jak starannie Quirrenbach przygotowywał swoją przykrywkę. Miał do dyspozycji tylko dzień czy dwa, by zorganizować wszystko od zera.