Выбрать главу

Zeszli ze wzniesienia i rozłożyli się na pięknej łączce. Morten, na którym monumentalne kamienie i otaczająca je cisza zdawały się nie robić wrażenia, chwycił Juanę za ręce i zaczął się z nią kręcić pośród jesiennych kwiatów jak rozradowany mały chłopiec. Juana początkowo nie wiedziała, co robić, ale szybko dała się ponieść radości i tańczyła razem z nim.

Wyjęto zapasy żywnościowe. Było tego żałośnie mało i wszyscy myśleli o tym samym: przydałby się tu jakiś pełen owoców sad. Emma i jej banda zjedli niemal wszystkie owoce, jakie grupa Jordiego zabrała na drogę. Zwyczajnie je ukradli.

Jordi patrzył bardzo zmartwiony na skąpe porcje. Oczywiście, przywykli jeść minimalnie, ale na dłuższą metę nie wytrzymają. Muszą znaleźć coś do jedzenia, bo w przeciwnym razie będą musieli zawrócić, a droga powrotna jest daleka. Nie wiadomo gdzie znajdują się jakieś ludzkie osiedla.

Morten zjadł szybko i zerwał się na nogi.

– Co robimy dalej? Dokąd mamy iść? Wygląda na to, że droga jest zamknięta we wszystkich kierunkach.

Jordi i Unni leżeli na pledzie i rozkoszowali się ciszą.

– Później coś znajdziemy – powiedział Jordi zmęczony. – Teraz musimy odpocząć.

Morten popatrzył na Sissi, która siedziała w objęciach Miguela. Oparła głowę na jego piersi i szeptali coś do siebie czule. Antonio położył się nieco dalej i rozmawiał przez telefon ze swoją Veslą. Nareszcie trafił na zasięg! Wyglądał na uszczęśliwionego i śmiał się nieustannie. Widocznie Vesla opowiadała mu o małym synku.

Morten nie mógł ustać w miejscu.

– Czy to zaszkodzi, jeśli rozejrzę się trochę po okolicy? Może znajdę jakieś wskazówki, w którą stronę powinniśmy się udać.

– Bądź tak dobry i poszukaj – odparł Jordi sennie. – Tylko nie odchodź daleko!

– Tutaj? A gdzie tu można odejść?

– No, ty wszystko potrafisz!

Juana byłą jedyną osobą, która się jeszcze nie położyła. Spoglądała w niebo, po którym krążył jakiś wielki ptak, i uśmiechała się na jego widok uszczęśliwiona. Było tak cicho, tak cicho w tej niewielkiej dolinie, Juana czuła się jakby u progu wieczności, stapiała się w jedno z nieopisaną urodą tutejszej natury.

Chociaż akurat w tym miejscu owa natura uległa częściowemu zburzeniu.

– Chodź, Juana! Niech oni sobie drzemią w słońcu, a my tymczasem zbadamy okolicę!

Zgodziła się natychmiast i w chwilę potem oboje z Mortenem ręka w rękę biegli w górę po osypisku. Ich śmiech odbijał się echem między górami.

Bo oczywiście to cudowne znaleźć się nareszcie w słońcu, w świetle, na wolności!

15

Niczym oszołomione wiosennym ciepłem motyle Morten i Juana biegali między kamiennymi blokami. Znajdowali się teraz po drugiej stronie wzniesienia, więc nie widzieli już reszty towarzystwa. Tutaj było więcej luźno leżących bloków, które po prostu stoczyły się na łąkę. Kiedyś musiało się tu znajdować bardzo dobre pastwisko, ale teraz miejsce zostało szczelnie zamknięte. Przypuszczalnie tędy wiodła droga przez przełęcz, łącząca dolinę z otaczającym światem. Teraz jednak nie widać żadnych śladów jakiejkolwiek drogi.

Dzielili się nawzajem tymi obserwacjami, kręcąc się po terenie i szukając znaków, które mogłyby im wskazać, jak iść dalej.

A może majestatyczne megality są właśnie ostatecznym celem?

Juana zrobiła krótki wykład na temat, że megality przynależą do historii Skandynawii i nie wyglądają tak jak te głazy. Megality miały najwyżej dwa, trzy metry wysokości, były raczej wysmukłe i zawsze wznoszono je przy grobach. Skandynawia ma ich mnóstwo, natomiast południowa Europa wcale. W koloniach rzymskich, do których niegdyś ta kraina się zaliczała, kamienie nagrobne przedstawiały figury i te tutaj w niczym ich nie przypominają. O tutejszych trzech kamieniach Juana miała niewiele do powiedzenia. One dotychczas nie ujawniły swojego pochodzenia ani przeszłości.

– Ale myślisz, że są z różnych epok?

– O, tak! Jest co najmniej trzysta lat różnicy między tym wielkim pośrodku a bocznymi.

Znajdowali się teraz w centrum osypiska. Nadal rozmawiali o trzech kamieniach z doliny.

– Jak byś datowała te dwa jaśniejsze?

– Na podstawie wieku osypiska, a ono musiało powstać… no, powiedzmy, między dziewiątym a trzynastym wiekiem. Ale to tylko domysły – powiedziała Juana.

– To znaczy w jakimś okresie między momentem zbudowania kościoła a wyludnieniem doliny, które mogło być związane właśnie z osypaniem się kamieni i zasypaniem przejścia?

– Właśnie tak. Morten przystanął.

– Zastanawiam się, dlaczego kamienie znalazły się akurat tutaj.

– Nic nam nie wiadomo, jak to wyglądało podczas katastrofy. Myślę, że kamienie zasypały całą przełęcz. Ale miejsce jest piękne, wysoko położone, dziwne, że właśnie ono zostało oszczędzone. Jakby kamienie odnosiły się z szacunkiem do tego wielkiego bloku. Bo tylko on jeden wtedy stał w dolinie. Oj, teraz to się chyba zagalopowałam!

Krążyli między wysokimi wapiennymi głazami, ale zaczynało się robić nieprzyjemnie, coraz ciaśniej, raz po raz trzeba było przeciskać się pod nawisami.

– Tak czy inaczej to jest ślepa uliczka – powiedziała Juana i stwierdziła, że nadal trzymają się za ręce. Wypadło to jakoś tak naturalnie, samo z siebie. Juana była zaskoczona. Stoi oto na jakichś strasznych pustkowiach, trzyma za rękę, sympatycznego młodego mężczyznę i w ogóle nastrój jest bardzo romantyczny. I to ona, która dotychczas żyła samotnie, w otoczeniu książek i rzadko dawała się komuś zaprosić na jakąś imprezę.

Ten zaś młody mężczyzna, najwyraźniej odepchnięty przez Sissi, spogląda na nią pytająco. Ze zdziwieniem. Jakby właśnie odkrył jej istnienie. Widziała krew pulsującą w żyle na jego szyi i rumieniec na dziecinnej jeszcze twarzy z jasnym, delikatnym zarostem.

Znowu boleśnie przypomniała sobie swoją tęsknotę za tym, by znaleźć się w męskich ramionach, poczuć na swojej skórze dotyk jego skóry, dać komuś swoją miłość, i spuściła wzrok.

Morten nie był taki zapóźniony, jeśli chodzi o dziewczyny i ich uczucia, choć czasem zachowywał się bardzo niezgrabnie.

– Nie jesteśmy może idealna parą, ja i ty, Juano – powiedział, mimo woli nadając głosowi nieco głębsze brzmienie niż zwykle. – Nie jesteśmy też w sobie śmiertelnie zakochani. Ale ja ciebie bardzo, bardzo lubię i ty o tym wiesz.

Dosyć gadania! Kiedy poprzednio mijali kamienie na wzniesieniu, odwrócili się i stwierdzili, że Antonio zakończył telefoniczną rozmowę, położył się na trawie i drzemie w słońcu. Widzieli, że Sissi i Miguel też już nie siedzą, ona położyła głowę na jego piersi i wszyscy zdawali się zapadać w lekki sen.

Wokół panowała taka cisza. Juana poczuła łaskotanie w żołądku i nie tylko tam na myśl, że ktoś z tamtych mógłby przyjść i zobaczyć ich tutaj.

Morten czuł w całym ciele pulsowanie krwi, najbardziej w obrzmiałych wargach.

Ta mała Juana jest przecież pociągająca. Egzotyczna. Podniecająca.

I nie robiła wrażenia niechętnej. Mój Boże, jak ona drży! Czy to z mojego powodu?

Oj, ale się poczuł męski!

Położył ręce na łopatkach dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Przez sekundę zdawało się, że ona chce go od siebie odepchnąć, ale coś w jej ciele zaprotestowało przeciwko tej chęci Nie pomogły już surowe napomnienia rodziców.

Atmosfera zaczynała być gorąca, trudno było bezgłośnie oddychać. Morten, który zawsze starał się zachowywać nonszalancko wobec dziewczyn, co zresztą rzadko mu się udawało, całkiem zapomniał o wszelkich pozach. Przy tej nowicjuszce czuł się doświadczonym, pewnym siebie kochankiem. Przyciągnął ją mocno ku sobie, zamknął jak w kleszczach. Mój Boże, co za porównania przychodzą mu do głowy. Chciał, żeby poznała, jak bardzo jej pożąda.