Wąskie wargi hrabiego zwęziły się jeszcze bardziej, a skrzydełka nosa zaczęły drgać.
– Czy mogę prosić o więcej szacunku? Do hrabiego nikt nie zwraca się per ty. A wracając do sprawy, to o ile wiem, żadne z was nie zastrzegło sobie prawa do skarbu. Ja właśnie to uczyniłem i tym samym należy on do mnie. Nawet gdybyście wy tu nie dotarli, ja i tak bym skarb odnalazł.
– Tylko że gdyby nie my, to byś się już dawno stał ofiarą czarownika. A skarb powinien wrócić do państwa hiszpańskiego, czy ściśle biorąc do pięciu hiszpańskich północnych prowincji. Wszyscy się tam z pewnością ucieszą z odzyskania starych dziedzicznych klejnotów. A my będziemy się cieszyć, mogąc je oddać prawowitym spadkobiercom.
Tutaj jest tylko jeden taki dziedziczny klejnot, pomyślał hrabia. Skoro oni używają liczby mnogiej, to znaczy, że musi ich być jeszcze więcej. Dokładnie cztery. Głośno zaś zapytał:
– Czy to tak leżało, kiedy tu przyszliście? Morten naiwnie opowiedział mu o mechanizmie w skalnej ścianie i o tym, że ów mechanizm doprowadził do odnalezienia skarbu. Chciał pokazać temu zarozumialcowi, że nie są tacy głupi, jak hrabia sądzi.
– Juana, przestań mnie szarpać!
Hrabia patrzył na ostrą wypukłość w murze. Po drugiej stronie musi się znajdować taka sama, myślał. Jeśli oni się upierają, że to jest własność ich, czy państwa hiszpańskiego, wszystko jedno, to o skarbie, który znajdę ja sam, tak powiedzieć nie będą mogli. I tym razem ja będę pierwszy!
Wzruszył ramionami.
– Porozmawiamy o tym później – rzekł pojednawczo i szybkim krokiem ruszył do przeciwległego końca groty.
– Stój! – krzyknęli Morten i Juana równocześnie. – Nie idź tam!
Aha, będą próbowali mnie zatrzymać.
– Znaleźliście znowu coś? – spytał z niewinną miną, oglądając się przez ramię.
– Nie, ale przecież Unni ci mówiła, że to niebezpieczne – tłumaczył Morten.
– Unni? Ta gówniara? Czy miałbym…?
– Antonio, powstrzymaj go! – krzyczał Morten, bo właśnie inni zaczęli wchodzić do groty.
Na dworze słońce zeszło za wzgórza. W dolinie zapadł mrok i kamienie nie rzucały już cieni. Potężne kolosy stały jeszcze bardziej milczące niż przedtem i strzegły swojej tajemnicy.
Teraz ludzie mieli tylko pochodnie do rozpraszania mroku. Wiele z nich już się zresztą dopalało, płomienie pełgały niepewnie jakby w ostatnim, przepraszającym pozdrowieniu.
25
Obaj przeciwnicy mierzyli się nawzajem. Wyczekująco. Również w rozpadlinie między skalnymi ścianami dzień zamierał.
Jordi próbował grać na zwłokę. Czekał na Tabrisa.
– Go miałeś na myśli, mówiąc, że zlikwidowałeś czary Urraki, Wamba?
Odpowiedział mu głos Leona:
– Wamba zawsze tak robi.
– Robił – poprawił go Jordi. – Ty nie masz już żadnej mocy, Wamba.
– W jakiejś grocie, tylko nie wiem, w której – charczał ochryple. – Schowałem wasz znak. Bo ręka Urraki wbija mury w ziemię. Ale Wamba umie stawiać inne mury. Wyrywać kamienie z gór. Wamba jest silny! Urraca myśli, że może wszystko. Ale Wamba jest większy. Wamba zastawia pułapki.
Rozległ się ordynarny, skrzekliwy śmiech odpychającego stwora.
Emma nadal wrzeszczała, siedząc na zdradzieckiej, wąskiej półce, na dodatek pochylonej w dół.
– Nie możesz prędzej zabić tego potwora? Czy to dla ciebie takie trudne, Jordi, który podobno wszystko potrafisz? Przecież ja za chwilę stąd spadnę!
Tabris wielkimi łukami zlatywał w dół na swoich czarodziejsko pięknych skrzydłach.
– Potrzebujesz pomocy? – krzyknął.
– Jeszcze nie teraz, muszę wydobyć z niego więcej informacji. Ale zabierz tę wrzeszczącą idiotkę, ona mnie rozprasza. Wrócisz tu potem?
– Oczywiście! Tabris zdjął Emmę ze skały i rzeczywiście zrobił to w ostatniej chwili, bo byłaby spadła.
– Czy ona zasługuje, by ją oszczędzać? – spytał Jordiego.
– Nie – odparł Jordi, uważnie obserwując każdy ruch Wamby. – Ale nie chcemy być takimi nędznikami, jak ona.
Emma sprawiała wrażenie, że mogłaby zabić Tabrisa, ale opanowała się, spojrzawszy w jego okrutną twarz demona. Tabris wsunął sobie kobietę pod pachę, musiała wisieć w najbardziej upokarzający sposób. Trzymał ją jak coś obrzydliwego, czego by się najchętniej nie dotykało.
Kiedy wznieśli się ponad góry, Emma przestała wrzeszczeć i do końca podróży zachowywała się cicho. Absolutnie nie chciała ryzykować, że demon upuści ją „‘ w takim miejscu.
26
Oczy hrabiego płonęły. Przecież musi istnieć coś jeszcze po drugiej stronie ściany! Taki sam skarb. Tak! Triumf! Zwycięstwo! Zobaczył niewielki kamyk sterczący ze ściany.
– Nie rób tego! – krzyknęła Unni. – To pułapka! Hrabia się odwrócił.
– Pułapka? – zaśmiał się odrażająco. – Dlaczego po jednej stronie miałaby być pułapka, a po drugiej jej nie ma? O, nie, wy chcecie tylko odsunąć mnie od tego, co jest moje. Jesteście bandą złodziei! Wszyscy co do jednego!
– Ale ja przed chwilą widziałam Wambę.
– Phi! – prychnął hrabia zniecierpliwiony.
– Czy oni nie potrafią się niczego nauczyć? – mruknął Antonio. – Tak samo fanatyczny jak jego siostra, choć widział, do czego ją to doprowadziło. Tak samo zachłanny na pieniądze.
– Tak bywa – westchnęła Sissi. – Widywałam oszalałych graczy przed jednorękim bandytą. Takie same rozpalone oczy, te same ruchy, sztywne z napięcia.
Hrabia mierzył wzrokiem odległość od mechanizmu. Chyba jednak nie pozostawał całkiem głuchy na ostrzeżenia Unni, ponieważ jakby na próbę podchodził do ściany i odskakiwał.
Najpierw bardzo ostrożnie, potem śmielej. Udawał zadowolonego z tego, co już poznał.
– Nie, tak nie można. Trzeba go powstrzymać – rzekła Unni gniewnie. Podbiegła do hrabiego, by go odciągnąć z niebezpiecznego jej zdaniem terytorium, ale Antonio rzucił się za nią i złapał ją za rękę.
– Jesteś dla Jordiego wszystkim – powiedział surowo. – Nie możesz składać tej miłości na ołtarzu czegoś tak bezwartościowego!
Hrabia usłyszał ich rozmowę i wpadł w złość. Twarz miał zaciętą.
– Nie odgrywajcie dramatycznych przedstawień! – syknął. – Sprawdziłem te kamienie. Tu nie ma żadnej pułapki, nie chcę więcej słuchać tych głupstw.
Antonio wciąż mocno trzymał Unni, hrabia zaś ruszył pewnym krokiem ku skalnej ścianie i pociągnął obluzowany kamień.
– To się na nic nie zda – powiedział Morten.
Tym razem jednak prosty element zdawał się działać od razu, nie tak jak poprzednio, kiedy należało go przekręcić.
Gdzieś w oddali rozległo się trzaśniecie, jakby uderzenie we wnętrzu góry. Wszyscy spojrzeli na ziemię.
– Wracaj! – krzyknęła Unni. – Szybko!
Twarz hrabiego wykrzywiało podniecenie. Nie był w stanie ruszyć się z miejsca.
– To jest moje! – krzyczał. – Pamiętajcie, że to jest moje! Wszystko, co znajduje się tutaj, należy do mnie! Tylko do mnie! Ja to znalazłem!
– Nie! – krzyczała Unni. – Wracaj! Jak najszybciej! Nagle od powały oderwał się olbrzymi blok i hrabia zniknął pod nim calutki, mimo że był przecież niepospolicie wysokim mężczyzną.
Wamba założył bardzo skuteczną pułapkę. Pościg za bogactwem pochłonął jeszcze jedną ofiarę.
CZĘŚĆ PIĄTA. AMOR
27
Paraliżujący nastrój nie chciał ustąpić, mimo że Antonio nakazał wszystkim pracować. Skalnego bloku przesunąć nie mogli, musiał pozostać kamieniem nagrobnym hrabiego. Juana odmówiła modlitwę za umarłych.