Выбрать главу

Ona i Morten otrzymali zadanie zgromadzenia zapasu paliwa do pochodni. By zwiększyć siłę światła, rozpalili wiele niedużych ognisk pod ścianami.

Juana znosiła i układała opał na stos, mówiła przy tym bez przerwy:

– Dziesięcioro naszych przeciwników wyruszyło na tę wyprawę. Najpierw Roger został zamordowany przez Tabrisa. To było straszne, ale konieczne dla uratowania życia Gudrun. Potem zniknęli ci dwaj hiszpańscy dranie pracujący dla Alonza. Oni uciekli, Tabris mi o tym powiedział.

– Udało im się – mruknął Morten. – Wiedzieli, co robią.

– Tak. No a potem Flavia sama sobie wykopała grób, wreszcie Kenny został zamordowany przez Thorego Andersena. Już tutaj Wamba zajął się Alonzem i Thorem. A teraz hrabia zginął, można powiedzieć z własnej ręki. Tak więc zostało ich tylko dwoje, Emma i Tommy, chociaż do jakiego stopnia można ich traktować jako żywych, nie mam pojęcia.

– Emma jest niczym kot – rzekł Morten ponuro. – Ona zawsze spada na cztery łapy i może dziewięć razy tracić życie. Co najmniej dziewięć.

– Z urodą to można daleko zajść – powiedziała Juana z tęsknotą w głosie.

Tym razem Morten znalazł właściwe słowa, choć całość brzmiała dość naiwnie:

– Uroda znaczy bardzo wiele. Ty masz wielką urodę, Juano, bo posiadasz wiele tego, czego brakuje Emmie. Ona jest piękną powłoką pozbawioną jakiejkolwiek treści. Ty zaś masz i jedno, i drugie.

I naprawdę tak myślał. Morten sam był tym zaskoczony.

Może nareszcie stał się dorosły?

Ej, chyba nie!

Nieśmiałym ruchem ujął dłoń Juany i uśmiechnął się do niej, a ona odczytała właściwie jego spontaniczne zachowanie: „Ciebie i mnie łączy coś bardzo pięknego. Możemy ze sobą rozmawiać, możemy się sobie zwierzać”.

Juana poczuła ciepło w sercu, musiała przez chwilę mrugać, żeby powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Z tego może być coś ładnego, pomyślała. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że po Miguelu mogłabym się zakochać w kimś tak zwyczajnym, ale przecież wszystko stało się dziwnie prosto, jakby samo z siebie. Może to coś w rodzaju odreagowania? Może to tak, jakby się położyć na wygodnym łóżku z IKEA po długiej i męczącej wędrówce w innych wymiarach, z widziadłami i upiorami, ścigającymi człowieka od rana do nocy?

Tacy byli zajęci sobą nawzajem, tak wstrząśnięci makabryczną śmiercią hrabiego, że całkiem zapomnieli o tym, co jakąś godzinę temu znaleźli: wgłębienie na bocznej ścianie arki, do którego mógł być może pasować ostatni gryf.

Upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, Morten skradł Juanie przelotny pocałunek, potem jeszcze jeden, dłuższy, który trwał i trwał, aż w końcu Antonio zawołał:

– Morten? Juana? Gdzie wy się podziewacie? Tabris właśnie wrócił!

Ocknęli się z rozkosznego oszołomienia i z pięknego świata marzeń przenieśli się do ponurej rzeczywistości.

Jednak, kiedy opuszczali grotę, trzymali się za ręce. I nie byli w stanie przestać spoglądać sobie nawzajem w oczy.

Przyjaciele uśmiechali się na ten widok wzruszeni. To było jak błysk ciepłego światła w tej tragicznej, a może nawet katastrofalnej ciemności.

Unni stała w wejściu do groty i patrzyła w głąb. Czuła się głęboko zdeprymowana, liczne przypadki tragicznej śmierci dały się jej mocno we znaki.

Przecież nie o to chodziło w naszej ekspedycji, żeby ludzie mieli umierać, skarżył się w jej duszy jakiś głos. Byli to wprawdzie nasi przeciwnicy, wrogowie, niebezpieczni i żądni krwi, ale przecież nikt z nas nie życzył im śmierci. Pragnęliśmy tylko, żeby zostawili nas w spokoju.

Sześć osób odeszło. I to z naszego powodu.

Nie, to nie tak. To, co nimi powodowało, to była żądza złota, odbierająca rozsądek. My dla nich nie mieliśmy żadnego znaczenia. Potrzebowali nas tylko po to, byśmy im pokazali drogę do skarbu.

Ale takie usprawiedliwienia nic jej nie pomogły. Unni mimo wszystko czuła się winna.

Kolejne, lękliwe spojrzenie do wnętrza groty. Było też coś innego. Lęk, który spływał jej po plecach niczym deszczowa woda. Coś, co szeptało o niebezpieczeństwie. O zagrożeniu… Wilgotny, zatęchły odór grobów z dawnych czasów.

Pełen żądzy zemsty śmiech, którego nikt nie słyszał. On po prostu trwał tutaj, pod sklepieniem tej groty, i czekał.

Pospiesznie odwróciła się ku światłu i pobiegła do swoich towarzyszy.

28

Emma wylądowała.

Jak wszyscy inni cierpiała z głodu i dlatego była bardziej skłonna do irytacji niż zwykle. Pierwsze, co zobaczyła, to Tommy, ułożony pod pledem koło przerażająco wielkich kamieni. Bowiem nad płaskowyżem Gór Kantabryjskich nadal trwał wczesny zmierzch, a tylko w grocie panowały nieprzeniknione ciemności, dla których rozproszenia potrzebny był ogień.

– A więc to tutaj leży Tommy. No tak, ale wygląda jak nieżywy.

– Tommy żyje – odparł Antonio ostro. – Nie ma powodu do kpin.

Emma posłała mu przeciągłe spojrzenie, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, że już dawno przestała być uwodzicielska.

– Dostał w głowę kamieniem rzuconym przez potwora – wyjaśniła. – Uderzenie było silne. Tak, tak, no to jest nas wciąż dużo do podziału, chociaż nie bardzo jest się czym dzielić.

– Emma, przestań! – upomniała ją Unni cicho.

– O, moja prześladowczyni na krótkich nogach też tutaj jest. No to chciałabym ci powiedzieć, że potwór właśnie w tej chwili robi mielone kotlety z twojego jedynego wielbiciela.

– To nieprawda – rozległ się głos Tabrisa. – Jordi radzi sobie bardzo dobrze, Unni.

– Nie, no, do diabła! To ty masz dwóch wielbicieli? – skrzywiła się Emma. – Ale gust to masz raczej marny, Unni. Oni zresztą też. No ale teraz chciałabym wiedzieć, co tutaj się dzieje, Antonio.

– Jak na kogoś, kto właśnie cudem uniknął śmierci, jesteś niebywale pyskata, Emma. Hrabia nie podziękował Tabrisowi, ale ty też tego nie zrobiłaś. Co to za maniery mają nasi przeciwnicy?

Udała, że tego napomnienia nie słyszy.

– No właśnie, a gdzież to jest jego wysokość?

– Najlepiej będzie, jak pójdziesz z nami do groty – rzekł Antonio i wszyscy tam poszli. Tabris chciał się dowiedzieć czegoś więcej o ostatnich wydarzeniach, zmienił się więc w Miguela. Czasu wiele jednak nie miał, bo martwił się o Jordiego.

On i Emma przy okazji wysłuchali krótkiego raportu. Rzeczywiście, śmierć hrabiego wstrząsnęła Emmą, zaczęła się więc zachowywać ostrożniej, uważniej patrzyła, gdzie stawia nogi. Zastanawiała się, co też to za grota i jakim cudem tamci się tutaj dostali, ale tego Antonio nie chciał wyjaśniać. Zresztą sam nie wiedział o grocie zbyt wiele.

Natomiast Święte Serce Galicii dosłownie Emmę poraziło.

– Jest fantastycznie piękne – szeptała.

Unni nie bardzo się z tym zgadzała. Klejnot był przyciężki, nieforemny i szczerze mówiąc, kiczowaty, jakby twórcy chodziło o możliwie największe nagromadzenie ozdób i ornamentów. Masywna podstawa z kutego złota, ciężka jak żelazna płyta, wszystko w kształcie serca, brzegi wysadzane diamentami. Ogromny rubin zasługiwał na lepszą oprawę. Całość miała około metra średnicy i chyba na Emmie właśnie to robiło największe wrażenie.

– Jest po prostu brzydkie – oznajmiła Unni. Czuła się niedobrze. Bała się, bo doznała wrażenia, że nie wszystko tutaj jest jak trzeba.

Emma posłała jej złośliwe spojrzenie.

– No cóż – powiedziała. – Jak nikt go nie chce, to ja mogę wziąć. Bardzo chętnie – dodała lekko.

– Ono należy do Galicii – poinformowała Unni.

– Nonsens! Przecież myśmy je znaleźli!

Aha, więc teraz to jesteśmy my? Unni obejrzała się przez ramię. Jakby ktoś tam był, ale nie zauważyła nikogo. Emma drążyła temat.