Выбрать главу

– Co Galicia będzie z tego miała. Wsadzą klejnot do szklanej gabloty w jakimś muzeum, którego nikt nie odwiedza? Nie, powiedzcie mi lepiej, co to za dziwna grota. Antonio, co znaczy ten ołtarz?

Unni wydała z siebie jęk i z całej siły oparła się o ścianę groty.

– Unni, co się dzieje? – spytał Antonio przestraszony. – Źle się czujesz?

– Nie, ale tutaj coś jest. Coś strasznego, coś śmiertelnie niebezpiecznego. Jordi nie może tu wchodzić! Powiedzcie mu to. Nie wolno mu tutaj wejść, bo tu czeka jego los.

– Już to mówiłaś. Czy mogłabyś wytłumaczyć dokładniej?

– Nie, ja nic nie rozumiem. Muszę tylko pilnować, żeby… Jordi tu nie wszedł.

Antonio ukucnął przy niej. Podniósł się dopiero, kiedy Juana półgłosem wymówiła jego imię.

Nagle przypomniała sobie swoje i Mortena znalezisko. Wspięła się na palce i wyszeptała:

– Morten i ja chyba… nam się wydaje, że znaleźliśmy miejsce dla ostatniego gryfa. Możliwe, że tak.

– Naprawdę? A gdzie?

Juana zrobiła się jeszcze bardziej tajemnicza. Szeptała prawie bezgłośnie.

– Na tylnej ścianie ołtarza.

– Świetnie – pochwalił ją Antonio. – Ale teraz nic o tym nie mów. Dopóki Emma jest w pobliżu.

Morten też to słyszał. Wielokrotnie, z uroczystą miną skinął głową.

– Musimy ją jakoś wywabić z groty – rzekł Antonio.

– Ja się tym zajmę – obiecał Miguel.

– Jako Tabris?

– Nie, jako Miguel. Antonio się uśmiechnął.

– Tak, pod tą postacią będziesz chyba skuteczniejszy. Miguel zawołał Emmę, a ona podeszła z pewnym respektem.

– Chcesz posłuchać o tych wielkich kamieniach na zewnątrz?

Emma natychmiast złagodniała. Ujęła go pod rękę uszczęśliwiona.

– Mój wybawca – zaszczebiotała. – Szkoda, że ktoś taki przystojny może mieć takie ponure wnętrze!

Miguel posłał uspokajające spojrzenie cokolwiek przestraszonej Sissi. Ona odpowiedziała mu bladym uśmiechem.

Miguel nie musiał jednak pokazywać Emmie żadnych kamieni, bowiem nagle na zewnątrz rozległo się na pół stłumione wołanie.

– Tommy – stwierdziła Sissi. – Musiał się ocknąć. Wszyscy wybiegli, w grocie została jedynie Unni.

Stała blisko ołtarza.

– A ty nie idziesz? – spytał Antonio.

– Za chwilę – odparła, – Muszę sprawdzić, gdzie jest źródło tego zagrożenia. Muszę ratować Jordiego.

– Nie rozumiem cię. I nie podoba mi się to. Morten, zostań z Unni!

Morten był jednym z dotkniętych dziedzictwem, jednym z tych, którzy mają umrzeć po skończeniu dwudziestego piątego roku życia, czyli już bardzo niedługo.

Dlatego znaczył więcej niż na przykład Sissi, Juana czy nawet Antonio. Mimo że ten miał pewne zdolności, ponieważ napił się trochę czarodziejskiego wywaru Urraki kiedyś dawno temu w górach Hemsedal.

Och, napój działał długo, ale przecież i tak nie starczyło tego na dłużej niż parę lat.

Mój Boże, tyle się wydarzyło od tamtych czasów!

Dość niechętnie Morten został w grocie.

Wolałby teraz pójść z Juana, z drugiej jednak strony był dumny, że otrzymał kolejne zadanie.

Starał się, by jego głos brzmiał władczo i jak najbardziej męsko.

– Co tym razem wyczuwasz, Unni?

– Nie potrafię tego ani zdefiniować, ani zidentyfikować. Ale coś się czai między pełgającymi cieniami w tej grocie. Czeka na Jordiego. Muszę spróbować, czy nie uda mi się odkryć istoty tego czegoś, natury zagrożenia. Bo tylko wtedy będę mogła je pokonać.

– No a co będzie, jeśli to się czai na nas? Unni potrząsnęła głową.

– Na ciebie nie. Chociaż możliwe, że… Oczy jej się rozszerzyły!

– Tak, to się czai na mnie! Morten, musimy uciekać! Chłopak rzucił się do wyjścia. Włos jeżył mu się na głowie ze strachu.

– Spiesz się, Unni! Szybko! Spójrz! Coś wyłoniło się z nicości.

– Nie, nie, tylko nie to! – Przerażające wizje żelaznej dziewicy tłukły jej się po głowie. Próbowała się poruszyć, ale stała jak wrośnięta w ziemię. Jakieś trupie, kościste ręce popchnęły ją do ołtarza, tam zacisnęły się niczym imadła na jej nadgarstkach, a potem wokół kostek.

– Uciekaj, Morten, uciekaj! Byłam kompletną idiotką, nie pomyślałam, że również mnie może coś grozić! Tylko niech Jordi tu nie przychodzi, bo oni właśnie tego pragną.

Morten biegł, jakby mu sam diabeł deptał po piętach, ale nic go nie zatrzymywało.

– Amor ilimitado solamente! – wrzasnęła Unni, ale bez rezultatu. Nie miała przy sobie znaku rycerzy.

Dookoła niej stało czterech katów inkwizycji, byli czarniejsi i bardziej przerażający niż kiedykolwiek przedtem.

Grota niegdyś odwiedzana przez złego Wambę dodawała im sił. Ich moc była teraz większa, zło wprost z nich buchało, a na ich fanatycznych trupich gębach pysznił się triumf.

„Dostaliśmy jedną, to dostaniemy i tego drugiego”, syczały upiorne głosy. „Będzie nasz!”

29

Czarni rycerze widzieli wszystko. Stali w kącie groty i nic nie mogli zrobić.

Don Garcia rzekł z goryczą:

„Ten przeklęty Wamba musiał ukryć naszą ochronę. To wszystko by się nie stało, gdyby on wtedy się nie wmieszał. Nie mówiąc już o fatalnej sile jego sztuczek”!

„Tak, Urraca nie była w stanie unieszkodliwić jego złych zaklęć, tyle tylko że zamroczyła mu umysł tak, że on nigdy sobie nie przypomni, gdzie to było, nie trafi tutaj”, uśmiechnął się don Federico cierpko, ale też ze smutkiem.

Don Galindo czuł się bezradny.

„Nędzni słudzy inkwizycji mogą pociągnąć za najdłuższą nitkę i wygrać to starcie tutaj. Ja nie wiem, czego trzeba, żeby teraz uratować tę naszą biedną dziewczynę”.

„Ani Jordiego. A to przecież na niego oni przede wszystkim polują”, westchnął don Ramiro.

„Och, ale marzą też, żeby się zemścić na mojej potomkini, Unni. Pamiętajcie, że ona usunęła z drogi aż siedmiu tych diabłów”, zauważył don Sebastian.

„To wszystko jest po prostu przytłaczające”, potwierdził don Federico. „Ach, tylu by tu trzeba ochraniać. Unni, Jordi, Urraca. Nie mówiąc już o innych młodych bohaterach, którzy tu przybyli. A my jesteśmy cieniami pozbawionymi jakiejkolwiek siły”.

„Gdybyśmy tak mogli zburzyć to, co Wamba tutaj zbudował!”

„Wtedy Unni i Jordi zostaliby uratowani. Ale czy los naszych rodów, to nie wiem. Chyba nie”.

Don Garcia wpadł mu w słowo:

„Wyzwolenie jest blisko! Tak blisko, a jednak tak daleko!”

Czuli, że rozpacz i bezradność wbijają ich w ziemię.

30

Tommy leżał i wrzeszczał bardziej ze strachu niż z bólu. Twarz ukrył w dłoniach.

– Co się dzieje, Tommy? – spytał Antonio. Chłopakiem wstrząsał szloch, był naprawdę przerażony.

– Kamień. Ten wielki, milczący kamień… on do mnie mówił.

– Ten wielki, ciemny?

– Tak. Tak. Ten… on się poruszył. Podszedł do mnie bliżej i…

– Głupstwa opowiadasz! To tylko wieczorne cienie tworzą taką iluzję.

– Nie, on chciał mi coś powiedzieć. Ja nie chcę tutaj być.

– Nie będziesz musiał. Czy coś cię boli?

– Boli? – Twarz chłopaka była absolutnie pusta. – Boli? Tak. W głowie.

– Nic dziwnego. Dostałeś potężny cios. To nawet mogło spowodować halucynacje.

– To nie były żadne halu… halunizacje. Antonio nie widział potrzeby poprawiania go.

– Właściwie to nie powinniśmy cię ruszać, ale trzeba cię przenieść nad potok. Bliżej nas. Poczujesz się lepiej?

– Będę musiał wejść do środka?

– Przecież nie chciałeś.