– Zabierzcie mnie stąd! – wrzeszczał Tommy.
– Zaraz. Najpierw musimy coś załatwić. Tommy wrzeszczał z przerażenia.
– Głazy, które mówią bez słów. Potwory obrośnięte kudłami, które mogą w człowieka rzucić kamieniem. Demony latające nad ziemią. Ja chcę do domu!
Zaczął płakać, wstrząsały nim spazmatyczne szlochy. Niezbyt to dobrze dla jego potłuczonej głowy.
– Zaraz będziesz mógł trochę odpocząć – obiecał Antonio. – Chciałbym tylko zapytać… powiedziałeś, że głaz przemawia bez słów. Co dokładnie miałeś na myśli?
– Że on mówił w mojej głowie, w środku. No tak, to możliwe w jego stanie.
– I co ten głaz powiedział?
Tommy miał zupełnie szklane spojrzenie. „Ja jestem brama. Zwróć mi spokój!”
– OK, OK – powiedział Antonio. – Wstrząśnienie mózgu. Chodźcie tutaj wszyscy, musimy go przenieść. Co się stało, Morten? Wyglądasz, jakbyś zobaczył upiora.;’
Morten pokazywał ręką na grotę, próbując mu od – powiedzieć, ale na to trzeba było czasu. W końcu wyjaśnił, co się stało.
Antonio słuchał z niedowierzaniem, ale musiał zaakceptować informację.
O mój Boże, mój Boże, co ja mam robić? myślał w popłochu. Przecież ja jestem tylko Antonio, człowiek bez | specjalnych zdolności. Nie mogę tam do nich po prostu! pójść, bo zniszczę wszystko, wpakuję Unni w tarapaty,, O Boże, jak mam jej pomóc? Kto mógłby to zrobić?
Kto mógłby pomóc Unni? Nikt.
Antonio rozglądał się wokół i nienawidził te maleje samotnej doliny. Tych niezwykłych, górujących nad nią głazów. Kamieni nagrobnych. I osypisk po obu stronach doliny. I nieba, które robiło się coraz Ciemniejsze. Czy ten ciężki kamień mógłby przemówić? Przekazać jakąś myśl, ulokować ją w głowie Tommy’ego? Także i on wymienił ten milczący głaz. Dlaczego?
Antonio spojrzał w górę na kolosa i poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Smutek, wielkość, szum historii, wszystko to odczuwał i było to bardzo nieprzyjemne. Zawierało się w tym wszystkim coś absolutnego!
Ułożyli rannego tak, że nie widział głazów, po czym skierowali się ku przerażającej teraz grocie.
Co mam robić? myślał Antonio. Co ja mam robić?
– Antonio! – zawołała Unni, gdy tylko stwierdziła, że przyjaciele weszli do groty i stanęli przy wejściu. Nie wszyscy mogli zobaczyć mnichów, ale wszyscy byli wstrząśnięci, słyszeli bowiem, co powiedział Morten. – Antonio, nie mówcie o tym Jordiemu!
Antonio na moment przymknął oczy. Już przecież wysłał Tabrisa, żeby wsparł Jordiego w zmaganiach z Wambą, ale też po to, by powiedział mu, co się tu dzieje.
– Obiecaj mi to! – nalegała Unni.
– Dobrze – powiedział Antonio podejrzanie szybko i z poczuciem winy. – Morten i Juana! Gdzie widzieliście zagłębienie dla ostatniego gryfa?
Ponownie mu wyjaśnili. Na tylnej ścianie ołtarza.
Antonio starał się ocenić sytuację. Mnisi stali po obu stronach i przemawiali do Unni swoimi ostrymi, jakby pustymi głosami. Dotarły do niego słowa: „Gdzie się podziewa twój kochanek, odpowiadaj zaraz, to nie będziesz musiała cierpieć!”
„Nie wiem”, odparła Unni i to chyba nie była prawda, ale ona za nic nie zdradziłaby Jordiego.
Antonio zabrał ze sobą wszystkich pozostałych i schronił się z nimi za stalagmitami, musieli przykucnąć, żeby się całkiem schować. Nie chciał ryzykować kolejnych nieszczęść.
– Juana i Morten… wy wiecie, gdzie się znajduje wgłębienie. Jedno z was musi się tam zakraść i włożyć do niego gryfa. Szybko! Być może to uratuje sytuację. Ufam, że mnisi nie przejmują się waszym losem, ale na Boga, działajcie ostrożnie!
Juana zgłosiła się natychmiast, że to ona pójdzie, rzuciła tylko niespokojne spojrzenie w stronę wściekłych upiorów.
Dla męskiej dumy Mortena tego było za wiele.
– Ja idę! – oznajmił stanowczo. – Daj mi gryfa!
– A nie możemy razem? – spytała Juana.
– Nie – zaprotestował Antonio. – Dziękuję ci za odwagę, Juana, ale pójdzie Morten.
Morten żałował w głębi duszy, dzielnie jednak pochylił głowę i skradał się wzdłuż ścian pod ochroną formacji lodowych. Serce tłukło mu się w piersi jak szalone, nigdy jeszcze nie znajdował się tak blisko tych budzących grozę istot, bo w izbie tortur w Santiago de Compostela nie był obecny.
Morten zdał sobie sprawę, że dokonał największego wyczynu swojego życia, ale, uff, nie powinien pomniejszać historycznego dramatu takim słowem jak wyczyn. To nie jest film akcji z mnóstwem nieprawdopodobnych scen, ta makabra dzieje się naprawdę.
O rany boskie, jak oni traktują Unni! Oto jeden podnosi w górę jakieś narzędzie tortur, lepiej, żebym nie wiedział, do czego to może służyć.
„To tylko przedsmak tego, co może się przytrafić, jeśli nam nie powiesz, gdzie się znajduje ten żywy trup. Bo on ma klucz, którego teraz bardzo potrzebujemy”.
Klucz? Gryf. Morten starał się opanować strach, płonął cały z wysiłku, ale dzielnie czołgał się do tylnej ściany ołtarza. Nie dostaniecie żadnego klucza, wy przeklęte strachy na wróble. Klucz Jordi oddał mnie! Przez Antonia, ale to nieważne, dość, że mam go ja! O rany, muszę uciekać, oni mnie zabiją, jak zobaczą, że tutaj jestem. Mój Boże, teraz słyszałem zdławiony krzyk Unni, ona jest taka dzielna.
Ja też jestem dzielny, nie ucieknę, o nie, najwyżej umrę z honorem, gdzie jest to wgłębienie, rany, jak ja się trzęsę, wprost nie mogę ulokować gryfa na miejscu, oni usłyszą chrobotanie… o, tak, tam!
A to co znowu? Przecież ten gryf wcale tu nie pasuje! Co mam teraz zrobić? Ale dlaczego nie pasuje, przecież wgłębienie tu było, jestem tego pewien na tysiąc procent! Ratunku, teraz jeden z potworów zrobił parę kroków w moją stronę, co za straszne stopy, powinienem uciekać…
Chyba nikt nigdy nie rej terował szybciej! Zgnębiony Morten opowiadał przyjaciołom o swojej porażce.
– Mowy nie ma o porażce, Morten – protestował Antonio. – Sprawiłeś się wspaniale. Tylko co my teraz zrobimy? Nie, żadne z was nie może próbować iść z odsieczą Unni, to by było dla niej jeszcze gorzej, bo oni by złapali śmiałka i użyli go jako dodatkowego środka nacisku. Groziliby, że go zabiją, jeśli Unni nie wyjawi, gdzie jest Jordi. Nie wolno jej na to narażać. Tylko co robić w takim razie? Czy naprawdę nie istnieje żadna pomoc?
Antonio nigdy jeszcze nie czuł się taki rozpaczliwie bezradny.
31
No to jestem bliski wykonania zadania, myślał Tabris. Leciał tak wysoko, że widział jeszcze słońce za szczytami gór nad horyzontem.
Jak to będzie wspaniale. Już wkrótce wszystko pozostanie za mną. Zrobił specjalnie trudne okrążenie, unosił się na skrzydłach i rozkoszował wolnością. Pomyśleć, że mógłby utracić to poczucie swobody i stać się istotą śmiertelną! Na to musiałbym chyba zwariować. Nie umieć polecieć tam, gdzie się chce, nie móc stać się niewidzialnym pod osłoną skrzydeł, nie mieć prawa poczarować trochę, choćby dla zabawy…
Ale jeśli nie, to będę musiał zostać w Ciemnościach.
Może to był jakiś znak, że słońce zachodzi również dla niego?
Towarzysze. Jego nowi przyjaciele, Sissi…
Tylko że oni istnieją jedynie przez chwilę, przez maleńką cząstkę wieczności. Potem odchodzą. A Sissi i tak nigdy nie będzie miał, to niemożliwe. Są dwiema istotami z całkiem innych gatunków, to beznadziejna sprawa.
Przyjaciele pomrą. I on także, jeśli przemieni się w człowieka. Jego życie przeminie razem z życiem przyjaciół.
Dlaczego jednak nie mógłby być demonem i zostać na świecie?
To by chyba można jakoś urządzić, na przykład jako podziękowanie ze strony mistrza? To najmniejsze, czego mógłby zażądać, kiedy złoży już raport o tajemnicy rycerzy i przyniesie ze sobą Urracę. A właśnie, gdzie ona się podziewa?